Witajcie,
nie jestem w stanie za bardzo nadrobić co napisałyście przez ostatnie dni, kiedy tu nie zaglądałam, ale dziękuję wszystkim za życzenia i gratulacje.
My z Ulą od poniedziałku jesteśmy w domu i staramy się ułożyć sobie jakoś świat. Ciągle jestem bardzo słaba, ale mój mąż dzielnie mi pomaga.
Sam poród przez cc nienajgorzej, zobaczyłam Ulę zaraz po wyciągnięciu jej na świat, jeszcze przed odcięciem pępowiny. Jeżeli chodzi o poród i opiekę okołoporodową to dalej polecam ten szpital bez zastrzeżeń. Podobnie opieka nad dzieckiem.
Ula urodziła się całkiem długa i straaaszliwie chudziutka; 52cm i 2880g. Oczywiście musiały być jakieś perypetie więc ktoś przez pomyłkę podał wagę 2280g, w efekcie był szał, że dziecko dystroficzne, że niska waga urodzeniowa, ja zaryczana, rodzina w szoku... Na szczęście okazało się, że to czeski błąd i nie było tak źle z wagą, chociaż rzeczywista waga też nie jakaś imponująca i musimy pilnować czy Młoda przybiera na wadze.
Jeżeli chodzi o terror laktacyjny, którego tak bardzo się bałam, to tym razem było m łatwiej, bo pokarm szybko się pojawił, i Mała szybko załapała o co chodzi. Terror jednak dalej obowiązuje; jak pokarm jest i dziecko je, to nikt nie męczy, ale już problem z obolałymi sutkami był kwitowany stwierdzeniem, że musi boleć, bo tak
żadne tam jakieś nakładki, laktatory nie wchodziły w grę.
Do domu wróciłam tak pogryziona, że chciałam olać karmienie. Na szczęście nakładki i laktator uratowały sytuację i jest lepiej.
Trochę się rozpisałam, ale chyba potrzebowałam zrzucić z siebie całe to szpitalne doświadczenie.
Podsumowując - szpital dalej polecam, chyba nawet bardziej niż cztery lata temu.
I pozdrawiam wszystkie mamy z żeromskiego (te rozpakowane i te wciąż czekające).