reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poronienia nawykowe - leczenie immunologiczne

reklama
@bertha najbardziej znany konflikt/ zestawienie serologiczne to z grup krwi i odczynów gdzie kobieta ma minus a mężczyzna + w takim zestawieniu po np poronieniu czy ciąży donoszonej kobieta najpóźniej do 72 h dostaje immunoglobulinę RHD aby odczulić organizm jeżeli dziecko zostało urodzone z grupą krwi męża, w przypadku poronienia dostaje ją obligo bo nie wiadomo jaka była grupa. Natomiast np u mnie doszło najpewniej do konfliktu nie w odczynie +/- ale grupie ponieważ ja miałam A mój maż miał A a moje dziecko jakimś cudem 0. I teraz mój organizm został odczulony na odczyny +/- ale nie ma metody na odczulenie na grupę krwi. Dlatego np robi się szczepienia żeby wprowadzić obcą grupę krwi i obce antygeny co powoduje ogłupienie organizmu. I tak samo działają wlewy, wlewy usypiają organizm na odczyny obcych antygenów bo podaje się je w tak ilości że organizm myśli że ta obca krew zajmie się likwidacją w przypadku ciąży dziecka bo jest ono traktowane wroga a obca krew tego nie robi bo nie została ukierunkowana na wroga tylko podana niby bez przyczyny. Nie wiem czy to jest jasne :)
Dzieki Auri :) pi razy drzwi jasne.

u mnie beta dzisiaj potwierdzila ze ciazy po transferze nie ma i nie bedzie.
leki odstawiam, jeszcze tylko encorton jutro wezme 5 (dzisiaj tez juz wzielam 5) i za 2 tyg powtarzam badania immuno: CBA, IMK, aktywnosc NK, ana3 zrobie. cos jeszcze? i sie umawiam do Pituchowej zeby przegadac teorie ze wlewy pomoga mi na komorki.
A tymczasem w niedziele ide z M sprawdzic nasze polaryzacje i ewentualnie je poprawic do taty mojej kolezanki ktory robi takie rzeczy. Ponoc znajomych ktorzy 15 lat sie starali o dziecko spolaryzowal odpowiednio i po 9 mieisacach urodzilo im sie dziecko.. takze warto sprobowac, szczegolnie ze to tato bliskiej kolezanki. :) jakby to sie udalo, to bedzie hit tego wątku, cud na calego :D
 
Moj gin z kliniki na info becie i pytanie o wlewy z immunoglobuliny, czy uwaza ze moglyby pomoc, odpisal, ze:
"
:(
Proszę odstawić leki
Immunologia potencjalnie może psuc komórki jajowe już od okresu pokwitania i aktywacji jajnika, czyli przez wiele lat. Jedno-dwukrotny wlew z immunoglobulin, o ile może pomóc przy poronieniach, do poprawy jakości komórek jajowych raczej się słabo przysłuży (brak randomizowanych badań wskazujących rzeczywista korzyść ze stosowania tego typu leczenia)

Niestety, medycyna nie może już zaoferować czegokolwiek o potwierdzonym działaniu :("

Takze zobaczymy gdzies w lipcu/sierpniu co Pituch na to powie.
 
Moj gin z kliniki na info becie i pytanie o wlewy z immunoglobuliny, czy uwaza ze moglyby pomoc, odpisal, ze:
"
:(
Proszę odstawić leki
Immunologia potencjalnie może psuc komórki jajowe już od okresu pokwitania i aktywacji jajnika, czyli przez wiele lat. Jedno-dwukrotny wlew z immunoglobulin, o ile może pomóc przy poronieniach, do poprawy jakości komórek jajowych raczej się słabo przysłuży (brak randomizowanych badań wskazujących rzeczywista korzyść ze stosowania tego typu leczenia)

Niestety, medycyna nie może już zaoferować czegokolwiek o potwierdzonym działaniu :("

Takze zobaczymy gdzies w lipcu/sierpniu co Pituch na to powie.

