aaaL, ja własnie wrocilam z Ujastka.. u mnie tez totalnie nic....jesli nie urodze to w pierwszą sierpniową niedziele będą mi wywoływać...czego boje sie najbardziej...wiec lepiej niech ta moja dziewczynka sie pospieszy...
reklama
mw88, u mnie też dziewczynka i się nie spieszy też wstępny plan lekarza jest taki, że jeśli nie urodzę, to we wtorek badanie z usg i ocena czy wywoływać... generalnie wywoływanie proponuje max 10 dnia, czyli u mnie by wypadał piątek 2 sierpnia... oczywiście wolałabym, żeby wcześniej akcja zaczęła się naturalnie ;/
Cześć dziewczyny,
pisałam już kilka miesięcy temu opinię na temat Ujastka. Rodziłam 1. lutego - poród wywoływany. I wiecie co - nigdy więcej. Będę w stanie zapłacić drugi raz za cesarkę. Nie obwiniam personelu, chociaż od środy do piątku można się nacierpieć i nastresować. Najpierw balonik i nic, oksytocyna i nic, dopiero przy drugiej oksytocynie jakiś magiczny zastrzyk, który skończył się rozwarciem. A dziewczyny na cerakę - przyszły o 7, a po południu były już z dzieckiem, wiem, że też boli "po", ale jednak nie ma bóli mi tak ogromnego wysiłku... A poza tym, byłam nacinana i nie mogłam chodfzić i siedzieć przez dwa tygodnie tak samo jak koleżanki po cesarce, także...
nie wiem, może zmienie zdanie po drugim dziecku. Pewnie w każdym szpitalu trafia się lekarza czy położną lepszego i gorszego. Na ujastku warunki są dobre, chcą, zeby karmić, ale nie zmuszają o tego. Gdyby zaczęła mi się akcja porodowa albo miałabym planowaną cesarkę, to zdecydowałabym się na ujastek, ale jeśli miałabym mieć wywoływany poród to omijałabym ten szpital szerokim łukiem. Uparli się na balonik i tę cholerną oksytocynę. Wymęczyli mnie niemiłosiernie, a potem robili badania do cesarki. Na szczescie po jakims tam zastrzyku się udało SN, ale... bez cudów.
Pozdrawiam, i trzymam kciuki za wszystkie mamy po terminie
pisałam już kilka miesięcy temu opinię na temat Ujastka. Rodziłam 1. lutego - poród wywoływany. I wiecie co - nigdy więcej. Będę w stanie zapłacić drugi raz za cesarkę. Nie obwiniam personelu, chociaż od środy do piątku można się nacierpieć i nastresować. Najpierw balonik i nic, oksytocyna i nic, dopiero przy drugiej oksytocynie jakiś magiczny zastrzyk, który skończył się rozwarciem. A dziewczyny na cerakę - przyszły o 7, a po południu były już z dzieckiem, wiem, że też boli "po", ale jednak nie ma bóli mi tak ogromnego wysiłku... A poza tym, byłam nacinana i nie mogłam chodfzić i siedzieć przez dwa tygodnie tak samo jak koleżanki po cesarce, także...
nie wiem, może zmienie zdanie po drugim dziecku. Pewnie w każdym szpitalu trafia się lekarza czy położną lepszego i gorszego. Na ujastku warunki są dobre, chcą, zeby karmić, ale nie zmuszają o tego. Gdyby zaczęła mi się akcja porodowa albo miałabym planowaną cesarkę, to zdecydowałabym się na ujastek, ale jeśli miałabym mieć wywoływany poród to omijałabym ten szpital szerokim łukiem. Uparli się na balonik i tę cholerną oksytocynę. Wymęczyli mnie niemiłosiernie, a potem robili badania do cesarki. Na szczescie po jakims tam zastrzyku się udało SN, ale... bez cudów.
Pozdrawiam, i trzymam kciuki za wszystkie mamy po terminie
- Dołączył(a)
- 19 Grudzień 2012
- Postów
- 12
Ja miałam napisany plan porodu i miałam go ze sobą ale po prostu w tych skurczach i bólach go nie dałam.
To jest straszne i do tej pory nie potrafię sobie tego wybaczyć, że nie potrafiłam walczyć, żeby mi nie wyciskali Małej, jedyne na co miałam siłę to na parcie ostatkiem sił i jedynie na to, żeby sobie pomyśleć, że zaraz coś zrobię temu lekarzowi jak nie przestanie mnie naciskać no ale odleciałam i mąż mi podawał tlen.
Zawszę walczę o swoje a wtedy w tym wszystkim nie potrafiłam, dobrze, że to się dobrze skończyło bo różnie może być po takim wyciskaniu. Strasznie mi zależało na tym, żeby mieć ten 2h kontakt skóra do skóry a Mała mi dali na brzuch potrzymałam ją może minutę, zaczęli ją tarmosić jakimiś szmatami (w sensie, że wycierali) i zabrali, oddali po jakichś 3 minutach z pieluszką na pupie i może trzymałam ją jeszcze z kolejne 3 minuty i już ją wzięli.
Chyba byłam zbyt przerażona i nie potrafiłam ogarnąć tego całego chaosu bo tak szybko to poszło, teraz będę mądrzejsza przy drugim dziecku.
A co do karmienia to szkoda, że nie wiedziałam, że takie dziecko nie musi jednak zjeść, bo tamta kobieta powiedziała, że dziecko jest już głodne i musi zjeść, więc skoro nie miałam mleka swojego to nie protestowałam aby podała butelkę. Szkoda, że nie powiedzieli, że wystarczy parę kropel siary dosłownie dla takiego Malucha, skoro Mała nie potrafiła zassać to przecież mąż poszedłby do apteki i kupił plastikową łyżeczkę bo akurat tyle to bym wycisnęła z piersi...
