reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Opowieści z porodówek- bez komentarzy

Mam w końcu chwilkę,żeby opisać jak było u nas:)
W pon.19.10.09 o 7:30 zawitałam na porodówkę-cc była umówiona, planowana /niestety ze wzgl. zdrowotnych/.Po wypełnieniu papierków-jakieś 30-40 min.zaprowadzono mnie na salę porodową do SN.Sala bajerancka-a rodziłam w szpitalu Żeromskiego w Krk.Mój M.zagubił się w akcji-położna go prosi a chłopa nei ma-poszedł odnieś moje rzeczy do asmochodu.Potem KTG,obchód-p.orynator zażartował,że spoko,mogę rodzić SN:)ale suma sumarum zostałam zakwalifikowaa do CC i czekam dalej.Na KTG nic nie wyszło-normalne,termin z OM miałam na 25.10.Nagle mojego M.wyproszono i położna wnosi takiego małego bąbelka,sinego,całego w tej mazi poporodowej:)Aż mi się oczy zaszkliły-ja też chcę JUŻ!Wchodzi oszołomiony tatuś,który dopiero na koniec orientuje się,że ja tam sobie siedzę i patrzę jak dzidzię mierzą, ważą i odsysają płyny.Cuuudny widok.Noi przyszła kolej na mnie.Ufff FKOŃCÓ bo już było mi zimno z nerwów.Zastrzyk w kręgosłup- strach jak cholera,ale dzięki położnej idzie jak po maśle-bdb mnie poinstruowała.I głupowate uczucie-nic nie czuję od cyców w dół...i zaczyna się,czuje jak mi coś tam grzebią, żartujemy sobie z połoznymi i lekarzami i po chwili moja ginka mówi,że już jest dzidzia! GODZ. 10:37 19.10.2009 r PONIEDZIAŁEK- MAMY SYNA :D, :D Pokazali mi go,kazali ucałować,pogłaskać i zabrali do tatusia.A ja w ryk!Fantastyczne uczucie!A jaki mały śliczny!!!Szycie-nie mogą mnie zszyc,bo mam te cholerne zrosty pooperacyjne.Męczą się trochę,ale jest OK.Nagle patrzę i widzę przed sobą jakąś nogę-hmmm ze zdziwieniem stwierdzam,że to MOJA noga...no szok!I na salę.Mąż dostaje polecenie od położnej-ciągnąć łóżko,a nastepnie opierdziela go,bo chłop zamiast ciągnąć to się łóżka trzyma i sobie idzie jak na spacer-widać,że jest totalnei odjechany:)heh tatusiek.Pytam ile mierzy młody itd,a M.że nie wie,nie mówili a on był tak oczarowany,że nie zapytał.No to go zrypałam,po coś tam był człowieku??? :) A na sali przynoszą mi Filipka do cyca i zaczyna ssać siarę.Ja płaczę,mąż totalny błogostan...no comment.Najgorsze jest to nie podnoszenie głowy,a ja chciałabym synka zobaczyć calusiego!Jednak po 7 godz. przychodzi położna i rzuca hasło wstajemy.Najpierw usiadłam,ale że kręci mi się w głowie,to siedzę grzecznie.Nadjechał M.i pomaga mi wstać,a ja mam zjazd-o mało nie zaliczyłam spotkania z posadzką... więc kładę się i za chwilkę próba nr 2 zakonczona wizytą od prysznicem.I biegusiem do synka-już czuję się suuper. :tak::tak:
Szczęśliwa,wniebowzięta i zakochana w tym małym człowieku! Orgazm przy tym to jest pikuś,że sobie pozwolę zauważyć.:-D
Dodam,że Filip,Maciej dostał 10 pkt APG, miał 55 cm / 3000 g. i że był najbardziej piszczącym dzieckiem na oddziale- jak piszczał wiedziałam i ja i położne,że to mój SYN!
Kurcze aż się wzruszyam opisując to wszystko...
 
