KRROPELKA
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 12 Sierpień 2008
- Postów
- 2 684
kazdy bol sie kiedys konczy. zwlaszcza jesli pozwolimy sobie na zamkniecie pewnych rozdzialow z zyciu. to wszytsko wymaga oczywiscie masy czasu. bo rozum to jedno a serce to drugie. i nie mozna nakazac sercu by przestalo kochac, tesknic i cierpiec.
ale mozna a nawet trzeba nakazac sobie ratowac swoje zycie i zycie swoich dzieci.
czasem w zyciu trzeba dokonac radykalnych ciec a potem powolutku budowac swoj nowy kawalek swiata.
zycie kazdej z nas, na tym forum, zawalilo sie w gruzy. tylko my wiemy jaki bezmiar cierpienia towarzyszy kobiecie kiedy zostaje sama w ciazy (i to niezaleznie od tego czy zostala porzucona czy zmuszona byla odejsc od jakiegos gnojka). nagle swiat roi sie od szczesliwych par, od mlodych mazenstw kupujacych razem wyprawke, od tatusiow radosnie bawiacych sie z dziecmi w parku. i te widoki bola okrutnie.
a mysl, ze ojciec dziecka ma gdzies maluszka jest wprost nie do zniesienia.
i nie powiem, ze sie latwo z tego podlego stanu wykaraskac. bo cholernie trudno.
ale to jest mozliwe![tak :tak: :tak:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/yes2.gif)
moim zdaniem pierwszym krokiem ku uzdrowieniu swojej sytuacji jest uswiadomienie sobie, ze jestesmy skazane tylko na siebie i wlasne sily. ze w zaden sposob nie mozemy liczyc na "ojcow" naszych dzieci. i, ze to wlasnie my musimy zadbac o szczesliwe dziecinstwo dla maluchow.
moj ex niedlugo po tym jak mnie zostawil chcial wrocic. bylam jeszcze w coazy. zgodzilam sie. nasze "bycie razem" potrwalo 1,5 dnia. skonczylo sie smsem od niego, ze wszytsko sobie przemyslal i jednak mnie nie chce. a dla mnie wizyta u ginekolaga z silnymi skurczami.
wtedy zrozumialam, ze dla takich jak on nie ma nic swietego... ABSOLUTNIE NIC...
kiedy ja bylam na wizycie u ginekologa to ex bzykal jakas panienke w Polsce.
tuz przed narodzinami Filipka zaczelam dostawac maile jak to on przemyslal, zrozumial i sratatata...
pojawil sie kiedy Fifko sie urodzil. dlugo zabiegal o to by do mnie wrocic. jego zabiego to byly glownie slowa. nie dalam im wiary. juz nigdy ani na 5min nie pozwolilammu do siebie wrocic. czas pokazal, ze mialam racje. wygralam swoje zycie oraz spokojne dziecinstwo dla synka.
i powiem, ze nie bylo mi latwo mu odmawiac. bo wowczas nadal bardzo go kochalam. ale wiedzialam, ze jestem odpowiedzialna za moje dziecko. i, ze sama musze byc szczesliwa kobieta by byc szczesliwa mama. a mialam swiadomosc, ze nie zaznam szczescia przy ex.
ex byl mily tak dlugo jak dlugo liczyl na to, ze do niego wroce. wzgledny byl tak dlugo jak mu ustepowalam w wielu kwesteiach. a kiedy stalo sie dla niego jasne, ze razem juz nie bedziemy i, ze nie pozwole mu traktowac mojego domu jak swoj to sie zaczelo.
w sierpniu bedzie rok jak nie daje kasy na Filipka (placi za niego panstwo). stac go na placenie, ale postanowil mnie ukarac i kasy "mi" nie dawac. co jakis czas mam z nim powazne problemy. jakies 3 m-ce temu bylam zmuszona zlozyc na niego doniesienie na policje- poniewaz mi grozil. ogolnie- im dalej tym gorzej.
zachowuje sie identycznie jak jego ojciec sie zachowywal wobec niego.
zawsze bedzie moim wrzodem na tylku, bo laczy nas dziecko.
jednak nie bedac z nim moge chronic i Filipka i siebie.
a dla porownania: moja kolezanka kiedy ja poznalam miala meza i synka. kiedy zaczelysmy wiecej gadac duzo mi o nim opowiadala. non stop przeplataly sie krotkie okresy pozornego szczescia z dlugimi okresami katorgi. w jednym z tych leprzych okresow zdecydowala sie na drugie dziecko. ciaza wzglednie. podczas porodu zachowal sie maz cudnie. a potem juz bylo tylko gorzej. ona chce odejsc, ale ciagle brak jej odwagi. kiedy jest juz naprawde zle to narasta w niej decyzja o odejsciu. a potem on zaserwuje jej kilka spokojnych chwil i ona znow zmiata wszytsko pod dywan. i tak z roku na rok. z miesiaca na miesiac. z dnia na dzien. a wrecz z sekundy na sekunde - jest coraz gorzej. maz jest coraz bardziej bezczelny, okrutny w slowach i czynach. z kazdym jej wybaczeniem szmaci ja coraz bardziej. na to patrzy 6-letni syn i to chlonie drugi 10m-czny. jakimi beda ludzmi? mezczyznami? partnerami? ojcami? synami? czy kolezanka zdola wpoic im jakies ludzkie zasady skoro na codzoen patrza na takie odczlowieczenia? czy naucza sie szanowac kogokolwiek?
