E
Ewcia_822
Gość
Witam 
Marcepanek - sama słodycz na tych foteczkach, ja to bym pożarła normalnie takie słodkie bąbelki...
Ja z rana zwlokłam się żeby Nicole zaprowadzić do szkoły (zerówka), potem wróciłam do łóżka do mojego mężulka bo ma nocki i jedyna szansa na jakieś tulanie jest z rana
Dziewczyny, co do tego jak się ma budowa kobiety do porodu.
Zawsze byłam grubej kości i pierwszą córeczkę faktycznie urodziłam szybciutko i łatwiutko, 13 dni przed terminem, wody odeszły o 14.30 i dostałam pierwszy skurcz a po wszystkim było o 17.40 (3100 55cm), natomiast przy drugiej (10 dni po terminie) męczyłam się bardzo długo bo w sumie w piątek pod wieczór zaczęły się pierwsze skurcze, w sobotę już chodziłam i pufffałam a urodziłam w niedzielę nad ranem (4390 60cm). Zmęczona byłam bo dwie nocki nie przespene i jak już urodziłam do nie mogłam do siebie dojść długo. Poza tym miałam mieć cesarkę a położna się uparła że urodzę i szkoda gadać co się działo...
Ale najważniejsze jest to, że bardzo szybko się o tym wszystkim zapomina, maleństwo słodko śpiące, pachnące mleczkiem i tym niemowlęcym zapaszkiem jest takie rozkoszne. Ten poród, nieprzespane nocki i wszystko co wydaje się straszne jest megaszybko wynagrodzone przez tą bezinteresowną, bezgraniczną miłość.
Ach rozmarzyłam się... już tak bym chciała mieć pod sercem maleństwo...
Jestem wściekła jak czytam takie historie jak ta z Bibinką. Współczuję jej bardzo...
Marcepanek - sama słodycz na tych foteczkach, ja to bym pożarła normalnie takie słodkie bąbelki...
Ja z rana zwlokłam się żeby Nicole zaprowadzić do szkoły (zerówka), potem wróciłam do łóżka do mojego mężulka bo ma nocki i jedyna szansa na jakieś tulanie jest z rana
Dziewczyny, co do tego jak się ma budowa kobiety do porodu.
Zawsze byłam grubej kości i pierwszą córeczkę faktycznie urodziłam szybciutko i łatwiutko, 13 dni przed terminem, wody odeszły o 14.30 i dostałam pierwszy skurcz a po wszystkim było o 17.40 (3100 55cm), natomiast przy drugiej (10 dni po terminie) męczyłam się bardzo długo bo w sumie w piątek pod wieczór zaczęły się pierwsze skurcze, w sobotę już chodziłam i pufffałam a urodziłam w niedzielę nad ranem (4390 60cm). Zmęczona byłam bo dwie nocki nie przespene i jak już urodziłam do nie mogłam do siebie dojść długo. Poza tym miałam mieć cesarkę a położna się uparła że urodzę i szkoda gadać co się działo...
Ale najważniejsze jest to, że bardzo szybko się o tym wszystkim zapomina, maleństwo słodko śpiące, pachnące mleczkiem i tym niemowlęcym zapaszkiem jest takie rozkoszne. Ten poród, nieprzespane nocki i wszystko co wydaje się straszne jest megaszybko wynagrodzone przez tą bezinteresowną, bezgraniczną miłość.
Ach rozmarzyłam się... już tak bym chciała mieć pod sercem maleństwo...
Jestem wściekła jak czytam takie historie jak ta z Bibinką. Współczuję jej bardzo...
Ostatnio edytowane przez moderatora: