Ania4848
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 26 Sierpień 2012
- Postów
- 117
Dziewczyny po dłuższej nieobecności czas i na moją relację Długo nie zaglądałam bo leżałyśmy dłużej w szpitalu a po powrocie ciężko zorganizować sobie czas w rezultacie czego dopiero dziś po raz pierwszy odpaliłam komputer Moja malutka jest kochana, teraz w zasadzie je i śpi
Jak już pewnie czytałyście w piątek 28.12 rano o 10 zaczęły sączyć mi się wody. Wylądowałam na patologii, gdzie poinformowano mnie że u 80 % kobiet skurcze pojawiają się w przeciągu 24 godzin a jeśli się nie pojawią tą będą musieli wywołać poród bo z każdą godziną wzrasta ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej. Od momentu przyjęcia, mimo ujemnego wyniku GBS podawano mi co 8 h antybiotyk by chronić maleństwo. Przez całą noc skurcze się nie pojawiły więc o 8 rano w sobotę pożegnałam się z oddziałem patologii ciąży. I aby zakończyć temat patologii napiszę że ja akurat trafiłam super, nikt nie zapytał mnie skąd mam lekarza, nie byłam też traktowana gorzej, więc pobyt na potologii wspominam jako ok. O 8 rano przeniesiono mnie na salę porodową. Rodziłam w sali nr. 1, która była wyposażona w wannę z hydromasażem, worek sako, piłkę, materac itp. Położna przywitała się ze mną, przyszedł lekarz, zbadał i okazało się że rozwarcie mam na 2 cm. Podano mi zastrzyk z Buskolizyny (czy jakoś tak) na rozwieranie się szyjki oraz kroplówkę z oksytocyną (ani jednego ani drugiego nie miałam w planie ale mus to mus). Zachęcono do aktywnego spędzania czasu więc siędząc na piłce kołysałam miednicą i czytałam gazętkę. Po godzinie zaczęły się masakryczne skurcze od razu co 1 minutę. Myślałam że zwariuję z bólu, ok. 13 badanie i rozwarcie dalej na 2 palce Położna poleciła prysznic i ja również polecam go wszystkim rodzącym. Polewając brzuch ciepłą wodą ból znacznie się zmniejszał. Jednorazowo można siedzieć pod prysznicem 30 min. Czas płynął, bóle nadal masakryczne co 1 minutę i o 18 rozwarcie nadal na 2 palce. W międzyczasie podano mi leki przeciwbólowe w kroplówce, które nic a nic nie działały, dostałam też nospę do kroplówki i po niej ból minimalnie się zmniejszył. Lekarz, który zaglądał co pewien czas powiedział że zaczekamy aż kroplówka z oksytocyną się skończy i jeśli nie wystąpią naturalne skurcze to zrobi cesarkę. O 20 kroplówka się skończyła i jekieś 30 minut później zaczęłam mieć naturalne bóle, które były zupełnie inne i łatwiejsze do zniesienia niż te po oksytocynie i co najważniejsze sprawiały że rozwarcie zaczęło postępować. Po ok. 1 godzinie miałam już 4-5 palców co było wystarczające do podania mi znieczulenia. W moim wypadku nie było z tym najmniejszego problemu. Powiedziałam tylko raz że chce znieczulenie i 5 minut później przyszła Pani anestezjolog i przygotowała mnie do zzo. Powiem tak, po podaniu znieczulenia nie czułam zupełnie bólu tylko wiedziałam kiedy jest skurcz bo trochę napinał mi się wtedy brzuch. Uczucie cudowne, czułam się zupełnie innym człowiekiem i wreszcie mogłam odpocząć. Pani anestezjolog poinformowała mnie że po 1 godzinie może mi podać kolejną dawkę ale po upływie tego czasu miałam 9 palców i położna odradziła mi tą opcję bo powiedziała że nie będę czuła bóli partych co nie jest dobre. Ok. 23 zaczęłam mieć bóle parte ale okazało się że dziecko jest zbyt wysoko i musi się obniżyć. Położna poleciła, żeby zająć pozycję kolankowo-łokciową na materacu i kręcić miednicą. Jak miałam skurcz party i musiałam przeć a dziecko było wysoko i było to chyba najgorsze uczucie w moim życiu. Myślałam, że mnie rozerwie w środku. Człowiek już wtedy nic nie kontroluje, np. sikałam i tego nie czułam. Okropnie poniżające... II faza porodu trwała już ponad godzinę więc zleciało się wiecej ludzi m.in dwóch lekarzy, który