Witam,
długo sie zbierałam na odwagę, żeby napisać cos na wątku... Bałam się i nadal boję negatywnych wypowiedzi na swój temat...
Forum znalazłam jak byłam w 7 miesiącu ciąży, Malutka kończy niedługo 2 miesiące i... nie mam już siły! Jak Wy wszytskie samotne mamy dajecie sobie radę? Czy to tylko ja mam problem z najprostszymi rzeczami...
Na początek może napiszę parę słów o sobie. Tata Małej odszedł ode mnie gdy byłam w drugim miesiącu ciąży. Jest to jednak bardziej skomplikowane. Bo my chcielismy tego dziecka, planowaliśmy je i na początku On się bardzo ucieszył, że zostanie tatą, a potem był taki dzień gdy bardzo krwawiłam i bylismy pewni, że poroniłam, w Nim cos wtedy pękło i dwa tygodnie później odszedł. Kilka miesięcy później okazało się, że jednak nie poroniłam <od razu napiszę- nie, nie bylam u ginekologa, prosze zrozumcie, z Jego odejściem zawalił się cały mój świat, były mi obojetne powikłania po poronieniu, nie obchodziło mnie co się ze mną stanie>, od razu Go o tym poinformowałam, ale Jego reakcja była inna niz się spodziewałam- stwierdził, że nie jest pewien czy to Jego dziecko... i utrzymuje tak do dziś. Od tamtej pory widziałam się z Nim trzy razy- raz na imprezie, raz przez przpadek i raz jak bylismy w USC. Pewnie spytacie skąd się tam wziął i po co. No właśnie to tez jest pokręcone. Bo ja bardzo chciałam, żeby uznal ojcowstwo i końcu udalo mi się z Nim spotkać. I tu jedna z tych rzeczy, których nie rozumiem- może jakiś forumowy tata będzie mi w stanie wyjaśnic? Otóż On nadal utrzymuje, że Malutka nie jest Jego, ale ojcowstwo uznał i... zniknął. Od tej pory jestesmy same, znaczy własciwie to od kwietnia jesteśmy same. W tej chwili jestem na zasiłku macierzyńskim, ale jak się skończy to zostaję bez pracy i bez środkow do życia
![Frown :( :(](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
. Przeraża mnie myśl o przyszłości, bo nawet jakiekolwiek zasilki mi nie przysługują z tego co czytałam, bo paradoksalnie za dużo zarabiam, znaczy mam za duży dochód za rok poprzedni. A wydatkow troche jest- zacznijmy od wynajecia meszkania w Warszawie...
No ale nie o tym chciałam pisać. Miało byc o dniu codziennym. Powiedcie mi, jak Wy sobie radzilyście w tych pierwszych miesiącach? Bo ja od porodu chodzę w piżamie całymi dniami- nie mam kiedy się ubrac, bo Mała caly czas jest na rękach. Obiad jem wieczorem tj po 21 jak Ala juz uśnie na noc, a w dzien to w zasadzie tylko jakies kanapki<jesli je zdąże zrobić> lub cos co da się jeść jedną ręką chodząc z dzieciakiem na ręku... Dodatkowo mam kociaste, które muszę nakarmic i sprzątnąć im kuwety <od razu zaznacze, że ich oddanie nie wchodzi w rachubę- są ze mną od wielu lat, uratowalam je z ulicy i nie pozwolę, żeby trafily tam znowu> a mieszkam sama. Raz w tygodniu ktoś ze znajomych przynosi mi zakupy, bo tak to nie mialabym w ogole co jeść. Wtedy tez mam chwilę na szybki prysznic i umycie włosów. Bo tak to mój dzięn wygląda: karmienie, przewijanie, usypianie, odłozenie - natychmiastowy lament, noszenie, karmienie, prewijanie itd itd...
Od razu wyjaśnie- teraz pisze na forum bo Malutka akurat ssie i mam możliwość pisanai jedną ręką po klawiaturze, druga Ją trzymając.
Powiedzcie, czy to tylko ja jestem taka beznadziejna ? Czy to tylko ja ryczę z bezsilności i tęsknoty za Jej Tatą? Czy tylko ja powoli zapominam co znaczy śmiac się?
![Frown :( :(](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)