Ostatnia edycja:
reklama
To i ja opowiem,jak było u nas:tak::tak::tak:
Otóż w nocy z czwartku na piątek(22/23 października)zbudziły mnie skurcze.Spojrzałam na zegarek dochodziła 12 w nocy;-).Zaczęłam mierzyć te skurcze,były najpierw co 7 minut,potem co 6 minut i 5, i wtedy już czułam,że ta noc będzie nasza;-).Troche poklęczałam przy pufie w pozycji ze Szkoły Rodzenia kolankowo-łokietkowej:confused:,ale nie za długo tak wytrzymałam,bo miałam bóle z krzyża(dlaczego łudziłam się,że w tej ciąży bedzie inacze:confused::confused::confused:).Sprawdziłam torbę,zbudziłam M. i powiedziałam mu,że dziś to On do pracy nie pójdzie:-p:-p:-p i poszłam sie wykapać.M pomógł mi przy goleniu :-p,zadzwoniliśmy po mojego Brata,żeby posiedział z Młodą.Brat był u nas koło 3 nad ranem i pojechaliśmy na porodówkę,bo skurcze juz miałam regularne,co 3 minuty:-):-):-)
Najpierw zajechaliśmy na Warszawska,ale tam nie było miejsc i pojechaliśmy do USK,tam krótki wywiad,przebieranka w koszulę szpitalną,badanie i ...rozwarcie na 2 cm:dry::dry::dry:z M.poszlismy na salę porodową,tam od razu zaproponowano mi zzo,z którego z chęcią skorzystałam.Niestety pierwsza dawka nie podziałała,nie wiem czemu i wciąż czułam ból,ale po godzinie dostałam drugą dawkę i wtedy poczułam się,jak na Hawajach,a nie na porodówce,normalnie pełen relax:-D:-D:-D:-D
I tak było aż do 7-ej rano,siedzieliśmy z M.gadaliśmy,skurcze na ktg się pisały,a ja kompletnie nic nie czułam.Nawet na chwilke się zdrzemnęłam:tak::tak::tak::tak:.A po 7-ej sprawdzają rozwarcie,a tam 3 cm,wtedy położna podała mi czopki na przyspieszenie rozwarcia i mnie zcewnikowała,no i wtedy już poszło szybko,około 9:10 miałam już rozwarcia 10 cm.Najgorsze było to,że już mi pod koniec nie podali znieczulenia i tak bolało,jak cholera:szok::szok::szok::szok:
No ale weszły położne,poprosiłam,zeby,jeśli sie uda,to nie nacinały krocza(udało się,miałam tylko lekkie otarcie i na to dwa szwy rozpuszczalne założone),krzyknęły :"rodzimy",kilka partych,tak mocnych,że aż mi takie gwiazdki migały przed oczyma i o 9:28 przyszła na świat nasza najukochańsza Kruszynka,mierzyła 54 cm,ważyła 3400 g,dostała 10 pktApgar.Jak Ją z siebie wyparłam,to zaczęła tak żałośnie płakać,a kiedy M.odciął pępowinę i położyli mi Malutką na brzuchu,od razu przestała,a mój cały ból poszedł w niepamięć.Przepełniało nas szczęście tak ogromne,że nie sposób tego opisać.
Dla takich chwil po prostu warto żyć...
 
Ostatnia edycja:
Hmmm,

od czwartku się zanosiło na coś, w piątek jeszcze pozałatwiałam jakieś zaległe sprawy, ale nie mogłam się już na niczym skupić. Ostro zaczęło się gdzieś ok. 22.00, ale że wcześniej takich fałszywych alarmów zaliczyłam wiele, to wolałam poczekać na rozwój sytuacji. No ale nie ustępowało, więc zadzwoniłam do mamy, że przywieziemy jej dziewczyny po drodze. No i zaczęłam się pakować. Bolało coraz bardziej, więc liczyłam na to że się nie skończy.

