Ja po pierwszej stracie, w drugiej ciąży, gorąco wierzyłam, że będzie dobrze. Wszystkiego się bałam, na wszystko uważałam, badałam się wzdłuż i wszerz, ale i naprawdę gorąco wierzyłam, że będzie OK. I tak odpukać było. W 3- ciej ciąży, niedługo po tym jak miałam wykonane USG i zobaczyłam serduszko, zaczęłam plamić, później lekko krwawić. Wróciły wspomnienia z pierwszej ciąży. Myślałam: Tylko nie to. Że znów mnie to spotyka. Ale uspokoiłam się, szybko pojechałam do szpitala, po drodze się pomodliłam i wierzyłam, że jest dobrze. Przy przyjęciu, przy odpowiadaniu na pytania personelu, znów mi nerwy puściły. Ktoś ze szpitala pocieszył mnie, że krwawienie nie zawsze oznacza koniec. Uspokoiłam się, wierzyłam, że jest OK i czekałam na badanie. I serduszko rzeczywiście biło. Ostatecznie okazało się, że miałam pęknięte naczynko na macicy. Dobrze, że nie posłuchałam gin. z pakietu medycznego przez telefon, wydusiłam Duphaston i pojechałam do szpitala. Umówiłam się też jak najszybciej do mojej gin. Całe szczęście, bo zalecenia sie trochę różniły. Musiałam leżeć. Nie było wiadomo jak sprawy sie potoczą. Nie mam pojęcia czy jesteś osobą wierzącą czy nie.
Ja jestem, więc się modliłam do Mateńki Boskiej i kupiłam cudowny medalik z Niepokalanowa. Mijały dni, krwawiłam co raz mniej. W końcu mogłam wstać z łóżka, później odstawić leki i zacząć w końcu dźwigać starszego synka. Urodziłam w Boże Narodzenie, 25.12.