reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Rozszerzamy dietę Maluszków

e ja takie dziwne rzeczy jak próby naleśnika to często robię. Dziś np lizała talerz po moim śniadaniu (to akurat nieprzypilnowanie moje było) po jej minie sądzę, że trafiła na miód :rofl2:
Nie ma co wariować i popadać w skrajność od serka wiejskiego wielkości ziarenka grochu czy takiej porcji naleśnika na pewno dzieciom nic nie będzie a cierpliwośćc będą miały zaspokojoną.
Mina Oli liżącej ogórka kiszonego bezcenna. Myślałam potem że mi go wyrwie z ręki
 
reklama
A ja nie widzę potrzeby dawania nic do próbowania szczególnie z rzeczy których nie chce żeby w ogóle (dopóki matka jedzenia podaje);-) jadła, jak to mówią od nitki do kłębka.
 
A ja widzę ogromną potrzebę :-). Chcę zaciekawić jedzeniem dziecko, pokazać że to co ona je jedzą też dorośli, że nie jest wyjątkowa. Takie są idee BLW i one mi są bardzo bliskie. chcę pokazać że posiłek to wydarzenie radosne i dobra zabawa na który ma wpływ. Dzięki temu poznaje różne kształty, zapachy, kolory. Nie jem niczego w domu czego bym nie chciała żeby wkrótce jadła. Ogóra dostanie do łapy góra za dwa miesiące.
No i przede wszystkim boję się skrajności wszelkich bo to prowadzi do paranoi niestety ( nie u wszystkich żeby nikt do siebie nie odebrał :rofl2:)
Ja chcę żeby Ola jadła normalnie to jest mój najważniejszy cel bez cudowania i wydziwiania, tak jak jemy całą rodziną. Nie zamierzam jej nic specjalnie gotować po 12 mies a większoścć potraw już po 10 będzie jadła z nami.
 
Też strasznie pilnowałam żeby starsza różnych dziwnych rzeczy nie jadła i smaku nie znała, w kolejce do kasy zawsze zdziwienie budziłam jak jej tłumaczyłam, że lizaków dzieci nie jedzą czy cukierków hehehe a i tak dziecko cukierka dostało od kolegi w żłobku i w sklepie mnie teraz oświeca jakie toooo jest dooobre i że trzeba koniecznie kupić i dac tatusiowi spróbować ;-) a ogórki kiszone u nas też hiciorem były, roczna laura z ogórem w ręce po promenadzie nad morzem spacerowała i o żadnym lodzie wacie cukrowej itd itp nie pomyślała a młody piszczał z rozkoszy jak lizał ogórka.
 
Ostatnia edycja:
Oj chyba też się rozejrzę za tymi ciastkami Hippa. Na razie tylko chrupki kukurydziane byly grane, ale jakoś bez szczególnej euforii, zwłaszcza kiedy mu się do łapki przyklejają i macha żeby odpadły i się wtedy tak słodko denerwuje. Ale sadzam go z nami przy stole jak jemy, chyba pomału będę mu coś tam na jego blaciku kładła żeby sobie też popróbował poza chrupkami.

Nadrobiłam ostatnie strony, widzę że znowu temat mleka powrócił na tapetę. Jesteśmy ssakami, zwierzętami i jestem jednak przekonania że niemowlak potrzebuje mleka zwierzęcego, jeśli nie matki to innego zwierzęcia. To podpowiada mi choćby zdrowy rozsądek i instynkt. Mleko kokosowe czy migdałowe - super - smaczne, zdrowe. Ale chyba nie jako główny składnik posiłków niemowlęcia, które jeszcze nie ma nawet roku. A ogólnie nabiał i sery są podstawą diety ludzi w wielu kulturach, krajach, w świecie cywilizowanym jak i w miejscach gdzie cywilizacja prawie nie dotarła. Tak jest od setek tysięcy lat. Więc doszukiwanie się akurat w tym, dlaczego ludzie piją mleko korporacyjnych teorii spiskowych wydaje mi się lekką przesadą.
Ja to bym tylko chciała jakoś zejść z mm na rzecz zwykłego mleka, ale jakoś się cykam kurcze... Próbowała już któraś z Was wprowadzać zwykłe mleko?

