reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Relacje z naszych porodów :)

reklama
Kolej na mnie;-) w niedziele 31 lipca miałam gości, rano wstałam robiłam łóżko i zauważyłam przemoczona pidzame, o 14 miałam ktg w szpitalu wiec sie nie denerwowalam. Byłam na ktg skurczy brak a moja gin stwierdziła ze to od czopu a nie wody. W poniedziałek powtórka znowu mokra pidzama. Ja zestresowana zadzwoniłam do swojej położnej mowię jej jak wyglada sprawa a ona ze chyba lepiej żebym zadzwoniła do gin. Zadzwoniłam i kazała mi szybko przyjechać na badanie do gabinetu. Pojechałam, zbadała mnie miałam 1,5 cm rozwarcia, mała nisko w kanale i powiedziała ze trudno określić czy to wody odchodzą. Powiedziała ze jak jeszcze raz cos poleci mam jechać do szpitala. Wieczorem ubraliśmy lozeczko z M, poszłam sie kapać i znowu mi po nogach poleciało..no to zebraliśmy sie i pojechaliśmy na IP. Odrazu mnie przyjęli była 1 w nocy, zbadali i poszłam spac. O 3 na ten sam pokój przyjęli kumpele ze szkoły rodzenia i siedziałyśmy do rana gadałyśmy, rano ktg tętno małej w normie ale bez skoków. Na obchodzie zbadal mnie ordynator i stwierdził ze wody nie odchodzą chyba ale dużo wodnistej wydzieliny jest i podali mi antybiotyk. Odwiedził mnie M, pośmialiśmy sie, pogadaliśmy i powiedziałam ze na pewno nie rodzę i ze ma jechać do pracy (jeździ ciężarówka). O 12 zaczęły mi sie nagle bóle w krzyżu, nie rodziłam wiec nie wiedziałam ze to skurcze, około 15 jak juz z bólu chodziłam po oddziale zaczęłam je mierzyć, były co 7 min, o 18 juz na czworakach w łożku leżałam i płakałam bo tak mnie krzyż bolał, podbrzusze wcale.. Cały czas byłam w kontakcie ze swoją położna, rozwarcie sie nie powiększało tylko bardzo krwawiłam. O 21 udało mi sie zasnąć na 30min. Czułam w śnie jak mała mi napiera ale byłam tak zmęczona ze hoho. Wstalam i znowu chodziłam, pielęgniarka przyszła z tabletka, powiedziała ze widzi ze sie mecze, ze mam niski próg bólu!!! i lekarz kazal podać na wyciszenie. Ja ze nie wezmę tego i ze chce zeby mnie położna zbadała. Przyszła położna zbadała mnie i mówi ze mam 4cm rozwarcia i ze na porodówkę tylko lekarz musi mnie zbadać. Lekarz stwierdził ze porod wymuszony ale niech mnie wezmą z tym ze nic mi nie podadzą na przyspieszenie. Była 22:20. Napisałam SMS do M, ze to chyba juz, ale ze pewnie rano urodze. On w wielkim szoku! Położyli mnie na porodówce, dostalam dolargan, zwymiotowałem, mówiłam ze mam kaca życia, trochę nie kontaktowałam, skurcze miałam co 5-6min, czułam je tylko w krzyżu. Położna masowala mi krzyż, robiła zimne obkłada. A ja taka wymęczona bo tyle nie spałam przysypiałam od skurczu do skurczu. Położna sie śmiała ze porod prześpie. Koło 23:15 powiedziałam nie mam siły, ze strasznie boli, zbadała mnie i mówi ze jest 8cm rozwarcia i ze jak dobrze pójdzie to urodze jeszcze dzisiaj. Ja
myślałam ze bede sie męczyć do rana i jak ona to powiedziała to tyle siły nagle miałam. Pecherz pękł ale bardzo mało wód wyleciało wiec wcześniej sie musiały sączyć. Chwile pozniej juz parte skurcze, dzwoniły po lekarza i pediatrów. Jedna odbierała porod, druga trzymała mnie za rękę i słuchałam co mam robic. Cały czas pytałam sie czy teraz przeć. Współpraca super, 4 parte i mała była na swiecie o 23:50, położyli mi ja na brzuchu. Odrazu powiedziałam ze czysty tata. Łożysko urodziłam minutę pozniej. Najbardziej bolało naciskanie macicy, założyli mi 2szwy kosmetyczne. Najlepsza była mina lekarza jak wszedł i zobaczył ze juz rodzę, w szoku był. W tym czasie karmiłam mała i pisałam do M ze mamy śliczna córeczkę;) Byłam chyba nastawiona na większy bol. Położna powiedziała ze jest pod wrażeniem jak pieknie parłam;-)) jeszcze o 2 dzwoniłam do M i wysyłałam mu zdjęcia małej, razem płakaliśmy do telefonu. Głupek złamał wszystkie możliwe zakazy zeby dojechać jak najszybciej do nas;-)) Rano odrazu sie wykapalam i w miarę szybko doszłam do siebie. Pomijając bóle krzyżowe porod nie taki straszny.
 
I ja opiszę swój porod :).
No więc w dzień terminu 12 trafiłam do szpitala z powodu bólu krzyża i podbrzusza, myślałam ze coś się zaczęło, niestety zostałam przyjęta, a alarm okazał się fałszywy. Obiecywali mi wypis w sobotę, później w ndzl, a w pon dowiedziałam się że jak urodze to wyjdę... Mała się nie spieszyla na świat. We wtorek został mi założony balonik foleya, ktory po zdjęciu w środę okazało się ze zrobił rozwarcie jedni mówili na palec inni ze na 2 palce. W czwartek odszedł mi krwisty czop śluzowy. W piątek dostałam skurczy były co 5 min, ale lekarze uważali ze rozwarcie za małe. Ledwo chodziłam skurcze były coraz mocniejsze, nie przespalam ani minuty w nocy. W sobotę lekarz po zbadaniu mnie rano stwierdził że idziemy na porodówkę ! tam podpięli mnie pod ktg i dostałam oksytocyne, rozwarcie szlo szybko, ból nieziemski bo okazało się za późno na znieczulenie. Przy 9cm okazało się ze mała jest źle ustawiona twarzą i wychodzila by największym obwodem głowy i nie ma szans żebym ja urodziła bez komplikacji. Podjęto szybka decyzję o cesarce. Szybkoprzewieziono mnie na stół operacyjny, tam już poszło szybko. Mimo że porod bolesny niesamowicie, jest to mój najlepszy dzień w życiu! :)
 
Obiecałam to napiszę parę słów ;-)
W niedzielę rano (31.07) coś mnie tknęło i umyłam włosy stwierdziłam że w razie porodu będę ogarnięta. Ból ćmiący w podbrzuszu coś mi dawał do myślenia. Nawet tknęło mnie żeby zjeść grejpfruta bo po porodzie nie zjem, ale i tak nie zjadłam. Z czasem bóle się nasilały a ja pytałam kogo się da (znajome mi matki) czy tak wyglądają skórcze :p od męża zero wsparcia na tym etapie, tylko tekst "jak chcesz to zawiozę cie do szpitala" ja tu zawał, zaczyna boleć a ten kima na łóżku. Poszłam więc wziąść ciepłą kąpiel, zrobiłam depilację i oho skurcze się nasilały. Teraz to miałam dopiero zawał :p mąż się ogarnął już hehe. Ok 23 pojechałam do szpitala. Na porodówce przywitała mnie ruda baba co wylatuje z tekstem że na rodzącą jej nie wyglądam bo fikam nogami na łóżku. Głupia baba, jak do podłogi nie sięgam to fikam i to jeszcze z Nerwów! Kazała sie przebrać z koszuli w koszule. Przy badaniu ból w cholere. Do ktg mnie podpieła. I mówi że jak nic się nie zacznie to sobie pochodzę, mąż do domu a ja na ginekologie rano. mówię jej o cesarce a ta dalej na mnie warczy że papierka nie mam A takie dziecko to wypluje a nie urodze. Na szczęście ta druga kobitka była super i ona miała dyżur na pooperacyjnej. A ta ruda wygnała mi męża do domu i tel też kazała zabrać co aż tamtą zdziwiło bo ona po operacji by męża choć na chwilę wypuściła do mnie. A tak mąż wszedł na salę porodową na niecałe 20 min. Pogłaskał po ręce i potem już widział jak jadę na salę operacyjną. Bo jednak było cc. Niewspółmierność porodowa i wąska miednica czy jakoś tak :p wszystko działo się szybko. Gdy lekarz oznajmił że cc to mi ulżyło że zaraz będzie po (lekarz - ordynator też szorstki, ale jestem zadowolona z efektu jego pracy) i chyba miałam przeczucie bo wody były już zielone i gęste. Na sali operacyjnej też ok. Anestezjolog miły, bólu mi nie zadał. Wkłucie poszło sprawnie, lekarze też ze mną rozmawiali. Małego dwa razy mi pokazali dałam buziaka, upewniłam się że to synek i byłam szyta. Nudziło mi się trochę i miałam uczucie zatkanego nosa ale byłam happy. Synek dostał 10 punktów.