a kolezanka? dzis jest znerwicowana kobieta tracaca z minuty na minute poczucie wlasnej wartosci. kima bedzie za kilka lat?
szkoda zycia...
ale mozna a nawet trzeba nakazac sobie ratowac swoje zycie i zycie swoich dzieci.
czasem w zyciu trzeba dokonac radykalnych ciec a potem powolutku budowac swoj nowy kawalek swiata.
zycie kazdej z nas, na tym forum, zawalilo sie w gruzy. tylko my wiemy jaki bezmiar cierpienia towarzyszy kobiecie kiedy zostaje sama w ciazy (i to niezaleznie od tego czy zostala porzucona czy zmuszona byla odejsc od jakiegos gnojka). nagle swiat roi sie od szczesliwych par, od mlodych mazenstw kupujacych razem wyprawke, od tatusiow radosnie bawiacych sie z dziecmi w parku. i te widoki bola okrutnie.
a mysl, ze ojciec dziecka ma gdzies maluszka jest wprost nie do zniesienia.
i nie powiem, ze sie latwo z tego podlego stanu wykaraskac. bo cholernie trudno.
ale to jest mozliwe
![tak :tak: :tak:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/yes2.gif)
moim zdaniem pierwszym krokiem ku uzdrowieniu swojej sytuacji jest uswiadomienie sobie, ze jestesmy skazane tylko na siebie i wlasne sily. ze w zaden sposob nie mozemy liczyc na "ojcow" naszych dzieci. i, ze to wlasnie my musimy zadbac o szczesliwe dziecinstwo dla maluchow.
moj ex niedlugo po tym jak mnie zostawil chcial wrocic. bylam jeszcze w coazy. zgodzilam sie. nasze "bycie razem" potrwalo 1,5 dnia. skonczylo sie smsem od niego, ze wszytsko sobie przemyslal i jednak mnie nie chce. a dla mnie wizyta u ginekolaga z silnymi skurczami.
wtedy zrozumialam, ze dla takich jak on nie ma nic swietego... ABSOLUTNIE NIC...
kiedy ja bylam na wizycie u ginekologa to ex bzykal jakas panienke w Polsce.
tuz przed narodzinami Filipka zaczelam dostawac maile jak to on przemyslal, zrozumial i sratatata...
pojawil sie kiedy Fifko sie urodzil. dlugo zabiegal o to by do mnie wrocic. jego zabiego to byly glownie slowa. nie dalam im wiary. juz nigdy ani na 5min nie pozwolilammu do siebie wrocic. czas pokazal, ze mialam racje. wygralam swoje zycie oraz spokojne dziecinstwo dla synka.
i powiem, ze nie bylo mi latwo mu odmawiac. bo wowczas nadal bardzo go kochalam. ale wiedzialam, ze jestem odpowiedzialna za moje dziecko. i, ze sama musze byc szczesliwa kobieta by byc szczesliwa mama. a mialam swiadomosc, ze nie zaznam szczescia przy ex.
ex byl mily tak dlugo jak dlugo liczyl na to, ze do niego wroce. wzgledny byl tak dlugo jak mu ustepowalam w wielu kwesteiach. a kiedy stalo sie dla niego jasne, ze razem juz nie bedziemy i, ze nie pozwole mu traktowac mojego domu jak swoj to sie zaczelo.
w sierpniu bedzie rok jak nie daje kasy na Filipka (placi za niego panstwo). stac go na placenie, ale postanowil mnie ukarac i kasy "mi" nie dawac. co jakis czas mam z nim powazne problemy. jakies 3 m-ce temu bylam zmuszona zlozyc na niego doniesienie na policje- poniewaz mi grozil. ogolnie- im dalej tym gorzej.
zachowuje sie identycznie jak jego ojciec sie zachowywal wobec niego.
zawsze bedzie moim wrzodem na tylku, bo laczy nas dziecko.
jednak nie bedac z nim moge chronic i Filipka i siebie.
a dla porownania: moja kolezanka kiedy ja poznalam miala meza i synka. kiedy zaczelysmy wiecej gadac duzo mi o nim opowiadala. non stop przeplataly sie krotkie okresy pozornego szczescia z dlugimi okresami katorgi. w jednym z tych leprzych okresow zdecydowala sie na drugie dziecko. ciaza wzglednie. podczas porodu zachowal sie maz cudnie. a potem juz bylo tylko gorzej. ona chce odejsc, ale ciagle brak jej odwagi. kiedy jest juz naprawde zle to narasta w niej decyzja o odejsciu. a potem on zaserwuje jej kilka spokojnych chwil i ona znow zmiata wszytsko pod dywan. i tak z roku na rok. z miesiaca na miesiac. z dnia na dzien. a wrecz z sekundy na sekunde - jest coraz gorzej. maz jest coraz bardziej bezczelny, okrutny w slowach i czynach. z kazdym jej wybaczeniem szmaci ja coraz bardziej. na to patrzy 6-letni syn i to chlonie drugi 10m-czny. jakimi beda ludzmi? mezczyznami? partnerami? ojcami? synami? czy kolezanka zdola wpoic im jakies ludzkie zasady skoro na codzoen patrza na takie odczlowieczenia? czy naucza sie szanowac kogokolwiek?
a kolezanka? dzis jest znerwicowana kobieta tracaca z minuty na minute poczucie wlasnej wartosci. kima bedzie za kilka lat?
szkoda zycia...