Ściskam
 
Witajcie Dziewczyny

Jako , że w swoim czasie dostałam od wątku wiele wiedzy i wsparcia , poczułam się do tego , oraz pewne duszyczki mi szepnęły abym napisała kilka słów , tak aby podzielić się z Wami moimi przeżyciami i tym , jak doszłam do etapu , w którym obecnie jestem ...
Chciałabym napisać wszystko w jednym poście więc wybaczcie , że nie będzie on krótki , ale jak same wiecie , na te tematy chyba nie ma odpowiedniej ilości stron czy słów .
Większość z Was zna moją historię strat , jednak dla nowych osób chciałabym pokrótce streścić jak to było , a więc :
I ciąża 2016 r październik - o stracie dowiedzieliśmy się w 8 tygodniu , dzieciątko mierzyło ok. 4mm , ze zdjęcia wynika , że przestało się rozwijać w 6t+4d , jako , że wizyta pierwsza była w 8 tygodniu nie wiemy czy serduszko miało szansę zabić czy też nie .
Nic nie wskazywało na to , że coś jest nie tak , żadnych bóli , plamień tego typu rzeczy .
Badania były mi nie znane , była to pierwsza ciąża , o poronieniach nie miałam pojęcia , utrudnieniem było to ,że mieszkaliśmy w UK i dostęp nawet do wizyty nie był zbyt prosty .
Co było dalej nie chce pisać , w każdym razie ciąża zakończona w 10 tygodniu w PL zabiegiem łyżeczkowania na zamkniętej szyjce , która nie chciała współpracować nawet po ogromnych dawkach cytoteku , zabieg musiał się odbyć ze względu na obraz usg , który straszył zaśniadem .
II ciąża 2017r luty - jako , że oczywiście niczego nie świadoma posłuchałam lekarzy " to się zdarza , to tylko przypadek , selekcja naturalna " zrobiłam tylko badania tarczycy dostałam leki na niedoczynność unormowałam , jedynie anty TG miałam cos podwyższone ale też nie brałam tego pod uwagę < tłumaczono mi , że tego zbić się nie da > i zaszłam w kolejną ciążę . Od razu beta progesteron oczywiście niziutkie , poszłam na wizytę był sam pęcherzyk , dostałam dupka i czekac .
Nie trwało to długo obudziłam się < za kilka dni > nad ranem z plamieniem , pojechałam na bete rosła zbyt wolno malutko wartości 2 cyfrowe , progesteron ok . 16 więc też bez szału , ale łudziłam się , że nie jedna plami w ciąży . Niestety kolejnego dnia plamienie się nasiliło i wylądowałam w szpitalu zrobili bete ale ta juz była spadkowa więc oni i ja wiedzieli , że po wszystkim ... po usg stwierdzili puste jajo był to początek 6tyg . Powiedzieli ze lepiej abym co przetrwała w domu a jak coś będzie nie tak wrócić . Poroniłam w ogromnych bólach w domu pod opieką mamy i męża .
III ciąża 2017r wrzesień - do tego czasu zrobiłam dosyć dużo badań , nic konkretnego nie wyszło , jedynie mutacja mthfr hetero co ma połowa społeczeństwa , zbadałam homocysteinę miała 10.5 zbijałam metylkami bardzo szybko spadła do 4/5 tak juz mi się wahała na witaminkach .
Zmieniłam lekarza , wydawało mi się , że może będzie miał inne spojrzenie na sytuację , no i zapisał zapobiegawczo clexan , acard , dupka , i encorton 5mg .
Zaszłam znowu , bo szczęście w nieszczęściu tyle dobrego , że zachodziłam szybciutko .
Pozytywny test leki więc oczywiście poleciałam na bete ta wynosiła tylko 6.9 progesteron ok 15 , po powtórce niestety była spadkowa i poroniłam za kilka dni był to tydzień 5 .
Usłyszałam ciąża biochemiczna ... jedynym " plusem " jaki miałam to anty TG spadło idealnie do normy dzięki sterydowi .
Po 3ciej stracie pojechalismy pielgrzymką do Częstochowy wypraszać łaski , aby móc doczekac się rodzicielstwa , co tez cała wyprawa była niesamowitym zbiegiem okoliczności .
IV ciąża 2017 grudzień - chciałam zmienić lekarza nie miałam już do niego przekonania , jednak głupia stwierdziłam , że to nie jego wina ... robiłam wiele badań na własną rękę , bo powtarzał , że trzeba do skutku i sam ich nie zlecał , tych badań było mnóstwo udało się zrobić korzystając z forumowych wątków czy rad , jednak było to za mało , bo nic nie wychodziło ... :< nie wiedziałam już gdzie szukać więc za namową lekarza < że niby poprawi to moje komórki > miałam stymulacje CLO , oczywiście było to bez sensu , bo nie chciał mi podać zastrzyku na dojrzewanie "pękanie " jajek , więc poleciałam do innego na podgląd i podał mi pregnyl . No i okazało się , że w ciąży jestem więc te same leki i oczywiście poleciałam na bete ... beta 6.9 po 48h 8.8 po 48h 3.3 więc nie było się nad czym zastanawiać 4 tydzień znowu biochemiczna . Napisałam do mojego lekarza , że coś jest bardzo nie tak , że to nie jest mozliwe , żeby tak się działo ... w odpowiedzi dostałam tylko tyle , że tych ciąży wgl nie było i trzeba próbować do skutku bo badania dobre . Ja już w to nie wierzyłam ...
Na własną rękę chciałam próbować dalej , zwiekszyć dawke leków , zabawić się sama w lekarza szczerze nie wiem co ja sobie wtedy myslałam i miałam w głowie , ale był to przełom w moim zyciu gdzie balansowałam między normalnością a wariatkowem , bo nikt nie umiał mi pomóc :< a nawet badanie się na własną rękę nie przynosiło efektów , u mnie nic u męża nic , ilez mozna... chciałam znaleźć lekarza , który bez podstaw < bo nie mam zespołu antyfosfolipidowego ani tego typu wskazań > zapisze mi zastrzyki na które na tamten moment nie było mnie stać , moja psychika była nie do ogarnięcia przeze mnie , byłam załamana , bo wiedziałam , że za kazdym razem będzie to samo a pomocy brak , zycie mi się posypało , wiedziałam ze finansowo jesteśmy do tyłu całkowicie a badania nic nie wniosły , ze nie mam się co porywac na inne metody a te by mi nawet nie pomogły , bo zachodziłam . W końcu posłuchałam dobre duszyczki i atakowałam do dr Przybycienia ...

I tutaj zaczyna się kolejny rozdział naszego życia ... jako , że na wizytę bardzo cięzko sie umówić , trzeba czekać kilka miesięcy , był grudzień nie było już zapisów , opadły mi emocje , bo i tak nic nie mogłam sama zrobić , bałam się kolejnej ciąży... na innym forum tego samego dnia dziewczyna napisała , ze nie może jechać na wizytę i czy ktoś chce , więc wskoczyłam na jej miejsce .
Byłam zadowolona , bo dla mnie takie sytuacje bez wytłumaczenia , świadczą o tym , że ktoś nad nami czuwa i opiekuje ... jako , że miałam prawie wszystkie badania porobione , a wiedziałam od już doświadczonych kolezanek gdzie lekarz jeszcze kieruje , od razu umówiłam się na termin do Krakowa na badania w Prokocimiu . Pierwsza wizyta oczywiście zalecone badania , i podsumowanie , że na pewno jestem strasznie skopana rozmowa o in vitro , komórce dawczyni i wszelakich możliwych opcjach , które jeszcze nie wiadomo było czy sa możliwe .
Druga wizyta z wynikami potwierdziła , że jestem bardziej skopana niż doktor myślał ;p
Mimo , że moje cykle były owulacyjne i zachodziłam , hormony były w normach , kariotypy prawidłowe , plemniki męża ok , nk miałam ładne 3,3 , allo 42% wydawałoby się no to co jest w końcu nie tak ? , że ta ciąża nie ma szansy się rozwinąć .
Po odebraniu wyników nic takiego niepokojącego nie widziałam bo tak samo niby KIR miałam tez tam jakieś nieobecne jak większość . Okazało się , że się myliłam bo niby miałam "ten lepszy " KIR bx , a w zasadzie jego deficyt robił robotę , w skrócie - genetycznie brakuje mi receptorów odpowiadających za prawidłowe zagnieżdżenie , tzw komunikację między mamą a dzidzią ... tak mi tłumaczył lekarz na prosty rozum , bo ta cała genetyka jest bardzo złożona , i cięzko mi ją słownie opisać .
W tym wypadku mam na myśli siebie nie porównując do nikogo innego .
U mnie to doprowadzało nadal doprowadza do pozbycia się zarodka juz na tym pierwszym etapie jak było w pierwszej ciąży i kiedy tak naprawdę go jeszcze nie było , w ciążach późniejszych ... ten etap decyduje o wielu czynnikach wpływających na dzieciątko , nasze nie miało nawet szansy na to aby móc " być " , zaistnieć mimo , że ja każdą ciążę traktowałam od poczęcia ... nie jakąś tam biochemiczną , lekarz mi mówił że ciąża , to ciąża nie ważne jak ją medycyna nazywa , ale zalicza sie do historii kiedy ktoś zapyta ile razy pani poroniła ... nie odpowiem 2 razy i jakies tam 2 puste biochemiczne nic nie było ... to , że nie było zarodka nie świadczy o tym , że nie było nic ... czego oczy nie widzą ...
Z reszty wyników wyszła prolaktyna po obciążeniu , która przekraczała za dużo razy swoją normę , mimo , że wyjściowa była ok , dostałam dostinex 1/4 raz w tyg do pozytywnego testu , z winy niskiego progesteronu i obrazu usg wskazywałoby to na niewydolnośc ciałka żółtego , które nie radziło sobie z dożywieniem zarodka < o tym pisała mi kiedyś Kittki i się potwierdziło > temu też atakowalismy od owulacji dużymi dawkami progesteronu .
Żaden z lekarzy nie stwierdził u mnie IO , poprosiłam swojego endo o metforminę zapobiegawczo ze względu na insulinę , która nie spadła idealnie po 2h więc metke brałam tylko metformax sr 500 najniższą na własny wymysł . Do tego brałam sobie ovarin , bo miałam swoją teorie słabych jajek .
Acard standardowo nie przerwanie od dawien dawna .
Usłyszałam , że innych metod dla mnie nie ma ... , in vitro nie bo wiadomo problem pojawia się później , wlewy czy szczepienia odpadają bo nie mam wskazań i mogę zrobić burdel gorszy niż jest :/ jedyna moja droga to accofil ale lekarz podsumował , że on nie jest Bogiem i nie zagwarantuje mi , że lek da rade , ale zrobi wszystko co w jego mocy , aby zrobic nam to dziecko .
Oczywiście ja byłam tego świadoma jadąc do niego ... wiedziałam , że to ostatnia deska ratunku i jak to nie pomoże to dzieci miec nie będziemy mimo , że by się wydawało , że mając idealne nk czy allo , czy hormony , można zdobywać szczyty ... niestety droga się u nas zamyka i to było dla mnie najgorsze do przetrawienia , że jest tyle wyjść , a ja nie mogę z takich skorzystać ...

W lutym miałam u doktora pierwszy próbny cykl staraniowy . Zgodziłam się na stymulację , bo jak to mi lekarz mówił , że mam swoje owulacje , ale rozwleczone cykle ... po poronieniach zmieniły mi się do 34dni nawet z owulacją między 18 podejrzewam nawet 20dc bo tak miałam tą biochemiczną .
Jako , że lekarz nie jest za clexanem stwierdziłam , ze sobie go wezme od testu jakoś tak no i zezwolenie dał , ze względu na poronienia , powiedział tez , że da mi accofil 30stke co 5 dni od testu . Od owulacji 2x1 besins dopochwowo 2x1 dupek . I ok niech by było .
Stymulacja 5dni 2x1 lametta + ovitrelle , monitoring i co i klops 7 jajek ... po czym zostało 4 ... w efekcie pękło 3 i to rozlwleczone bo jedne pekły , a drugie za 2 dni czyli jakos w 16dc jedno się wchłonęło .
Od razu mi powiedział , że z tego cyklu dzieci z tego nie będzie , a reakcja na leki jest jaka jest , albo coś jest pokopane już całkowicie . Jako , że ja sobie jestem mądrala i jak jaja pękły to dziecko ma być ;p zaczełam po tej owulacji brać accofil jakoś 2 zastrzyki wzięłam bo to co 5 dni . Po pierwszym myslałam , że się przekręcę z bólu kości i kręgosłupa stawów mięsni , ale już mniejsza z tym , taka była moja reakcja i skutki , przezyłam uf lepiej nie wspominać.
No i co i miałam ciążę urojoną ... wszystkie możliwe objawy , bo sie nakręciłam , że jajka pękły to co tam... leki mam wszystko będzie , nie wiedziałam ze akurat leki tak mnie zmylą .
Niczego nie świadoma zrobiłam test 2 kreski no to już , później powtórka ale nie ciemniały , no i dobre koleżanki wytłumaczyły mi , że to jednak zastrzyk się tak długo u mnie utrzymuje i robi mnie w bambuko , taka prawda poszłam na bete oczywiście ujemna . I od nowa okres lametta i emocje opadły stwierdziłam , że to tak szybko nie będzie , i nie wiadomo czy wgl będzie , że się musi naprawić co zepsute ... i miałam wywalone , bo miałam dość przez te prawie 2 lata pierdzielenia z tym wszystkim , a ciągle zamiast do przodu to do tyłu ... no to kolejny monitoring tym razem wszystko pięknie książkowo jajka pękły owulacja w 12 dc , byłam u lekarza w 13 dc 2 ciałka żółte doktorek powiedział , że będzie króliczek wielkanocny , usmiałam się przytaknęłam " tak tak jak sobie go kupie z czekolady " szedł w zaparte , że będzie jajko święcone , i czym owulacja szybciej i cykl się nie rozwleka tym lepiej < chodzi tutaj też o to by ta faza lutealna nie była ani za krótka ani za długa > wszystko tak było cyk jak miało być .
Po czym zwiększył mi dawkę progesteronu na besins 2x2 dupka 3x1 , accofil od owulacji co 3 dni , po namysle stwierdził , że co 5 dni u mnie nie ma sensu jednak i od testu też nie , bo za szybko te ciąże lecą i organizm sobie nie radzi , od owulacji wstrzykiwałam clexan na własne przeczucie .
Jakoś nie wierzyłam , że będzie kolorowo , objawów żadnych , nie przykładałam wagi do tego co się dzieje , bo juz byłam zmęczona i jazdą bo też miałam w jedną strone 1,5h na monit , siedzenie nie raz po 7h w kolejce na korytarzu , bóle po accofilu juz nie były takie mocne ale jednak dawaly w D ... i też męczyły :/ sobie tylko myślałam po co się męczyć jak nic z tego nie wychodzi .