Pojechaliśmy ok. północy, mama w panice przyjechała po dzieci sama, żebym się nie turlał po mieście ze skurczami. Na porodówce standard: badanie, KTG, kilka pytań. Ale rozwarcie tylko na 2 cm (tak jak w czwartek), a miałam wrażenie że jest z 5:no:. Na KTG dziwny zapis - raz 20, raz 80. No więc położna zadzwoniła po lekarza. Przyszedł lekarz - trochę mi się lepiej zrobiło, bo się okazało że dyżur ma mój lekarz;-). No i dalej nie wiedzą, bo dziwnie to wygląda, ale w końcu wysyłają mnie na porodówkę. Tam moja ulubiona ankieta i pytania o zawód ojca - nigdy nie wiem co powiedzieć:-p i czy wszystkie dzieci mam z tym samym facetem:-p - mówię że tak, a co mam powiedzieć, jak chłop stoi obok:-D.
Następne badanie, lewatywa - nikt o tym nie pisał - i zaczynają się bolesne skurcze. Przechodzimy na salę do porodów rodzinnych. Tam c.d. pytań, piłeczka i zastrzyk w d... - błogi stan nieświadomości, potem wanna i skurcze na 100 - których wogóle nie czuję. Plumkamy się, a obok dziewczyna rodzi, 2.30 słyszymy płacz dziecka. Mam ochotę wyjść z wanny ubrać się i dać nogę. Ale wraca położna i wychodzimy z wanny na badanie - i skurcze zanikają, ale bolą 100 razy bardziej, kolejne badanie i prostowanie zgiętej ponoć szyjki. O 4 nad ranem odchodzą mi wody. Zalewam całą porodówkę - położne żeby się nie zabić rzucają sobie jakieś szmaty pod nogi. Komedia. Boli ale do wytrzymania, rozwarcie na 5 cm. 3 cm w ciągu 4 godzin? A miało być łatwiej. Położna wyprowadza mnie z błędu - 3 poród wcale nie jest łatwiejszy. Super. No dobra zaczynają się skurcze które bolą. O 5 już 10 cm, ale nie ma partych, więc sobie czekamy plotkując. Zaczynam sie denerwować, położne też bo już non - stop monitorują na tętno dziecka. Nic. Podłączają mi oksytocynę, bo to za długo trwa, tętno spada. Dobra zaczynam coś czuć, zaczyna się - łóżko się skraca, tłoczno się robi wokół. Drugi skurcz i nie wiele mogę wskurać - jakby utknął. Za cholerę nie posuwa się do przodu. Zaczyna się poruszenie, dostaję tlen, coś tam kombinują, nie wiem co bo boli jak cholera. No i nic - czekamy na 3 skurcz, któremu nie spieszno, tętno nadal spada. Więc wrzeszczę do nich że mają mi pomóc bo nic nie czuję, że jak przyjdzie skurcz to mają mi pomóc, bo na następny nie będę miała siły. No masakra jednym słowem. Czas dłuży się niemiłosiernie, w końcu coś czuję. Rzucają sie na mnie wszyscy jak na upolowane zwierzę. Wrzeszczę jak głupia, budzę cały szpital. c.d.n. bo mały płacze...



No jestem.

No i cóż - pomogli. Praktycznie go wypchnęli ze mnie, żebra mnie bolą do dzisiaj!!!

Ulga niesamowita, kładą mi jakąś pieluchę na brzuchu, czekam na małego - choć z tego wszystkiego nie spytałam czy chłopak czy nie, ale przy łóżku zrobiło się cicho, zawołali męża żeby odciął pępowinę, zrobiło się zamieszanie i porwali małego i wybiegli. No coś strasznego. Nie wiem co sie dzieje, mąż za nimi pobiegł. Ja nie słyszę żeby płakał, położna mówi coś o łożysku, że niby już urodziłam, niczego nie rozumiem. Przychodzi pediatra i mówi - udało nam się złapać oddech i tłumaczy dalej, że 4 pkt, że nie jest dobrze, ale dojdzie do siebie, że jakiś krwotok. Zaczyna działać oksytocyna - boli jak cholera, znieczulają mnie do szycia, jak gdyby nigdy nic, a ja dalej nie widziałam swojego dziecka.

(A tak swoją drogą to całą ciążę twierdziłam że nie dam się rozciąć, a jak przyszło co do czego to błagałam żeby cięli...)

Zawieźli mnie na poporodową, wrócił mąż, wszystko jest dobrze, oddycha, nie musieli go intubować, jest tylko w inkubatorze (tylko???), nie bardzo się rusza, ale skoro mąż mówi, że dobrze to tak musi być. Pokazał mi zdjęcia zrobione przed chwilą, no faktycznie nie wygląda źle i nawet na jednym się krzywi. Jakoś nie myślałam że mogłoby być inaczej, dzisiaj jak o tym myślę, to skóra mi cierpnie, ale wtedy byłam lekko odjechana.

