na ostatniej szkole rodzenia miałam zajęcia z psychologiem... no i naukowo zostało potwierdzone to co zrobiliśmy z moim mężem intuicyjnie:-) (w sumie ja niby tez jestem psychologiem
)... wydaje mi się, ze o tym już pisałam, ale może komuś się przyda... było o tym czy mąż ma być przy porodzie.. no i wniosek był taki, że ani mąż ani my do końca nie wiemy jak to będzie, więc najlepiej umówić się dosyć elastycznie, np: idziemy razem i chcemy być razem, ale gdyby któreś z nas poczuło, że to nie jest dobre, to może powiedzieć i ta druga osoba nie powinna się o to gniewać... niby nie jest to super odktycie, ale wiem, że wiele par omawia i ustala to wcześniej nie zostawiając sobie furtki i potem trwają w tym postanowieniu do końca mimo, że np. kobieta czuje się z tym źle.. u mojej kuzynki lekarz zauwazył, że obecność jej męża wpływa źle na przebieg porodu i wysłał go niby po wodę (biedak nie zauwazył, że umywalka jest na sali i poleciał do łazienki na drugi koniec korytarza).. w tym czasie mała Julka przyszła na świat...
aaa i było jeszcze o tym, zeby wczesniej powiedzieć męzowi, czego od niego oczekujemy przy porodzie (tzn. co ma wtedy robić).. przyznam, że nie wydaje mi się to do końca dobre, bo przeciez jeśli ktoś jest pierwszy raz w takiej sytuacji to wszystkiego nie przewidzi, a potem okazuje się, że ten wyćwiczony i ulubiony masaż robiony przez męża jest cholernie denerwujący... nie wiem sama... jak dla mnie ważne, zeby był i tyle... a teraz już wiem, że żadnych masaży, głaskania po czole itp. po prostu bym nie zniosła...