Danonków też nie zamierzam dawać. Ale parówki czasem muszę zjeść...:-)
Najbardziej to się boję tego, że TZ to uwielbia i wsuwa słodycze. Tak było u niego w domu, zawsze były ciasteczka, cukiereczki, po prostu kupa gó...na. Słodkie napoje itd. ja tego nie kupuję i nie jadam, ale on sobie sam kupuje jakieś batoniki, wafelki, lubi żeby był w domu jakiś napój gazowany, sok w kartonie. Wsuwa namiętnie serki waniliowe rolmlecz. Ja tego wszystkie nie dotykam, ale obawiam się o Staśka. Bo o ile wkręcił się przez te wszystkie lata w moją zdrową, urozmaiconą i ciekawą kuchnie, stał się smakoszem wielu rzeczy, w większości których nie znał ze swojego domu, to słodycze i to te takie najprostsze nadal jada. Oczywiście nie chcę wprowadzać psychozy, żeby Staś nie mógł zjeść cukierka, ale sporadycznie, a nie codziennie. I trochę się tego obawiam.

Kakakarolina też się pod tym podpisuję!
 
Mart na początek możesz ugotować kaszkę na zwykłym mleku a najlepiej wprowadź teraz biały ser bo robi się to po 7 mies.
Ja teraz podawałam szału nie ma ale się nie dziwię bo to kwaśne i takie se. A potem po 8 mies juz podam trochę normalnego. Po roku już tylko normalne bedzię piła.
A mój M to też słodka dziurka i kupuje sobie ciuciu co dziennie ale Maksowi to nie zaszkodziło. Po obiedzie na deser spada mu coś słodkiego z nieba i się nie dopomina więcej. Pije wodę choć M czasem z fantą chodzi ale ewidentnie się boi tego pić. Z tego się robią bakterie w buzi nie wiedziałaś :-D a kto by chciał miec bakterie :rofl2: A serio to 3-4-5 latkowi wcisniesz jeszcze wszystko a jak pójdzie do szkoły to i tak będzie przekichane co byś nie mówiła i nie robiła. Ba nawet uważam że dzieci które dopiero wtedy się z tym spotkają tak się zachlysną że będzie gorzej niż te co czekoladę jadały. (Tak jak z alkoholem. Jak te w liceum z pierwszych ławek pojechały na wycieczkę to rzygały przez balkony non stop a Ci co na wagarkach piwko obalali już nie mieli potrzeby się upijać :-D)
 
A ja widze potrzebe, bo dziec poznaje, chce sprobowac, dotknac, uczy sie i interesuje wszystkim, nie tylko jedzeniem i ja moim na to pozwalam na zaspokojenie ciekawosci, w granicach rozsadku oczywiscie. Od lizniecia kiszeniaka czy nalesnika nic od razu sie nie stanie, a mina dziecka...no czasem poprostu powala:D

Edit: zanim napisalam mojego posta juz kilka innych sie pojawilo, no w kazdym razie popieram idee blw i poznawania smakow. To nie tylko dobra zabawa i nauka dla dziecia, ale tez fun dla mamy:p
 
Ostatnia edycja:
No wiem wiem, dlatego też napisałam że nie chcę siać psychozy. Ale ja byłam np. wychowana bez słodyczy i nigdy się nimi nie zachłysnęłam i nie lubiłam, bo mnie nikt do ich smaku nie przyzwyczaił. W szkole wolałam kabanoska schrupać niż batonika. A u TZ jest jadło słodkie rzeczy i ma taki gust. Heh, jakbym swojego widziała z Fantą, tylko mój kupuje sobie napój "Krzyś" w takich szklanych butelkach jak kiedyś był Ptyś, przywozi to sobie w skrzynkach.

No właśnie z tym serem białym to nie wiem, bo jest druga szkoła że po 10 miesiącu. Moja mam już się opowiedziała że zrobi twarożek dla wnusia :-) więc tylko czeka ode mnie na zielone światło. To może faktycznie jakoś po Świętach mu dam. Mama jak zrobi to sama to taki lekko kwaśny wychodzi, raczej słodziutki.

LeRemi do dzis pamiętam minę mojej siostry jak przypadkiem siedząc u mojej mamy na kolanach w wieku 6 miesięcy wessała się w ogórka kiszonego, i ssała ze 30 sekund nie chciała puścić :-)
 
reklama
Mart moja zaufana lekarka powiedziała ze już czas :tak:
U nas słodycze przynosił ptaszek na podwieczorek szukało się michałka po całym domu i jakoś szału na nie nie mamy ale lubimy
:))
 
Do góry