Jedną rzecz wykorzystałam - Nie przyniosą mi go do karmienia, i na razie nie muszę ściągać pokarmu, skoro tak to biorę maksymalną dawkę paracetamolu, to brzuch boli straszliwie.

Tak myślę, że te wasze relacje, z których wynika że po wzięciu dziecka w ramiona, zapomina się o wszelkim bólu, to nie są farmazony. To naprawdę działa w taki sposób - ja pierwszy raz nie zobaczyłam dziecka, nie mogłam go dotknąć, przytulić i pierwsze godziny były naprawdę fatalne.

Po jakiś 2-3 godzinach od porodu, wstałam, wzięłam prysznic i poszłam na poszukiwania dziecka, spotkałam jakąś pielęgniarkę, która mnie zaprowadziła do niego. Leżał za szybą, w 35 stopniach, w 60% wilgotności i spał na boku jak kociak... Nie spytałam pielęgniarki o nic, widziałam fioletową od krwiaków główkę i nie chciałam wiedzieć dlaczego. Bałam się że usłyszę że to moja wina, że słabo parłam, że zawaliłam coś w ciąży. Dokładne wyniki badań przeczytałam dopiero jak przyszła do mnie znajoma położna i wybiła mi z głowy takie myślenie.

Rzeczywiście - mamy syna - dopiero wtedy to do mnie dotarło. Wróciłam do sali - do dzisiaj nie wiem jak- i zasnęłam.

Dzisiaj kładę sobie go na brzuchu i zastanawiam się jak się tam zmieścił...

Jeśli chodzi o położne i lekarza - to bez zastanowienia mówię - najlepszy poród ze wszystkich - świetna ekipa!, jeśli chodzi o ból - najlżejszy ze wszystkich - może dlatego że wiedziałam co robić, jeśli chodzi o czas po porodzie - najgorszy - wszystko kurczyło się w przyśpieszonym tempie i ze zdwojoną siłą.

Dobrze że już po wszystkim.
 
Ostatnia edycja:
No to teraz ja...
W niedziele 11.10 w nocy poczułam skurcze..bardziej bolesne niż przepowidajace..ale, że właśnie w niedzielę byłam u kumpeli w szpitalu na ktg oraz na sprawdzeniu szyjki..wiedziałam że skoro jest długa to na poród się nie zanosi..
bóle odrobinę zelżały około 9.00 w poniedziałek..ale już o 11.00 znów się nasiliły..i nie ustępowały..o 13.00 zadzwoniłam do mojej położnej, która około 14.00 była u mnie w domu..sprawdziła szyjke..rozwarcie na 1 palec..więc zapada decyzja, że czekamy w domu żeby za wcześnie na porodówkę nie pojechać i nie "spalić" akcji..w międzyczasie ja cały czas krece kółka na piłce, co przynosi mi ulgę oraz zwiększa rozwarcie..moja połozna monitoruje mnie cały czas..około 19.00 ruszamy na porodówkę..
w szpitalu podłaczaja mnie do ktg..pomimo bóli na zapisie nie wychodzą żadne skurcze..lekarz dyżurny podejrzewa że symuluję..połozna robi na moja prośbę lewatywę, po której na przemian leci ze mnie górą i dołem..w końcu ląduję na sali porodowej..z moim mężem (kochany i dzielny człowiek)..położna sprawdza rozwarcie..i wtedy..około 20.00 odchodzą mi wody..zielone :-(..tętno malucha cały czas w normie..podają mi oksytocynę..bóle sie nasilają..ale na ktg dalej znikomy zapis..położna błaga w koncu lekarza o ZZO dla mnie bo ja dostaje drgawek z bólu..nie moge ich opanować..na chwile udaje mi się ukoić ból w wannie..w końcu dostaje ZZO na 2h..czuje sie jak nowo narodzona pomimo tego, że wraz z powiększaniem się rozwarcia..rzygam jak....szkoda gadać..pieczarek nie tknę jeszcze bardzo długo..rozwarcie na 10..ZZO przestaje działać..ścina mnie z bólu..a na ktg..znikomy zapis..dostaję kolejna dawke ZZO..na 45 minut..znów chwila euforii..która mija szybko..zaczyna sie poród..około 1.30 w nocy..bóli partych nie czuję w ogóle..ale słucham położnej..i prę kiedy każe..mały bardzo powoli pcha się w dół..w pewnym momencie jego tętno skacze do 200-220..położna wzywa lekarza..który nie potrafi podjąć decyzji..cesarka czy nie..każe mi sprawdzić temperature..mam prawie 39 stopni..podaja mi pyralgine..tętno małego wraca do normy po jakims czasie..ale nadal nie umiem go wypchnąć..brakuje kilku milimetrów..dostaj eponownie dreszczy nie do opanowania..lekarz nie wie co robic..mały jest bardzo nisko..ale nie potrafi sie wstawic do kanału tak by wyjśc..dotykam jego główki ręka..co ma mnie zmobilizować, ale nie daje rady..lekarz dalej nie potrafi podjąc decyzji..połozna dzwoni po mojego lekarza prowadzącego..ten przyjeżdża i od razu zapada decyzja o próznociągu..na cesarkę jest za późno.. nacinają mnie na zywca..bo nie mam skurczu partego..13.10 o 4.45 po ponad 3h drugiej fazy porodu na świecie pojawia się Kajtuś..w stanie cięzkim zostaje przwieziony do Górnosląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach...ja nie potrafie urodzic łozyska..usypiają mnie i wydobywają je narzędziowo....reszta na zamknietym..
 
