Ja rodziłam w domu
pierwsze dziecko rodzone w szpitalu - żałuję z perspektywy drugiego porodu. Później miałam dwa poronienia i kolejne dziecko zdecydowałam się rodzić w domu. Do szpitala ogólnie nie miałam daleko więc w razie komplikacji wiedziałam, że maksymalnie za 30 minut będziemy w szpitalu.
Pierwszy poród był potraktowany "procedurowo ", córcia malutka 2800 a ciachnęli mnie okropnie na kroczu, gorzej wspominam gojenie tej koszmarnej blizny niż sam poród. Akcja była bardzo sprawna ale i tak załadowali mi na koniec oxy. Znieczulenia nie chciałam żeby nie spowalniać akcji. Później w szpitalu była grypa, zakaz odwiedzin, byłam sama w sali z córką i zniosłam to bardzo źle psychicznie, każda zmiana personelu to był rollercoaster, jedna pielęgniarka mówi zupełnie inaczej niż druga a ja po środku boksowowałam się z nimi. Zabieg credego wykonany dziecku czego efektem było zapalenie oka i antybiotyk. Procedury medyczne goniły kolejne procedury medyczne. Naprawdę drugi poród był cudowny - jeśli tak to można ująć.
W dniu w którym dostałam skurczy dałam znać położnej żeby miała na uwadze tamten dzień, jak zaczęły mi się rozkręcać skurcze to zadzwoniłam i przyjechała do mnie, miałam wtedy 7 cm rozwarcia. Położna miała ze sobą przenośne ktg, co jakiś czas badała małemu tętno. I tak powoli akcja się rozkręcała, oczywiście pomagała mi dobierać pozycje, mały urodził się bez problemu 10/10 w czepku
nie odeszły mi wody. Nie chciałam rodzić w wannie, miałam po prostu swój własny pomysł
pękłam trochę, zszyła mnie na miejscu ( ze znieczuleniem! W szpitalu na żywca mnie zszywali, polała mi wtedy lekarka jakimś płynem znieczulającym i naprawdę nic to nie dało
). Mąż był ze mną cały czas, przeciął pępowinę, ja miałam małego przy sobie godzinę, później mój mąż. Położna była z nami kilka godzin, ale najlepszy był ten absolutny spokój, cisza, radość z narodzin. A nie od 7 rano " Stolec był?", a później obchód, a później śniadanie, sprzątaczka, i tak dziecko śpi w dzień ja wykończona a od rana pielgrzymki
Co prawda nie planuję więcej dzieci ale każde kolejne chciałabym rodzić w domu i naprawdę żałuję, że nie brałam tego pod uwagę w pierwszej ciąży.
Żeby urodzić w domu trzeba mieć komplet badań wszystkich wymaganych jak w szpitalu, nawet więcej bo położne chcą jeszcze jakieś dodatkowe parametry zbadane podczas usg. Musi być zgoda ginekologa prowadzącego. Po prostu ciąża musi być książkowa, cukrzyca, problemy z tarczycą i inne z góry dyskwalifikują do porodu domowego. Jak czytam że któraś urodziła w domu i na usg nie chodziła to ja nie wiem co za położne się na takie coś decydują.
Położna miała też ze sobą jakiś przyrząd do badania poziomu bilirubiny i badała małego po porodzie na żółtaczkę, później przyjeżdżała jeszcze przez kolejne dni i badała małego codziennie.
Ja polecam z całego serca, piękne przeżycie, taki prawdziwy cud narodzin. Przy pierwszym porodzie niestety tego nie miałam ale przy drugim naprawdę hormony szczęścia mi uderzyły do głowy
na Facebooku polecam grupę - Poród domowy Polska - tam możesz znaleźć certyfikowane położne w Twojej okolicy.