Jednak o jego zakażeniu i problemie z płytkami krwi i reszcie dowiedziałam się później. A konkretne wieści chyba w drugiej albo trzeciej dobie po cc i to wieczorem. :-/

Trochę chaotyczny opis, ale mały się budzi zresztą czasu mało ostatnio. Ogólnie jestem zadowolona z cc. Szybko doszłam do siebie. Ból do zniesienia, choć pewnie przez tą morfine ketonal itp. Opiekę po operacji miałam super. Tylko ta porodówka to porażka :-/ no i pobyt potem w szpitalu itp, ale o tym wiecie.
 
Od mojego porodu minął ponad tydzień i chyba poukladalam sobie wszystko w głowie na tyle żeby to opisać - może być chaotycznie bo wiele faktów kojarzę z relacji Męża i trochę pogubiłam się w czasoprzestrzeni :)
5.09 stawiłam się do szpitala na umowioną indukcję. W recepcji okazało się, że moja położna w karcie ciąży zapisała mi 5.09 ale w systemie 6.09 i nie mogą mnie przyjąć bo mają komplet na ten dzień. Oczywiście się wkurzylam bo miałam za sobą już prawie bezsenna noc, nerwy itd. Położna przeprowadziła ze mną wywiad i powiedziałam, że w zasadzie to od rana mam skurcze co 8 min, z kręgosłupa, nie przybierają na sile ani częstotliwości ale są cały czas. Na to zaproponowała badanie ktg i sprawdzenie szyjki. Pod ktg leżałam 1,5h (to była najgorsza pozycja dla mnie) a badanie pokazało ze dalej mam twardą szyjkę i brak rozwarcia. W międzyczasie okazało się, że ktg nie jest idealne i jednak zostaje na oddziale bo będą wywoływać mój poród. W 5 min dostałam tabletkę dopochwowo na wywołanie rozwarcia. I przysięgam, 10 min później zaczęły się skurcze co 3 min. W międzyczasie odeslalam męża do domu żeby się wyspal a sama leżałam pod ktg i gawedzilam z koleżanką. Kiedy mogłam wstać z łóżka chodziłam, trochę skakalam na piłce i było mi dobrze tabletkę dostałam o 17, o 22 uznałam ze nie ma na co, chcę coś przeciwbolowego bo już mi ani piłka ani chodzenie nie pomaga. Zadzwoniłam tez po Męża żeby przyjechał bo chce wejść do wanny z wodą a nie mogę tego zrobić sama, ktoś musiał ze mną być. Przyjechał mój mąż, zbadali mnie po raz pierwszy od podania tabletki i okazało się ze mam 1cm rozwarcia... Myślałam że się tam rozplacze. Dostałam zastrzyk z petydyna(przed porodem byłam przeciwna,wtedy było mi wszystko jedno), zrobiło mi się blogo i poszłam do wanny. Tam spędziłam godzinę, spałam pomiędzy skurczami, Mąż cały czas siedział kolo mnie. I tutaj zaczynają się schody bo jak wyszłam z wanny to mało pamiętam :D jakąś godzinę po tym zostałam zbadana i okazało się ze mam 7 cm rozwarcia. Położna przebiła mi wody jednak nic nie poleciało. Wtedy już chciałam znieczulenie, było ok 5 rano. 2 skurcze później poczułam