Ostatnia edycja:
To teraz ja, :tak:23 października pojechałam w wyznaczonym terminie porodu do szpitala i już tam zostałam ( u nas po terminie nie puszczają już do domu), Objawów zero , położne ok ale ja tak leże 1,2,3 5,6 dzień i nic ktg , usg i to wszystko , Zaczyna mi sie nudzić . 8 dnia zakwalifikowali mnie do kroplówki z oksytocyną na wywołanie akcji. Oczywiście nic a nic na mnie nie zadziałała, sami byli w szoku. Po 4 godz kroplówki przychodzi ordynator i daje mi do wyboru albo od razu cesarka albo czekamy do 3 dni aż coś się samo ruszy. Dowiaduje się że nie moge mieć znieczulenia w kręgosłup (przebyte zapalenie opon mózgowych) i musze mieć całkowitą narkoze. Troche mnie ten rozwój akcji przytłacza, ale postanowiłam poczekać . Jednak po 3 dniach braku objawów sama prosze o cesarke , wcześniej musiałam podpisać papier że nie wyrażam zgody na cesarke , teraz podpisuje na nią zgode, jako przyczyny podają zanikanie tętna płodu, moje nadciśnienie , zagrożenie zamartwicą płodu . Co do zanikania tętna to moje ktg się samo wyłączyło i nie pisało tętna i oni się dziwili co się dzieje tylko że ja przypadkowo jakiś guzik nacisnęłam w maszynie ale się nie przyznałam. Nie chce więcej czekać . Ordynator najpierw mówi że zrobi mi cc ale może jutro , po chwili przychodzi jego zastępczyni i mówi że robi mi ją od razu. Jak dla mnie ok, fajna babka ma super opinie ,profilaktycznie coś przeczuwałam i rano nie zjadłam śniadania. Szybko dzwonie do męża że zaraz mam cesarke i ma przyjeźdzać. Dalej wszystko ekspresem , smarują mnie na stole , dają kroplówki zakładają wenflony , nagle zjawia się anestezjolog i karze oddychać maską i odjeźdzam..... Budze się i jedyne co czuje to przeogromny ból , po narkozie całkowitej ból wraca w jednej sekundzie i nic nie pamiętam . Mój M mówił że przyszedł anestezjolog i ta lekarka i kazali mi coś domięśniowo podać , Ciśnienie w czasie operacji miałam 190 ale potem szybko zeszło i już nie biore tych ciążowych tabletek.Mój M widział małą byl z nią jak ją ważyli i mierzyli. Zawieźli ją na oddział . podobno płakała niemiłosiernie. Ja po 3 godz pojechałam na oddział , przywieźli ja dziwne uczucie taka wiem że moja ale oszołomiona ta narkozą i przeciwbólowymi nie wiem co się dookoła mnie dzieje. Uruchomienie było straszne ale jakoś poszło. Mam mnóstwo starych zrostów dlatego do dziś mnie mocno boli jak chodze. Od 3 doby po cc Julka jest już ze mną w pokoju. Uczę się karmić. Wody płodowe były czyste choć położna powiedziała że mała zaczęła oddawać smółke więc to był ostatni moment na bezpieczną cc, dostała 10pkt apgar. Jest śliczna i bardzo ją kocham. Mój poród był zupełnie inny niż sądziłam że będzie.ale nie żałuje ani sekundy bólu jak patrze na mojego króliczka:-). 2 listopada 2009 roku zapamiętam do końca zycia.
 
