Cześć dziewczyny, dopiero dziś mogę pisać, emek przywiózł mi laptopa do szpitala.
Bardzo Wam wszystkim dziękuje za kciuki. Mam tyle do opisania, ostatni tydzień to dla mnie horror, wylałam mnóstwo łez, ale mam nadzieję że teraz będzie już tylko lepiej. Wczoraj dali mi małą na salę, wykupiliśmy sobie salę 1-osobową i emek może z nami nocować, bo zostajemy do środy ( jeśli wszystko będzie ok., a mam nadzieję że tak).
Opisuje ze szczegółami. W niedziele o 11 odeszły mi wody, pojechaliśmy do szpitala o 13, nie miałam skurczy , rozwarcie 1,5cm, szyjka skrócona tylko o 30%, o 16 podłączyli mnie pod Oksy, dali 3 czopki na rozwarcie i czekaliśmy na skurcze , ogólnie śmiechy chichy na porodówce, że mała zaraz będzie z nami, pierwsze skurcze pojawily się ok. 19 ale jakieś takie słabe, lekko tylko mnie bolało, ale były regularne, więc myślałam że coś z tego będzie, o 21 badają rozwarcie a tam nic, ciągle 1,5cm. Do tego jak odłączyli kroplówkę skurcze przeszły, Lekarz (na którego do dziś nie mogę patrzeć) zdecydował że musze odpoczać do rana i od rana od nowa Oksy. Zbadali czy nie ma infekcji czy zakażenia, nie było. Niestety nikt nie zaproponował cc, pewnie bym się zgodziła, bo zaczęłam się martwić że już tyle czasu od odejścia wód. Rano dali glukozę a dopiero potem Oksy, pytam położnej do ktorej mamy czas, mówi że do 12,ale że przyjdzie mój lekarz na dyżur i on będzie decydował., nie mogłam go się doczekać. Już wiedziałam że będą nici z tego porodu, ale nagle Oksy zaczęła działać, skurcze mocne co 3-4min, ja szczęsliwa mimo że bolalo jak cholera, przyszedł mój dr, kazał podać antybiotyk na wszelki wypadek i mówi że zaraz będzie sprawdzał rozwarcie bo skurcze super. No i badanie a tu ciągle 1,5cm i szybko szykowanie cc. Ja wpadłam w panikę, podali mi elektrolity i trzęsłam się jak galareta, miałam przeczucie że cos będzie nie tak, bo wszystko szło nie tak. CC była szybciutko, lekarze super, zagadywali mnie, szybko wyjęli małą, dali do pocałowania i zabrali. Myślałam że wszystko jest ok., dopiero jak zawieźli mnie na normalną salę to emek powiedział że dostała 8pkt.i podłączyli ją pod tlen bo miała nierówny oddech. Zejście znieczulenia przezyłam koszmarnie, nic nie bolało, ale miałam poczucie że ktoś trzyma mnie za nogi a ja chcę uciec, trzęsłam się jak galareta, ale po 2 godzinkach przeszło. Emek donosił mi tylko info i zdjęcia małej, wyglądała jak gołota pod tym tlenem… dostała 1 pkt mniej za kolor skóry i 1pkt za szmer na serduszku. Do tego to oddychanie, byłam załamana. Pani dr wstępnie powiedziała że to wszystko przez zbyt gwałtowne odejście wód i zwlekanie z cc. Ale następnego dnia oddech wrócił do normy, miała zrobione echo serduszka i wyszło ok. Wyszkoczyła żoltaczka więc 1 dobe ja naświetlali. Już myślałam że wyjdziemy do domu a tu dr mówi że ona za dużo ulewa, dawali jej mleko sztuczne i ulewała więcej niż dostała i że musimy spróbować tylko i wyłącznie na moim mleku. Na szczęście kobitki bardzo mi tam pomogły, dostawiałyśmy ją ciagle, w końcu mleko się pojawiło, mała piła i zaczęła mniej ulewać i przybierac na wadze. Zrobili jej usg brzuszka i też wszystko ok. Ogólnie podsumowując stwierdziła że mała wyglada jej na wcześniaka, mówi że z tydzień jeszcze by jej się w brzuszku przydało posiedzieć,że wskazywał na to kolor skórki na dłoniach i stopach oraz ten niedojrzały układ pokarmowy, mówi że jednym dzieciom wystarcza 38tc a innym 42tc. Czyli stwierdzili że jednak to nie z powodu za pózniej cc, nie wiem ile w tym prawdy.
Nie wiem jak dla innych mamusiek, ale dla mnie karmienie to jakiś horror, mała pięknie łapie, ale i tak brodawki tak mnie bolą że łzy same cisną się do oczu, w sumie dobrze że tu jestem, połozne przychodzą i pomagaja walczyć z piersiami, dzieki temu uniknęłam nawału, teraz obkładam się kapustą, smaruję purelanem, dają mi przeciwbólowe na sutki. Gdyby nie to że mała nie toleruje sztucznego, to już bym karmiła butlą. Ta dr tak mnie wkurza z tym ulewaniem… jestem tym cała zestresowana, mała jest głodomorem, je dużo i ciągle chce, a ja się boję że jak będzie przejedzona to znowu jej się uleje i wczoraj już nie chciałam jej dostawiać tak często do piersi, to docisnęła się do mojego polika i zaczęła aż ssać polik…jest cudowna, bardzo mądra i dzielna, lepiej to wszystko zniosła niż ja. Pragnę już wyjść stąd i wrócić do domciu, mam nadzieję że już nic więcej z jej zdrówkiem nie wyskoczy.
Jeszcze raz dzięki za kciuki, kochane jesteście, pozdrowionka