reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poronienia nawykowe - leczenie immunologiczne

reklama
Kurde może coś w tym jest...dlatego moja Gin tak ciągle naciska na wizytę u psychologa...

Ja też tak czuje, że po tych poronieniach moja psychika siada. Strasznie się wszystkim stresuję, przeżywam. Nawet nieistotnymi tematami. Mam wrażenie, ze serce mi cały czas bije 2 x szybcej:-) Nie panuję nad stresem. Macie jakieś sposoby walki ze stresem? Zespół mi wyszedł z przeciwciał :antyfosfadyloserynowych. Słyszałyście o takich przeciwciałach?
 
Ja też tak czuje, że po tych poronieniach moja psychika siada. Strasznie się wszystkim stresuję, przeżywam. Nawet nieistotnymi tematami. Mam wrażenie, ze serce mi cały czas bije 2 x szybcej:-) Nie panuję nad stresem. Macie jakieś sposoby walki ze stresem? Zespół mi wyszedł z przeciwciał :antyfosfadyloserynowych. Słyszałyście o takich przeciwciałach?
Moja psychika bardzo podupadła chociaż nigdy nie była w dobrym stanie...:( zawsze się wszystkim przejmowałam a teraz to już masakra...codziennie ryczę..:( Ale może cos w tym jest moja największa ciąża dotrwała do końca 6 tygodnia a dowiedziałam się o niej 3 dni wcześniej... ale jak można wyłaczyc myslenie i niemartwienie się w naszym przypadku????
 
Moja psychika bardzo podupadła chociaż nigdy nie była w dobrym stanie...:( zawsze się wszystkim przejmowałam a teraz to już masakra...codziennie ryczę..:( Ale może cos w tym jest moja największa ciąża dotrwała do końca 6 tygodnia a dowiedziałam się o niej 3 dni wcześniej... ale jak można wyłaczyc myslenie i niemartwienie się w naszym przypadku????

Mam to samo. Od zawsze się wszystkim przejmuję...nerwus ze mnie straszny...największy stres zaczął się ponad 3 miesiące przed porodem (6 lat temu) gdy mąż musiał wyjechać na 3 m-ce do Danii, wrócił 2 tygodnie po narodzinach małej. Już wtedy skoczyło mi ciśnienie w ciąży, musiałam być ostatni miesiąc non stop na patologii...potem po porodzie bałam się małej, że nie umiem się nią opiekować, nie miałam pokarmu, nie chciały mi dac mleka sztucznego w szpitalu tylko wyzywały, że mam się nie lenić tylko karmić bo mała dostanie żółtaczki, wypisałam się po 3 dniach na własne żądanie, horror.
Potem stres bo trzeba wrócić do znienawidzonej pracy, malutką 6 miesiączną dzidzię zostawić z kimś do opieki, potem zawał mamy, potem moje zwolnienie z pracy, dwa lata w długach bo na jednej pensji, potem w miarę wyjście na prostą i decyzja o drugim dziecku i dwa obumarcia ciąży....:frown:

A od kilku dni strasznie mnie kłuje w klatce, takie nerwobóle. Często stres w ten sposób mi schodził, że jak się rozluźniłam np. wypijając łyk piwa już mnie ściskało. A teraz od 3 dni non stop. Nospa nie pomaga, Validol też nie...:hmm:
 
Tak czytam i jestem przerażona...
Ja owszem, jestem nerwus,ale staram się bardzo, by nie wpadać w takie dołki. Współczuję dziewczyny. Dla mnie przetłumaczenie sobie jest proste: mam córkę! i chociaż posiadanie dla niej rodzeństwa jest meeega ważne dla mnie, to nie najważniejsze. Mam wspaniałą,zdrową córkę, która jest dla mnie cudem. Bo skoro już 4 razy poroniłam, mam ileś tam chorób, a pomimo to, mam Ją, to musi być cud:) i tak jej mówię zresztą;) To dziecko które jest,mąż również przecież odczuwają te nasze nastroje...nie chciałabym bym moja córka odczuła moją frustrację związaną z niepowodzeniami. Oczywiście,że cierpię,ale troszkę po cichu.
I pewnie byłabym w innym miejscu, gdybym nie miała córki. pewnie inaczej bym podchodziła do in vitro, do szczepień itd. Ale walczę! by skupić się na tym co mam.
Mam nadzieje,że nikogo nie uraziłam moim wywodem:)
pozdrawiam
 
Cześć Dziewczyny :)