Zbliżały się święta więc zajęłam się porządkami . W Wielki Czwartek pucowałam łazienke środkami gdzie tylko raz ukuło mnie coś mocniej ,ale to tak że olałam temat bo " a źle sobie stanęłam ponaciągałam sie przy prysznicu " , w piątek byłam na Drodze Krzyżowej kilka km , pod wielką górę gdzie obeszłam jak maraton zasapana i cała spocona , ale zwaliłam na brak kondycji , w sobote na święceniu poryczałam się patrząc na mamy z dziećmi i pytałam " Boże czemu tak musi być , zlituj się nad nami i okaz miłosierdzie , bo ja i tak się nie odwrócę " zrobiło mi się słabo .
Testy oczywiście robiłam od 10dpo ale nie zwracałam uwagi , bo wiedziałam ze ovitrelle .
Jedyny objaw to był odrzut na męża , tyle kazałam mu sie fukać perfumami , bo jakoś mi nie pachniał mimo , że po kąpieli , a denerwował tak , że nawet mi się gadać nie chciało , a nic nie zawinił ... w Zmartwychwstanie 2 krechy i moje ogromne zdziwienie , że to już nie może być zastrzyk ... cała msze dziękowałam i modliłam się żeby to była prawda i żeby się udało tym razem .
Od pozytywu prenatal uno , zrezygnowałam z metylków bo lekarz mówił , że jestem chuda i szybko magazynuje i tak samo kierowałam się opinią genetyka , który Funi z mutacjami zalecił te witaminki , jak się okazało są jedne z naj na rynku i się super przyswajają , bo np. femibion miałam to mi braków nie uzupełniał , ale suplementacja też kwestia indywidualna , nie żebym komuś narzucała czy mówiła , że coś jest złe . Tak samo od testu odstawiony dostinex .
We wtorek 14dpo poszłam na bete 190 progesteron 58 ,
16dpo beta 330 później ponad tysiąc ponad 2 ... stres był oczywiście bo bety zawsze kończyły wszystko co się zaczęło , a te moje przyrastały ponad 70% nie jak u innych po ponad 100 , wazne dla mnie było , że rosną progesteron piękny więc jest szansa .
Z obawami pojechałam do P mimo , że w sercu czułam dziwny spokój i powiedział mi , że co chce od bety jak jest ładna . Moim chorobliwym mysleniem było aby nie było cp , a ta beta taka w sumie niby dobra , ale czy nie za mało... marzyłam o pęcherzyku w macicy ... bo oczywiście w głowie miałam co mnie jeszcze może spotkać , czego nie doświadczyłam... lekarz robi usg iiii pokazuje mi człowieczka malusiego na 1mm <3 już 24dpo ow ... szok mój był ogromny , i 2 razy pytałam czy na pewno " no patrz tutaj sobie siedzi " byłam tak szcześliwa , a zarazem nie świadoma tego co będzie i na co się nastawiać ... takie głupie nasze przekonanie , żeby czasami się nie cieszyć , bo zaraz wszystko szlak trafi ...
Kolejne usg za tydzień i pytanie czy juz serduszko bije ale pewnie jeszcze za szybko , czy wgl małe rośnie ... milion pytań do samej siebie ... i ku mojemu zdziwieniu dzidziuś z bijącym serduszkiem , nie mogłam uwierzyć 6t+0d i dźwięk pukającego malutkiego serdusia , słowa lekarza " teraz wierzysz ? widzisz jak bije " poszedł po męża na korytarz , aby tez ten nasz cud mógł zobaczyć ... pisząc to łzy mi spływają na klawiaturę , bo tyle ciąż i strat i usłyszeć dźwięk bicia serca ... niezapomniane , chcielismy to przeżyć razem , dlatego doktor wiedział i po niego poszedł ... zawsze okazywał nam tyle dobra , na każdej wizycie . Ja powiedziałam od razu , że to jest taki cud i taki moment , że na ten moment jestem szczęśliwa , że mogliśmy tego doświadczyć ... bo ja nadal miałam dystans do tego co nas czeka .
