Cześć Dziewczyny
Rozumiem ten stres i próbuję się z niego wyzwolić od czasu, kiedy moje życie zostało mi odebrane: choroba, utrata zdrowia, utrata studiów, utrata środków na utrzymanie, utrata pracy, utrata znajomych, utrata dziecka... skądś to znam
Nie tak łatwo się z tego otrząsnąć. Nawet miałam rozmowę w szpitalu z psychologiem, ale co mi może powiedzieć osoba, która tego nie przeżyła, jak chce mnie zrozumieć? Nie trafiłam na dobrego psychologa, a jeżeli się wybieracie, to spróbujcie takiego znaleźć, to niezwykle ważne. Wiem to, bo kiedyś spotkałam cudownego psychologa, a taki człowiek to skarb
A stres, na niego trzeba znaleźć sposób, sposób odreagowania. Taką przestrzeń, kiedy nikomu i niczemu nie trzeba się przypodobać, można ze sobą pobyć, pozwolić uczuciom wybrzmieć do końca, a nie musieć się ciągle chować i być kimś kim się nie jest. Przebywanie wśród zieleni, prawdziwi przyjaciele, którzy ze wszystkim nas akceptują, nawet z naszym marudzeniem - to niezwykle pomaga. Ćwiczenia, dobre fizyczne zmęczenie. Co dalej...wciąż szukam. Kiedyś moją oazą była wiara i przyroda. Teraz została mi tylko przyroda. A tak naprawdę to ból, cierpienie, straty i niepokój uśmierzają dobrzy ludzie, prawdziwa akceptacja, miłość i dobro. Bo kiedy tego doświadczamy, to nas wycisza i przemienia serca, uspokaja. Kiedyś tego doświadczyłam i bardzo mi brakuje wokół dobrych ludzi, dobrych wydarzeń, możliwości odbudowania siebie i własnego otoczenia zamiast ciągłej walki sam na sam przeciwko całemu światu. Mam wspaniałego męża Pawła i szczerze zawdzięczam mu życie. Szkoda tylko, że ostatnio zupełnie się nie dogadujemy
Burczuś, cudowne to, co napisałaś, myślę, że nie uraziłaś, też chciałabym mieć taki cud dla którego jest o co walczyć. Dla mnie dziecko jest trochę odrodzeniem, choć powoli dociera do mnie, że raczej go mieć nie będę i ciężko się z tym pogodzić, ale nawet do tego trzeba dojrzeć