zaczęli szeptać między sobą że parte trwają już zbyt długo. Wtedy poprosili mnie o przejście na fotel i po 10 minutach powiedzieli że dłużej nie mogą czekać i muszą mi "trochę pomóc". Pan doktor naciskał na mój brzuch starając się wypchnąć dziecko (na szczęście robił to delikatnie w miarę) a Pani doktor nacięła mi krocze. Po 1 godzinie i 25 minutach parcia urodziła się Jagódka. Tata musiał od razu przeciąć pępowinę i Pani pediatra szybko ją zbadała po czym trafiła na mój brzuch na 2 godzinki. Wtedy też mieliśmy pierwsze karmienie. Ogólnie mój poród był traumatycznym przeżyciem. W oczach popękały mi naczynka, na twarzy z wysiłku wyszły wybroczyny, nabawiłam się hemoroidów, a jak próbowałam na drugi dzień się wysikać to okazało się że nie jestem w stanie sama przerwać Jednym słowem masakra Po porodzie malutka dostawała antybiotyk na wszelki wypadek bo wody odpływały przez 38 godzin. Ja również dostałam antybiotyk. Jeśli chodzi o opiekę po porodzie to powiem Wam że była cudowna. Położne są wspaniałe, przychodziły na każdy płacz dziecka i pytały czy nie trzeba pomóc, czy nie ma problemów z karmieniem itp. Super babki jednym słowem. Przy każdej zmianie położne przekazywały sobie informacje co u każdej pacjentki w rezultacie nowa położna na zmianie wiedziała że np. mam poranioną prawą brodawkę itp. U mnie macica nie oczyściła się należycie i musiałam dłużej leżeć w szpitalu bo na USG wychodziły skrzepy. Rano i wieczorem dostawałam zastrzyki z oksytocyny, żeby organizm lepiej się oczyszczał. Malutka też leżała dłużej bo podawali jej ten antybiotyk. Jak powiedziałam że mam ten problem z sikaniem to przyszła Pani rehabilitantka i pokazywała nam ćwiczenia do wykonywania w połogu. Po paru dniach już normalnie sikałam Leżałam na sali z dziewczyną która rodziła w 2010 na Ujastku i powiedziała że nie ma porównania i Żeromski bije Ujastek na głowę. Jedyne co mówiła że jest lepsze na Ujastku to to że są tam półki w łazience i że do każdego posiłku dają owoca Jak tylko znajdę chwilkę to napiszę Wam moje rady i sugestie odnośnie szpitala.
Jak już pewnie czytałyście w piątek 28.12 rano o 10 zaczęły sączyć mi się wody. Wylądowałam na patologii, gdzie poinformowano mnie że u 80 % kobiet skurcze pojawiają się w przeciągu 24 godzin a jeśli się nie pojawią tą będą musieli wywołać poród bo z każdą godziną wzrasta ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej. Od momentu przyjęcia, mimo ujemnego wyniku GBS podawano mi co 8 h antybiotyk by chronić maleństwo. Przez całą noc skurcze się nie pojawiły więc o 8 rano w sobotę pożegnałam się z oddziałem patologii ciąży. I aby zakończyć temat patologii napiszę że ja akurat trafiłam super, nikt nie zapytał mnie skąd mam lekarza, nie byłam też traktowana gorzej, więc pobyt na potologii wspominam jako ok. O 8 rano przeniesiono mnie na salę porodową. Rodziłam w sali nr. 1, która była wyposażona w wannę z hydromasażem, worek sako, piłkę, materac itp. Położna przywitała się ze mną, przyszedł lekarz, zbadał i okazało się że rozwarcie mam na 2 cm. Podano mi zastrzyk z Buskolizyny (czy jakoś tak) na rozwieranie się szyjki oraz kroplówkę z oksytocyną (ani jednego ani drugiego nie miałam w planie ale mus to mus). Zachęcono do aktywnego spędzania czasu więc siędząc na piłce kołysałam miednicą i czytałam gazętkę. Po godzinie zaczęły się masakryczne skurcze od razu co 1 minutę. Myślałam że zwariuję z bólu, ok. 13 badanie i rozwarcie dalej na 2 palce Położna poleciła prysznic i ja również polecam go wszystkim rodzącym. Polewając brzuch ciepłą wodą ból znacznie się zmniejszał. Jednorazowo można siedzieć pod prysznicem 30 min. Czas płynął, bóle nadal masakryczne co 1 minutę i o 18 rozwarcie nadal na 2 palce. W międzyczasie podano mi leki przeciwbólowe w kroplówce, które