ze musze przeć bo inaczej mnie rozsadzi, wprost nie mogłam złapać oddechu. Odeszły mi wody i po ponownym badaniu okazało się ze mam 8 cm. Wtedy już się darłam ze chce znieczulenie ale nie mogli mi go podać bo potrzebowali 20 min dobrego zapisu z ktg. Na to ich opieprzylamm ze nie mogą uzyskać dobrego ktg od 15 poprzedniego dnia, i skoro tak jest to dlaczego nie zabiorą mnie na cesarke. Nie wiem co mi powiedzieli bo mało kontaktowalam, cały czas musiałam leżeć, najlepszy zapis z ktg wychodził jak leżałam na lewym boku a wtedy wymiotowalam. Po 8 rano dostałam znieczulenie (w koncu!!!) I poszłam spać. Dostałam jeszcze gaz rozweselajacy i było mi wspaniałe tylko strasznie mnie po nim suszylo. Nie wiem co się działo później, zaczęłam kontaktować jak lekarz (jeden z wielu w pokoju) powiedział do mnie ze muszą mnie zabrać na salę operacyjną i tam zdecydują po ponownym badaniu czy mogę urodzić z kleszczami czy będzie cc. Poprosiłam żeby zrobili cc, w drodze na salę mówiłam ze nie chce kleszczy a z drugiej strony strasznie bałam się cc bo wiedziałam że nie będę mogła od razu zająć się dzieckiem.zadecydowali o kleszczach. Na sali poszło szybko, cały czas był przy mnie mąż . Lekarz który odbierał mój poród był super- uśmiałam się przy porodzie mimo stresu i całego zamieszania. Spanikowalam kiedy zobaczyłam dziecko bo nie płakał od razu, zaczęłam pytać czemu tak jest mimo że miał otwarte oczy i nimi mrugał. Na to się odezwał ;) mam jedno nacięcie wykonane za moją zgodą, nie pękłam. Ogólnie fizycznie czuje się rewelacyjnie, następnego dnia normalnie chodziłam i nie doskwiera mi rana. Niestety w szpitalu musieliśmy zostać aż 5 dni - u mnie wystąpiła gorączka, odwodnienie (a Wypiłam trzy 1,5l butle wody, jednak był taki moment ze chodziłam siku co skurcz czyli co 3 min) okazało się ze mamy infekcję, Jaś ma podwyższone crp i musiał przyjmować antybiotyk przez 5 dni, ja tez. To było coś strasznego, widzieć swoje dziecko z wenflonem w rączce. Okropnie przeżyłam pobyt w szpitalu mimo że nie miałam na co narzekać, opieka była wspaniała. Wszyscy pomagali jak mogli, pocieszali, dodawali otuchy ale odzylam dopiero kiedy wróciliśmy do domu.
 
reklama
A ja chyba nie będę potrafiła opisać swojego porodu. Miałam bóle z krzyża cały czas, dla mnie to był istny horror i ból o którym nie zapomnę. Nie otrzymałam pomocy od położnej która mnie przyjmowała jeszcze miała pretensje, że przyjechałam, a ja już miałam 5cm i skurcze co 3 minuty. Zwrócono mi uwagę, że krzyczę podczas skurczy. Powiem jedno.. Przy następnym dziecku nie zdecyduje się na poród naturalny, mam okropny uraz.

[emoji173]
 
Do góry