to i ja w skrócie napisze
otórz u mnie zaczęło sie 4 listopada od godz 16 skurczami myslałam że znów może mam te "fałszywe" ale zaczęłam liczyć co ile je mam no i do godz.17.30 były one regularne i silniejsze niż zwykle więc postanowiłam z pewną nieśmiałością jechac do szpitala pomyślałam że jak nie czas jeszcze to nas odeślą..o godz.18 byliśmy na IP oczywiście tam wywiad bla bla bla i nastepnie podłaczona zostałam pod KTG ,skurcze przestały byc regularne ale lekarz potrzymała mnie jeszcze kazał chodzić i ćwiczyc na piłce itp. chodziłam chyba z godzine lub 2 po czym skurcze sie nasiliły nastepnie podłaczono mnie 2 raz pod KTG po czym znów kazano iśc pochodzić....se mysle oki dałam rade tylko 10 min. o godz 20 jak mnie złapały skurcze to juz niewstałam myślałam że umrę o godz. 22 juz traciłam prawie przytomność z bólu nie wiedziałam co sie dzieje do tej pory połowy porodu nie pamiętam jedyne co chciałam to przeciwbólowego coś!!! ale zanim mi podali to juz widziałam jak podjechał stolik z narzędziami czyli już wiedziałam że cos się ruszyło....gdy lekarz sprawdzał rozwarcie to odeszły mi wody które go zmoczyły :-D:-D:-D:-D wyglądało to jak fontanna haha najpierw myslałam że się zsikałam tak ale nieee to były wody no a juz po tym zaczęło szybko postępować oczywiście nie obyło sie bez nacięcia:sorry: ale najważniejsze że mały wyszedł i poczułam ulgę za to przy zszywaniu czułam każdy ruch igły bolało bardziej niż poród ale przezyłam hihi to tak w skrócie i chaotycznie opisałam poród bo brak czasu na dłuższą opowieść ;-)
 
U mnie nic się nie zapowiadało na to że urodzę 30.10... rano posprzątałam dom jak zawsze potem no i włączyłam tel i czekałam na m aż wróci z pracy. o 14 poczułam pierwsze skurcze o dziwo były regularne no i co 5 min... dzwonię do m że coś nie tak i nich już jedzie do domku to będę czuć się bezpieczniej. on wpadł do domku a w miedzyzasie dzwoniła siostra czy wpadniemy do niej na obiad bo zamawia chińskie (no jak mogłam odmówić:-D:-D) no i o 16 byliśmy u siostry, na wszelki wypadek wzieliśmy torbę do szpitala. o 17.30 zjadłam obiad z mega skurczami co 2 min i dzwonię do położnej żę już jedziemy i ona też się zbierała do szpitala. na IP dotraliśmy na 18 badanko i rozwarcie na 4 cm, lewatywa, sala porodowa przebicie pęcherza płodowego i 7 cm, koło 19.30 dostałam dolargan po którym spałam a podczas skurczu tylko mówiłam tak cichutko skurcz a m masował uda bo właśnie one mnie najbardziej bolały. potem po 20 wstałam z łóżka i zaczęłam robić przysiady zaraz przed 9 na wyrko z powrotem, parte których nie czułam i mała wylazła a duża była bo 4260g i 57 cm taki pączuś kochany. dostała 9pkt bo dostała 1 za oddech po dolarganie. oczywiści mnie nacieli ale kilka dni po porodzie hcasałam po oddziale niczym sarenka jak to mój mówi. Poród wspominam bardzo dobrze z mężem dużo żartowaliśmy sobie na sali byliśmy w miarę zrelaksowani ja starałam się wyciszyć pod koniec, poród SN jest na prawdę rewelacyjny.:-D:-D Mąż zadowolony bardzo sam bardziej się zsapał podczas partych niż ja.
 
