Podobno nikt nie lubi niedokończonych historii :-) więc wpadam napisać jak u mnie. Ku pokrzepieniu serc kobiet będących w miejscu, w którym ja byłam zakładając ten wątek.
Ostatecznie strach przed cc przerósł ten przed sn i urodziłam naturalnie. Szlam do szpitala (dzien po terminie, że skierowaniem ze względu na wątpliwe zapis ktg) przerażona. Jeszcze na sali przedporodowej, czekając na rozkręcenie się akcji porodowej, popłakowałam ze strachu.
Dziś jestem prawie 3 miesiące po porodzie i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że miałam fantanstyczny poród. Sama w to nie wierzę, ale... w jakimś sensie nie mogę się doczekać kolejnego
Wieczorem miałam bóle jak na okres i powolutku sączyły się wody. W szpitalu skurcze na poziomie 30-40.
I teraz tak:
00:00 odejście wód, rozwarcie na 1,5 palca. Od razu zaczęły się bóle krzyżowe
00:30 na ktg skurcze nadal mierne, ból krzyża coraz większy
1:00 idę na salę porodową poskakać na piłce, boli już mocno
1:45 rozwarcie na 7 cm, skurcz goni skurcz, co minutę, wyję jak pies
2:15 pełne rozwarcie i parte
2:40 dziecko już ze mną
Tak więc chyba można powiedzieć, że urodziłam w 2,5 godziny! Pierworódka! Byłam przekonana, że będę mieć traumatyczny poród i obwinię za to dziecko; ze będę rodzić w wielkich meczarniach 30 godzin; ze będę mdleć i wymiotować z bólu; ze przez ten wielki strach zablokuję akcję porodową... A tu niespodzianka, 2 h z hakiem i po krzyku
Cieszę się, że urodziłam siłami natury. Życzę każdemu takiego porodu. Choc bolalo i to bardzo. Miałam bóle z krzyża, problemy z parciem, bo podobno nie było ani jednego skurczu z macicy. Podano mi oksytocynę, żeby wywołać mocniejsze skurcze i pomóc wyprzeć dziecko, dopiero wtedy poczułam bolesne skurcze, ale krzyzowe byly gorsze. Moge potwierdzić to, w co nie wierzyłam: tego bólu już nie pamiętam, jak tylko dostałam dziecko przestałam o tym myśleć. Gorsze było szycie, to pamiętam
Ale żeby nie było za różowo, połóg mnie powalił. Tak jak jedna z Was napisała, nie spodziewałam się, że połóg będzie gorszy od porodu. Niestety zostałam nacięta i nabawilam się sporych hemoroidow. Tydzień wyjety z życia, ból nieziemski, płakałam po kątach i jadłam na leżąco. Ale po tym tygodniu było coraz lepiej. Pobolało i przestało, wszystko jest do przeżycia.
Moje nerwy były niepotrzebne, ale wtedy nie mogłam tego wiedzieć. Dzisiaj się cieszę z takiego obrotu spraw i niczego nie żałuję.
PS dziękuję dziewczyny za odzew. Wtedy miałam mętlik w głowie i nie odpisywałam, postanowiłam odciąć się od tematu i nie myśleć o tym co mnie czeka. Dzięki za słowa wsparcia