Wszystko wydawało mi się zbyt piękne 0 plamień do tej pory , 0 krwiaków , skurczy jakichś zdarzają się kłucia delikatne , ale chyba się robi miejsce dla bobasa , jakiegoś tam bardzo złego samopoczucia ... jedynie bóle po accofilu < tego nie będę opisywac , bo każda inaczej reaguje na lek , u mnie az takiej tragedii później nie było > i na przełomie 8/9 tydzień mdłosci ale też bez hatfowania , sennosć okropna do dziś , poza tym jakbym w ciązy nie była , i nadal jakoś to dla mnie jeszcze nie realne ... chyba uwierzę jak urodzę i to nie wiem .
I tak już było z wizyty na wizytę a te miałam co tydzień
Kolejne usg dzidziuś rośnie ma już 6mm , kolejne usg 17mm , kolejne 23 mm wszystko pieknie serduszko bije miarowo . I tak do ok. 10 tygodnia jeździłam do doktora tydzień w tydzień .
Jednak trzeba było zwolnić miejsce innym i zaprosił mnie po prenatalnych jeszcze , żeby swoim okiem bobasa obejrzał . Nieocenione jest w nim to , że jego radość z naszej radości jest taka szczera i nie wymuszona ... to zrozumienie i usmiech , kiedy niemozliwe staje się możliwe , ale wiecie to takie już osobiste przeżycia , bo kazdy ma inne doswiadczenia , ja akurat same dobre . Na początku było wszystko źle , wszystko na nie , nastawienie tragedia , bo nie wiadomo czy się da , a później znane słowa " widzisz nie było jednak aż tak źle " .
Z polecenia P i znajomych pokierowana zostałam do doktorki do szpitala w , którym bym chciała rodzić < co dla mnie jeszcze jest abstrakcją > doktorka wspaniała , także poszłam z dobrych rąk do dobrych rąk , i czuję się pod dobrą opieką .
Jesteśmy po badaniach genetycznych i testach pappa nasz cud jest zdrowiutki na ten moment ryzyko malutkie , wszystkie wymiary się zgadzają .
Zaczęliśmy 15 tydzień i nadal jeszcze nie wierzę , że nosze pod sercem taki skarb , który tak naprawdę z genetycznego punktu widzenia nie miałby szansy zaistnieć , każda ciąża kończyłaby się tak samo . Szczęśliwsza jestem o tyle , że maleństwo nadrobiło do przodu i jest większe jak z terminu OM . Także wierzymy w dobre zakończenie i nie poddajemy się .
Co do accofilu chciałam dopisac , że ciągle badałam morfologię , oczywiście była do góry nogami bardzo z punktu norm , ale jako wyniki po leku , wcale mój organizm , nie zaszalał pod tym względem , ewidentnie jakoś było widać , że wrażenia to na nim nie robi , czasami się zastanawiałam , czy to wgl działa ... także w moim przypadku było to potrzebą i coś tam swoje zrobiło .
Ostatni zastrzyk wziełam w 11t+5d schodziłam z dawki stopniowo . Metke odstawiłam do 14tc.
Oczywiście pilnuje ddimery i tarczycę ,która też na początku szalała . Progesteron jeszcze biorę , ale też już schodzę z dawki , jak dokładnie dopiszę jak skończę brać.
Wszystko jak stosowałam opisałam na wątku z leczeniem .

