Była cisza. Nawet obstawiałam "nawrócenie". I się pomyliłam.
Adam ma 4 miesiące. Uznałam, że czas najwyższy rozszerzyć diete. I tak jest na butelce. Patrzy z zainteresowaniem jak my jemy. "cmoka" gdy chce jeść. I tu pojawil sie pierwszy problem - za wczesnie. Przeciez ona zaczela jak J. mial 6 miesiecy. I wszedzie mowia, zeby zaczac jak ma 6 miesiecy. Na nic tlumaczenia, ze 6 miesiecy to w przypadku karmienia piersia. "no tak. ty nie karmisz"...
Ale moze nie powinnas? Moze poczekaj jeszcze miesiac. Je? Ale papki mu dajesz? Trzesz? Nie? Aha w blenderze. Moze sama trzyj papki beda lepsze (??). Albo moze kupuj w sloiczkach. tam pisze od ktorego miesiaca, zebys nie dala za wczesnie.
Zaczelismy od
marchewki - jadl az mu sie uszy trzesly. wyslalismy video do dziadkow. na odzew nie czekalam dlugo: myslalam, ze chociaz raz mnie posluchasz i poczekasz. ale gotujesz?
Jabluszko - jadl, ale sie kwasil. video poszlo do dziadkow. Odzew: Widzisz. nie smakuje mu. nie chce jesc. nie jest gotowy. Ale starlas? A w ogole nie dawaj mu zimnego! nie dajesz zimnego? to dobrze bo juz myslalam... ale sie kwasi. moze ja ci z Polski, Polskie przysle. Polskie sa smaczniejsze. Mi irlandzkie nie smakowaly tez. Nie chcesz? No to mu cukru dosyp. Jak to nie mozna? Cukru nie mozna? Ja dosypywalam i J. nic nie jest. No skoro mowisz, ze sie tak nie robi. Lekarza pytalas? Ja bym cukru dosypala.
Szpinak - rety. co ty wymyslasz? moze juz? nie powinien. gdzie tak pisalo? w irlandzkim poradniku? a w polskim sprawdzalas? lekarz pozwolil? ale gotujesz?
Slodki ziemniak - mowilas, ze nie dosypujesz cukru? a. taki gatunek. a polskiego mu dawalas?
Gruszka- surowa mu dalas? aha. gotujesz. to dobrze. ale nie powinnas gruszki dawac. po gruszce sa wzdecia. nie mial wzdec? ale moze miec pozniej. posluchaj mnie raz chociaz.
Brokuly - telefon od razu. nie dawaj mu brokul. maz wczoraj mial wzdecia po brokulach. ja wiem, ze to nie Adas. Ale moze on tez bedzie mial? Nie nie mowilam, ze po gruszce bedzie mial wzdecia. mowilam ze po brokulach. o gruszce nic nie mowilam.
Zwroclam uwage. powiedzialam, zeby przestala. bo szuka dziury w calym. o je. lubi i mu sie to podoba. sie smiejemy, ze na widok miseczki buzke otwiera. i nie robie nic coby mu zaszkodzilo. Ale ona sie boi, ze mu cos zaszkodzi. wiec spytalam, ze to znaczy, ze mam mu nic nie dawac? Powiedziala, zebym uwazala, po tesciu ma wzdecia, babcia J. (ponad 90lat) ma klopoty z jedzeniem papki i sie dlawi i musi miec wodniste bardziej. A ona slyszala/czytala, ze metody karmienia malych dzieci sa takie same jak osob starszych (!!!!) To juz zupelnie nie wiem skad wziela.
Ze jej nie szanuje. Nie slucham. Ze ja wymyslam cuda, a ona sie martwi. Ze ja to specjalnie, jej na zlosc. ze ona by byla szczesliwa, gdybym chociaz w jednym jej posluchala. I sie zaczelo wyciaganie brudow.
Ze nigdy jej Adama nie pozwolilam trzymac - a moj brat i tesciu mogli. Ona mi to pamieta. Powiedzialam jej pare sytuacji, ze prawie go z rak nie wypuszczala. A ona: bo ja myslalam, ze ja przyjade i dasz mi sie nim opiekowac. ze bede pieluszki zmieniac (chcialam - bala sie), karmic (bala sie), nosic, wstawac w nocy. Wiec sie pytam - czy mama uwaza, ze ja jako mloda matka oddam, komus swoje dziecko, zeby sie nim opiekowal? ona tak myslala, ze tak bedzie. ze skoro jest to mnie wyreczy we wszystkim. Zonk.
Znowu wyjechala, z tym jak ona opiekowala sie J. ze robila tak, tak i tak. I mowi, ze czasy sie moze zmieniaja ale ludzie nie i moze moglabym robic jak ona robila? Bo przeciez J. nic nie bylo? To znaczy, ze dobrze robila. Wiec odpowiedzialam, ze nie. Ze cukru mu nie bede do jedzenia dodawac zeby lepiej smakowalo. ze nie bede wychowywac swojego syna tak jak ona wychowywala meza. bo J. to nie Adam. "Wiec mowisz mi, ze ja go zle wychowalam?,ze zle wychowalam swoje dziecko? ze go krzywdzilam?" i plakac zaczela.
znowu ze jej syna odebrano. ze jest sama. ja mam wszystko. Okazalo sie ze wszystkie sytuacje jakie mialy miejsce poprzekrecala:
- Nie pozwalam jej dziecka trzymac. nawet dochodzic.
- nie pozwalalam nic ugotowac (ani razu przez 3 tygodnie nie zrobilam zadnego posilku - wszystko ona robila)
- krzyczalam na nia, zle traktowalam itd.
opowiedziala tesciowi, wszystko - tylko nie tak jak bylo. J. sie wkurzyl i do razu zadzwonil do ojca.
Teraz jeszcze doszlo, ze ja szantazuje. ze powiedzialam, ze nigdy nie dojdzie do syna jak sie nie zmini. a przeciez ona nie robi nic zlego. ze nawet jej powiedzialam, ze nawet gdbysmy mieszkali razem to moje dziecko by nigdy z nia nie zostalo. powiedzialam tak, ale dalsza czesc brzmiala - tylko chodzilo do przedszkola. o tym juz nie wspomniala. i oczywiscie, ona rozmawiala z rodzina, i takie moje zachowanie jest nie do pomyslenia!
Staram sie. staram sie jak moge. Ale boje sie, ze tej babie kiedys przypier*le. Doslownie. nie wytrzymam i zrobie jej krzywde. Jedziemy w maju do PL. jeszcze 4 miesiace do wyjazdu, a ja juz mysle co bedzie nie tak. ze znow bedzie mi patrzec na rece. znow wypominac, porownywac. Obiecalam sobie, ze jesli jeszcze raz bedzie taka rozmowa - ani ja, ani Adam do niej nie pojedziemy. I nikt mnie nie zaciagnie. nie zblizy sie do mojego dziecka, ani on do niej dopoki nie zacznie sie leczyc. i tym razem nie bede tylko mowic (znowu). po prostu tak zrobie.
sorry. musze sie gdzies wygadac. a tu mam miejsce