Dziewczyny jeśli będziecie rodzić z partnerem to uprzedźcie go, że mogą zdarzyć się pewne sytuacje i jak będzie widzieć co się dzieje, żeby on za Was walczył, ja tego nie zrobiłam i żałuję, zawsze to była większa szansa, że mąż nie będzie miał tak zaćmionego umysłu.
A i mi położna, a właściwie mężowi kazała iść z rzeczami do sali przedporodowej, a mnie zabrała na podpisywanie dokumentów i założenie wenflonu - teraz widzę, że to błąd, że poszłam sama, dziś kazała bym mężowi zostawić rzeczy w sali przedporodowej i przyjść tam do mnie.
Dają jakieś papierzyska do podpisania, a ja nie miałam nawet siły tego przeczytać, ba,nawet pióra nie potrafiłam utrzymać w ręce. Do tego sama musiałam wygrzebywać te badania z teczki i odpowiadać na masę pytań, a tak to mąż mógłby w tym bardzo pomóc no i może dałby ten przeklęty plan porodu, choć nie wiadomo czy w ogóle by się go trzymali..
To jest straszne i do tej pory nie potrafię sobie tego wybaczyć, że nie potrafiłam walczyć, żeby mi nie wyciskali Małej, jedyne na co miałam siłę to na parcie ostatkiem sił i jedynie na to, żeby sobie pomyśleć, że zaraz coś zrobię temu lekarzowi jak nie przestanie mnie naciskać no ale odleciałam i mąż mi podawał tlen.
Zawszę walczę o swoje a wtedy w tym wszystkim nie potrafiłam, dobrze, że to się dobrze skończyło bo różnie może być po takim wyciskaniu. Strasznie mi zależało na tym, żeby mieć ten 2h kontakt skóra do skóry a Mała mi dali na brzuch potrzymałam ją może minutę, zaczęli ją tarmosić jakimiś szmatami (w sensie, że wycierali) i zabrali, oddali po jakichś 3 minutach z pieluszką na pupie i może trzymałam ją jeszcze z kolejne 3 minuty i już ją wzięli.
Chyba byłam zbyt przerażona i nie potrafiłam ogarnąć tego całego chaosu bo tak szybko to poszło, teraz będę mądrzejsza przy drugim dziecku.
A co do karmienia to szkoda, że nie wiedziałam, że takie dziecko nie musi jednak zjeść, bo tamta kobieta powiedziała, że dziecko jest już głodne i musi zjeść, więc skoro nie miałam mleka swojego to nie protestowałam aby podała butelkę. Szkoda, że nie powiedzieli, że wystarczy parę kropel siary dosłownie dla takiego Malucha, skoro Mała nie potrafiła zassać to przecież mąż poszedłby do apteki i kupił plastikową łyżeczkę bo akurat tyle to bym wycisnęła z piersi...
Dziewczyny jeśli będziecie rodzić z partnerem to uprzedźcie go, że mogą zdarzyć się pewne sytuacje i jak będzie widzieć co się dzieje, żeby on za Was walczył, ja tego nie zrobiłam i żałuję, zawsze to była większa szansa, że mąż nie będzie miał tak zaćmionego umysłu.
A i mi położna, a właściwie mężowi kazała iść z rzeczami do sali przedporodowej, a mnie zabrała na podpisywanie dokumentów i założenie wenflonu - teraz widzę, że to błąd, że poszłam sama, dziś kazała bym mężowi zostawić rzeczy w sali przedporodowej i przyjść tam do mnie.
Dają jakieś papierzyska do podpisania, a ja nie miałam nawet siły tego przeczytać, ba,nawet pióra nie potrafiłam utrzymać w ręce. Do tego sama musiałam wygrzebywać te badania z teczki i odpowiadać na masę pytań, a tak to mąż mógłby w tym bardzo pomóc no i może dałby ten przeklęty plan porodu, choć nie wiadomo czy w ogóle by się go trzymali..
Ostatnia edycja:
Klaudia, tak bardzo mi Ciebie szkoda...:* Nie obwiniaj się, przecież poród to nie przyjemność nie oszukujmy się... Człowiek ostatnie o czym by chyba pomyślał to wykłócanie się z personelem, przecież tak naprawdę oddajemy się w ich ręce. A to personel powinien zadbać o te podstawy. Wiem że łatwo się mówi, ale najważniejsze że wszystko dobrze się skończyło i masz zdrowe dzieciątko przy sobie. Całuję Was mocno wszystkie dziewczyny i życzę powodzenia!! Może ktoś od nich czyta te opinie i weźmie sobie do serca.
hej Dziewczyny, straszycie mnie niezmiernie, tym bardziej że moge mieć wywoływany poród... ale nic, czekam aż sama akcja się rozwinie a później opisze swój poród. Mam nadzieje że będą przeważać pozytywne opinie...
aaaL mi powiedziała lekarka że mnie na oddział przyjmą albo w środę albo piątek przyszły...jesli te nasze dziewczynki rzeczywiście same nie będą chciały wyjść to się spotkamy
aaaL mi powiedziała lekarka że mnie na oddział przyjmą albo w środę albo piątek przyszły...jesli te nasze dziewczynki rzeczywiście same nie będą chciały wyjść to się spotkamy
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 0
- Wyświetleń
- 3 tys
- Przyklejony
- Odpowiedzi
- 169
- Wyświetleń
- 271 tys
Podziel się: