W pierwszej ciąży czułam się rewelacyjnie, nie czytałam internetów, nie byłam na żadnych forach, byłam tylko ja i ciąża i się tak nie nakręcałam na nic, dlatego grzecznie bez nerwów czekałam na poród
w sumie od samego początku byłam przekonana, ze przenoszę. I wbrew moim oczekiwaniom urodziłam 12 dni przed terminem. A w 7. miesiącu miałam tak duży brzuch, ze jak trafiłam na ginekologiczną izbę przyjęć, to jakaś położna zaczęła mnie ciągnąć na porodówkę. Ja zdziwiona, nie wiedziałam, o co chodzi i nagle odezwała się dziewczyna z malutkim brzuchem siedząca obok „to ja rodzę” hahaha.
A w drugiej ciąży panicznie bałam się, ze nie doczekam do cesarskiego cięcia. Nie mogłam rodzic bliżej domu, musiałam w szpitalu w Szczecinie, więc miałam do przejechania jakieś 70km, co potęgowało nerwy, wiadomo. No i mimo tego, ze cesarkę miałam umówioną wcześniej (wpisany miałam w kartę wcześniejszy termin porodu), to i tak do niej nie doczekałam. Na szczęście bez żadnego problemu dojechałam do szpitala. No i mąż zdążył dojechać
Ale mnie wzięło na wspominki