Dzięki ludziom , których spotkałam na swojej drodze , Wy też kiedyś miałyście w tym swój udział , dzięki cudownemu lekarzowi , który nauczył mnie spokoju i z którym żegnając się miałam łzy w oczach , bo kazdy może miec swoje zdanie i też inne doświadczenia , bo to zrozumiałe , ale ja doktora Przybycienia będę szanowac i dziekować mu do końca życia za opiekę i za to , że mam szansę zostać mamą na ziemi .
Przede wszystkim dzięki Bożemu Miłosierdziu i Matce , i ich kierowaniu moim rozumem i sercem , jestem dzisiaj w zdrowej ciąży .

Post jest długi wiem ... może trochę chaotyczny jak i moja osoba , ale jesli ma komuś pomóc w jakikolwiek sposób czy nawet jesli zostanie pominięty i nikomu się nie przyda , ja czuję , że podzieliłam się z Wami skrawkiem mojego życia , w kilku słowach , bo nie ma mozliwości opisać wszystkiego od tak . Wszystkie te wydarzenia zmieniły mnie bardzo , może nie od strony nadpobudliwej szalonej mnie , którą w zasadzie lubie , ale nauczyłam się panowac , nad emocjami , stresem , i nauczyłam spokoju , którego wczesniej nie potrafiłam zaznać , odpuściłam ogrom paniki , jedynie troska i matczyny strach o to najmniejsze ... na nic wpływu nie mam... trzeba wierzyć , że nie będzie łez .

Każdej z Was życzę powodzenia , podejmowania nawet tych trudnych decyzji na własną rękę i w końcu wyczekanego cudu ...
Kibicuję Wam , a sama czekam na szczęśliwe rozwiązanie i mam cały czas nadzieję , ze nie będzie atrakcji przez kolejne tygodnie , bo czasami wydaje mi się , że jest za ładnie , ale może to nagroda od Boga , za to , że trwaliśmy mimo bólu i rozczarowania , nie wiem , można by sobie tłumaczyć na różne sposoby , nie czuję się tutaj jakimś wyjątkiem ... wazne , że jest jak jest i mamy tą szansę . W razie pytań służę pomocą , chociaż nie wiem czy mam jeszcze jakąś inną wiedzę , oprócz tej , którą już posiadacie .Nie powiem , żeby ten post był dla mnie łatwy do napisania , i mam nadzieje , że nie odbierzecie go jako rodzaj " chwalenia się " bo tak naprawdę droga daleka , na celu miałam jedynie jakiś zarys / opis mojego przypadku , moze komuś kiedys sie przyda .

Pozdrawiam serdecznie
 
reklama
Do góry