Widzisz u mnie najgorsze jest to, że Tomasz nigdy nie przyznaje racji mnie, a mógłby np powiedzieć: mama przegięła trochę i ja ze zdziwienia już pewnie nic bym nie powiedziała. Ale nie, on broni ich jak zaklęty, a ja nie rozumiem dlaczego jest tak uparty i nieustępliwy. U mnie w domu było zupełnie inaczej - rodzice mieli prawo krytykować mnie, ale i ja miałam prawo zwrócić im uwagę jak coś było nie tak moim zdaniem.
Zadzwoniła wczoraj do mnie do domu (zazwyzaj nie dzwoni tylko kontaktuje się z T. na jego komórkę) i przygłupcza: a co robisz, a co Laura, a T. jest, a co jutro robicie? Kiedy stwierdziłam, że nie mamy nic zaplanowanego, wydała dyspozycję, że w takim razie mamy przyjść do nich na obiad, bo ona mięso piecze i ogórki świeże (o MAtko jak to się pisze?) kupiła. A ja grzecznie podziękowałam, powiedziałam, że my też mamy co zjeść na obiad i że u nas rybka będzie. Co dorsza macie?-wścibstwo wrodzone nie pozwoliło nie zapytać. Nie - stwierdziłam - pangę zrobię w sosie cytrynowym. No i był koniec dyskusji, bo ona nie wie co to jest.
Trzepie mnie na samą myśl o niej. Uważa, że takie zmuszanie się do kontaktów z osobą, której się tak nie lubi jest niezdrowe. Należy więc nie dopuszczać do spotkań, a jeśli już to jak najrzadziej.
Niestety roczek Lauruni musimy robić u nich w domu, bo nie mamy warunków, żeby wszystkich gości pomieścić. Na moją delikatną propozycję, że może jednak lokal wynajmiemy T. stanowczo się oburzył, bo przecież u mamusi można. Nie wiem jak to przeżyję...
Na tyle mądra jestem, że wiem, iż nie ma sensu denerwować się rzeczami, na które nie mamy wpływu, tyle, że ja tak nie potrafię. Przyczyną może tu jest brak moich Rodziców, to, że pragnęłoby się jakiś normalnych rozmów i kontaktów z teściami, którzy ani normalni nie są, ani pogadać się z nimi nie da. Dzięki za słowa pocieszenia.