u nas tak odeszły mi wody hihi jak w filmie stanęłam i chlusnęło:szok: zadzwoniłam do doktora bo skurcze były nieregularne kazał jechać natychmiast do szpitala a on zadzwonił na oddział że jadę;-) podpięli ktg zbadali i na blok porodowy:tak: położna Jadzia ta sama co przy Natalce poznała mnie:-p przy przyjęciu rozwarcie było 3cm więc Jadzia zrobiła masaż i zrobiło się 5cm z tym że skurcze były słabe przyszedł doktor i zarządził 2 czopki a Jadzia znów masaż po czym tak mnie rozkręciło że zrobiło się 7cm:szok: do pełnego rozwarcia siedziałam pod prysznicem na piłce i umierałam:sorry2: czułam jak mała schodzi mi nisko w kanale rodnym:szok: wszystko było bardzo świadome i bolesne:sorry2: m pomagał masował:tak: na łóżku porodowym tym samym co rodziłam N. urodziłam na 3 kurczu partym i poczułam taką niesamowitą ulge:tak: pani doktor mówiła by położna nie nacięła ale okazało się że młoda idzie z rączką przy buzi:szok: więc jak określiła muszę uszczypnąć;-) mała dostała w pierwszej minucie 8 punktów ze względu na pępowinę owiniętą wokół szyi i rękę przy buźce później już same 10:tak: w sumie rodziłam 3godziny 45miut dużo krócej niż z N ale bardziej świadomie więc i boleśniej :sorry2: o godz 3 zostałam przewieziona na salę a o 4 o własnych silach poszłam pod prysznic i siadałam na pupie:tak: te dwa moje szwy nic mnie nie bolały i nie ciągnęły:tak: jeden już wyszedł:tak: śmigałam po oddziele jakbym nie rodziła:biggrin2:

jeśli chodzi o pobyt w szpitalu to znów trafiłam na tą samą salę i to samo łóżko:-p
żółtaczkę badają w u nas w 3 dobie (pierwsza liczy się zerowa) wcześniej nie było śladów na skórze:no: poziom 14 do wyjścia musiał być 12:wściekła/y: później wskoczyło na 16 ale doby zwiększyły się i norma była 14 młodą podłączyli pod kroplówkę z glukozą by więcej sikała i wydalała bilirubinę spadło na 15,8 następnego dnia 15,3 dalej pani ordynator stwierdziła że nie ma sensu kłuć Majkę bo i tak skóra jest zabarwiona po dwóch dniach spadło do 14,6 i dziś dopiero 13,88 co nas kwalifikowało do wyjścia:tak: z lampą było tak że siostry mogły zabrać dziecko do opalania ale ja wkurzyłam się bo jak mała była pod kroplówką i jakoś tak poszłam do niej zajrzeć to płakał a akurat jedna siostra kąpała dzieci a druga była w bloku bo właśnie urodziło się dziecko a ta moja bida krzyczała:-( akurat tak trafiałam że tan bilibed miałam na noc:wściekła/y: ustawiałam budzik w telefonie by nie przespać co prawda nic by się nie stało ale powinna żółtaczka schodzić równomiernie:tak: wypompowana byłam strasznie:sorry2: może poszło by sprawniej gdyby nie to że bardzo dużo dzieciaków było z żółtaczką a mało sprzętu a my miałyśmy zalecone naświetlanie 10 -12 godzin Dziś zrobiło mi się troszkę przykro jak wychodziłam ze szpitala:sorry2: bo w kocu 10 dni spędziłam i już każdą siostrę i położną znałam:tak: mój ginekolog odwiedzał mnie codziennie i tylko śmiał się że my już jak weteranki:-D ostatnie 4 dni przenieśli mnie na salę jednoosobową:tak:
 
