Mam 39 lat. Siedzę na bidecie (bo boję się sikac do ubikacji ) łzy łapią jedna po drugiej. Proszę moje dziecko, żeby opuścili już moje ciało. Nic więcej nie mogę dla niego zrobić. To 7 cm szczęścia, miłości, nadziei. 14 tydzien. Serduszko stanęło. Chwilami myślę, że moje też powinno stanąć. Ale przychodzi opamiętanie. Mam Natalkę i Szymona. Nie mogą zostac bez mamy. Więc przyjmuję kolejną dawkę tabletek poronnych i czekam dalej. I tak jest od piątku (7.10). Dziś niedziela. Łez mam nadal dość. Tylko we mnie wciąż tkwi świadomość, że jestem w ciąży. Więc ciało zamknięte. Nie chcę oddać, co jego. Bo to za wcześnie. Bo do kwietnia jeszcze tyle czasu. Nie wiem, czy kwiecień będzie w przyszłym roku.
Bardzo mi przykro. Ja jestem 4 miesiące po poronieniu i już drugi cykl walczę o swoje drugie szczęście.
Jesteś w szpitalu czy w domu?