Rozumiem ten stres i próbuję się z niego wyzwolić od czasu, kiedy moje życie zostało mi odebrane: choroba, utrata zdrowia, utrata studiów, utrata środków na utrzymanie, utrata pracy, utrata znajomych, utrata dziecka... skądś to znam :( Nie tak łatwo się z tego otrząsnąć. Nawet miałam rozmowę w szpitalu z psychologiem, ale co mi może powiedzieć osoba, która tego nie przeżyła, jak chce mnie zrozumieć? Nie trafiłam na dobrego psychologa, a jeżeli się wybieracie, to spróbujcie takiego znaleźć, to niezwykle ważne. Wiem to, bo kiedyś spotkałam cudownego psychologa, a taki człowiek to skarb :)
A stres, na niego trzeba znaleźć sposób, sposób odreagowania. Taką przestrzeń, kiedy nikomu i niczemu nie trzeba się przypodobać, można ze sobą pobyć, pozwolić uczuciom wybrzmieć do końca, a nie musieć się ciągle chować i być kimś kim się nie jest. Przebywanie wśród zieleni, prawdziwi przyjaciele, którzy ze wszystkim nas akceptują, nawet z naszym marudzeniem - to niezwykle pomaga. Ćwiczenia, dobre fizyczne zmęczenie. Co dalej...wciąż szukam. Kiedyś moją oazą była wiara i przyroda. Teraz została mi tylko przyroda. A tak naprawdę to ból, cierpienie, straty i niepokój uśmierzają dobrzy ludzie, prawdziwa akceptacja, miłość i dobro. Bo kiedy tego doświadczamy, to nas wycisza i przemienia serca, uspokaja. Kiedyś tego doświadczyłam i bardzo mi brakuje wokół dobrych ludzi, dobrych wydarzeń, możliwości odbudowania siebie i własnego otoczenia zamiast ciągłej walki sam na sam przeciwko całemu światu. Mam wspaniałego męża Pawła i szczerze zawdzięczam mu życie. Szkoda tylko, że ostatnio zupełnie się nie dogadujemy :(

Burczuś, cudowne to, co napisałaś, myślę, że nie uraziłaś, też chciałabym mieć taki cud dla którego jest o co walczyć. Dla mnie dziecko jest trochę odrodzeniem, choć powoli dociera do mnie, że raczej go mieć nie będę i ciężko się z tym pogodzić, ale nawet do tego trzeba dojrzeć
 
No u mnie było nieco inaczej. W pierwszej straconej ciąży nie miałam stracha bo to była pierwsza, druga była w 2 mce i pojawił się Karol, który zatarl złe doświadczenie, wiec w trzeciej ciąży tez się nie bałam bo druga się udała. Czwarta obstawialam ze będzie dobrze bo też była zaraz pobpotonieniu- schemat podobny poronienie- ciaza. Nie udało się. Więc tak przez 4 ciążę nie miałam spinki, dopiero przy 5 i teraz przy 6tej ciąży. Tak że ten tego-psycha na pewno jest ważna, bardzo wazna ale jak się coś ma zdupcone to samo nastawienie nie pomoże
Mam syna i dobrego męża (choć cholerk@ ale szybko mu przechodzi) a te ostatnie dni/miesiace nadszarpnely tez i nasze relacje.
Dacie rady! Jak nie tak to inaczej! ♡
 
Ostatnia edycja:
Wracam do żywych .
Obleciałam chirurgów szczękowych , ginekologów i badania porobione.
Pozdrawiam was wszystkie .
Nie dołujcie się dziewczyny po burzy zawsze wychodzi słońce .
Buziaki dla was wszystkich
 
Burczuś - nie uraziłaś :-) ale też nie do końca chyba się zrozumiałyśmy. Ja nie jestem przez te wszystkie niepowodzenia zrzędliwą jędzą. Wręcz przeciwnie - ciągle się uśmiecham, żartuję, po stratach to ja męża pocieszałam, tłumaczyłam mu jakoś te straty, żeby łatwiej mu było a córkę kocham nad życie, jest moim szczęściem i co dzień jej to mówię...ale to wszystko sprawia, że ja nie mówię o uczuciach, wszystko tłumię w sobie...to mnie zabija. bo ktoś z zewnątrz nawet nie wie co mnie spotkało... Ja każda plotkę muszę przeboleć, cóż taka jestem, wszystko biorę do siebie...niby udaję, że jest ok, ale w środku boli bardzo...Z mężem się wspieramy, nie kłócimy, nawet jeśli on nie do końca umie mnie pocieszyć, ale wiem, że zrobiłby wszystko aby mi pomóc. Oliwce też raczej nie zasmucamy, wymyślamy tysiące zajęć, bawimy się razem, cały czas jesteśmy razem. Ale to wszystko pozostaje. Nie da się tego tak po prostu wymazać.
Owszem - dziękuję każdego dnia za to co mam, ale to nie znaczy, że zapomniałam co przeszłam.
Destino - :-* :-*
 
reklama
Nie chodzi o dołowanie, czasem trzeba z siebie wyrzucić, wykrzyczeć, ze nie jest dobrze i nie zgadzamy się na taki stan rzeczy. To pomaga odzyskać równowagę

Gabiś dziękuję :*

dla mnie każdy przejaw życzliwości jest na wagę złota, to moje perły, dzięki którym jeszcze jestem i zbieram się na nowo każdego dnia :)

Dziękuję wam wszystkim laseczki za odwagę, za to, ze jesteście na forum i dzielicie się swoim życiem, wiele razy postawiłyście mnie na nogi nawet o tym nie wiedząc, i znowu się poryczałam...
 
Do góry