nic a nic nie działały, dostałam też nospę do kroplówki i po niej ból minimalnie się zmniejszył. Lekarz, który zaglądał co pewien czas powiedział że zaczekamy aż kroplówka z oksytocyną się skończy i jeśli nie wystąpią naturalne skurcze to zrobi cesarkę. O 20 kroplówka się skończyła i jekieś 30 minut później zaczęłam mieć naturalne bóle, które były zupełnie inne i łatwiejsze do zniesienia niż te po oksytocynie i co najważniejsze sprawiały że rozwarcie zaczęło postępować. Po ok. 1 godzinie miałam już 4-5 palców co było wystarczające do podania mi znieczulenia. W moim wypadku nie było z tym najmniejszego problemu. Powiedziałam tylko raz że chce znieczulenie i 5 minut później przyszła Pani anestezjolog i przygotowała mnie do zzo. Powiem tak, po podaniu znieczulenia nie czułam zupełnie bólu tylko wiedziałam kiedy jest skurcz bo trochę napinał mi się wtedy brzuch. Uczucie cudowne, czułam się zupełnie innym człowiekiem i wreszcie mogłam odpocząć. Pani anestezjolog poinformowała mnie że po 1 godzinie może mi podać kolejną dawkę ale po upływie tego czasu miałam 9 palców i położna odradziła mi tą opcję bo powiedziała że nie będę czuła bóli partych co nie jest dobre. Ok. 23 zaczęłam mieć bóle parte ale okazało się że dziecko jest zbyt wysoko i musi się obniżyć. Położna poleciła, żeby zająć pozycję kolankowo-łokciową na materacu i kręcić miednicą. Jak miałam skurcz party i musiałam przeć a dziecko było wysoko i było to chyba najgorsze uczucie w moim życiu. Myślałam, że mnie rozerwie w środku. Człowiek już wtedy nic nie kontroluje, np. sikałam i tego nie czułam. Okropnie poniżające... II faza porodu trwała już ponad godzinę więc zleciało się wiecej ludzi m.in dwóch lekarzy, który zaczęli szeptać między sobą że parte trwają już zbyt długo. Wtedy poprosili mnie o przejście na fotel i po 10 minutach powiedzieli że dłużej nie mogą czekać i muszą mi "trochę pomóc". Pan doktor naciskał na mój brzuch starając się wypchnąć dziecko (na szczęście robił to delikatnie w miarę) a Pani doktor nacięła mi krocze. Po 1 godzinie i 25 minutach parcia urodziła się Jagódka. Tata musiał od razu przeciąć pępowinę i Pani pediatra szybko ją zbadała po czym trafiła na mój brzuch na 2 godzinki. Wtedy też mieliśmy pierwsze karmienie. Ogólnie mój poród był traumatycznym przeżyciem. W oczach popękały mi naczynka, na twarzy z wysiłku wyszły wybroczyny, nabawiłam się hemoroidów, a jak próbowałam na drugi dzień się wysikać to okazało się że nie jestem w stanie sama przerwać Jednym słowem masakra Po porodzie malutka dostawała antybiotyk na wszelki wypadek bo wody odpływały przez 38 godzin. Ja również dostałam antybiotyk. Jeśli chodzi o opiekę po porodzie to powiem Wam że była cudowna. Położne są wspaniałe, przychodziły na każdy płacz dziecka i pytały czy nie trzeba pomóc, czy nie ma problemów z karmieniem itp. Super babki jednym słowem. Przy każdej zmianie położne przekazywały sobie informacje co u każdej pacjentki w rezultacie nowa położna na zmianie wiedziała że np. mam poranioną prawą brodawkę itp. U mnie macica nie oczyściła się należycie i musiałam dłużej leżeć w szpitalu bo na USG wychodziły skrzepy. Rano i wieczorem dostawałam zastrzyki z oksytocyny, żeby organizm lepiej się oczyszczał. Malutka też leżała dłużej bo podawali jej ten antybiotyk. Jak powiedziałam że mam ten problem z sikaniem to przyszła Pani rehabilitantka i pokazywała nam ćwiczenia do wykonywania w połogu. Po paru dniach już normalnie sikałam Leżałam na sali z dziewczyną która rodziła w 2010 na Ujastku i powiedziała że nie ma porównania i Żeromski bije Ujastek na głowę. Jedyne co mówiła że jest lepsze na Ujastku to to że są tam półki w łazience i że do każdego posiłku dają owoca Jak tylko znajdę chwilkę to napiszę Wam moje rady i sugestie odnośnie szpitala.