W poniedziałek wieczorem zrobilam więć już scenę .. lekarz przyszedł zapytac jak się czuje .. .. ja się go zapytałam czy wie dlaczego tu leżę powstała drobna konsterncja lekarz patrzy na pielegniarkę ona dopiero wtedy zaczyna mu mówić co mi dolega, był chyba przyzwoity bo widac było że mu głupio.. powiedziałam, że czuje się jak dobro publiczne .. tzn. ze nie mam własnego lekarza więc każdy się mną opiekuje wiec od 4 dni nikt się mną nie zajmuje a ja czuje się coraz gorzej psychicznie itp. Potem jeszcze na tej fali złości poćwiczyłam sobie i o 4 rano obudził mnie upragniony skurcz.
We wtorek na wizycie porannej dowiedzialam się , że jak się nic nie zmieni do środy to będę miała wywyoływany poród (czyli oksydocyna) i że z małym jest ok bo KTG wychodzi poprawnie .... i mam się uspokoić ...
na początku skurcze były fajne .. bo były .. potem były juz coraz bardziej przeszkadzające ... tak że około 14 stej połozne przyslałay mi lekarza i on stwierdził, że no coś się zaczęlo ale to dopiero przepowiadające skurcze.
SKurcze robiły się coraz mocniejsze i mocniejsze ale dalej nie regularne i już przestały mnie cieszyć .. przyjechał mąż .. zrobilo się poźno ...zbadala nas lekarka i stwierdziła, że jeszcze nei czas. POwiedziałam jej że mam skurcze już od ponad 12 godzin (a rozwarcie bylo tylko na jakies 3 cm) , i ona tylko stwierdziła, że trzeba czekać ....
To też by sie przydal własny lekarz ... bo wtedy szybciej przenoszą na porodówkę. po 21 wygonili mi męża ... a moje skurcze były już mega silne - niestety dalej nie regularne. I tutaj podziękowanie dla kobiet z patologi jak zobaczyły jak się tłukę po korytarzu i jak mnie rzuca - wbrew zaleceniu lekarza poszły po położną z porodówki i to ona zadecydowała ze mnie już trzeba na drugą stronę