Co do porodu to najchętniej cały ten czas do momentu pojawienia się małej na świecie chciałabym wyrzucić z pamięci... A zaczęło się od tego, że mój lekarz prowadzący na ostatniej wizycie tydzień przed terminem kazał mi iść do szpitala w dzień terminu o ile się nic nie ruszy do tego czasu i powiedzieć im, że albo mam skurcze co 10 minut, albo,że nie czuje ruchów. Wtedy oni mnie zbadają i jak wsio oki to puszczą do domu. I tak zrobiłam... Byłam pewna, że mnie odeślą, ale na wszelki wypadek wzięłam ze sobą torbę,która przyszykowałam parę dni wcześniej. No i zostawili mnie na oddziale...
11
na obserwacji. Poryczałam sie bo byłam pewna, że nie zostanę, a leżeć by leżeć w szpitalu to żadna przyjemność
11
Tam mnie pobadali, wszystko porobili i mówili, że jak dalej tak będzie to jutro do domu. no i rano dnia nastepnego juz zadzwoniłam o 7 do Tomasza,że moja połozna mnie badała i mówiła,ze na bank mnie puszcza bo nic sie nie dzieje. Ja juz spakowana czekałam tylko na obchód jak na formalność. Na obchodzie tez powiedzieli ze tylko badanie i do domu. Ale na badaniu okazalo sie,ze rozwarcie mam na opuszek i ze zrobią mi test z oksytocyny, czyli dostane kroplówkę, jeżeli nic sie nie ruszy to jeden dzien przerwy i znow kroplowa az do skutku. Jak ja wtedy zaczelam ryczec... o matko. W szoku byłam,ze to juz
3
normalnie jak bym jeden dzien wiedziala,ze jestem w ciąży
9
Z rykiem dzwonie do Tomasza,że dziś mnie biora na porodówę, a ten pierwsze co na to to" Cholera,to ja do fryzjera musze jechac"
9
Wysłali mnie jeszcze na jedno badanie dopplera i tam podzas badania zaczeli cos pokazywac na monitor, przytakiwać sobie wzajemnie itp. Ja już zdenerwowana,ze cos nie tak i sie pytam,czy cos sie dzieje, a oni, że po prostu jest taki czynnik, który kaze dziś ciążę zakończyć. o, i tyle wiedziałam... Potem lewatywka, wenflony, pobieranie krwi i hola na łóżko. Podpieli mnie pod ktg i tak sobie leżałam. Tomasz przyjechał i był ze mną.Wszystko było super do czasu jak nie zwiekszyli mi dawki z oksy... skurcze co 2 minuty po 100%, ból nieziemski... Położna ( akurat była ta moja opłacona przez teścia, miała dyżur) mnie bada- rozwarcie nadal na opuszek masaż szyjki-wyje z bólu i dre się w niebogłosy,coś strasznego. Przychodzi lekarz, bada-rozwarcie na opuszek- masaż szyjki po raz kolejny... i tak w kółko... jak mnie polożyli o 10 na łóżko tak już po 14 odpływałam dosłownie z bólu, tak sie darłam, że mnie cały szpital słyszał. Ja nie miałam skurczy już co kilka minut, mnie bolało ciągle, bezustannie... położna się politowała,dala mi glupiego jasia
1
Co ja po nim za głupoty gadałam, nawet jedna ciężarną co przyszła porodówkę oglądać zaczęłąm wyganiać krzycząc,zeby się nie dałą i uciekała jak najszybciej stąd
9
Połozne mowily,ze mam im pacjentek nie odstraszać
7
śmiechu trochę było,ale tylko przez jakies 15 minut.Dostałam kolejną dawke głupiego jasia i jak lekarz z położną miedzy sobą gadali jaką dawkę to ja do nich " Śmiało, jak dla konia"
4
Potem znów straszny ból. Byłam 2 razy pod prysznicem. Za pierwszym razem nawet nie pamiętam jak doszłam tak bolało, prawie mdlałam Tomaszowi na rękach jak mnie prowadził... pod prysznicem troszkę lepiej było, ale znów podłączyli mnie pod drugą kroplówę i nic, ból taki,że nawet na lekarza się darłam, a rozwarcie na opuszek...
11
Małej dwa razy spadło tętno i położna dzowniła prędko do lekarza, podawali mi tlen. A mi nic nie pomagało, ani piłka,ani zmiana pozycji. Doszły bóle z krzyża, o matko, wtedy to już zaczela się jazda... masaże pleców przez tomasza nie pomagały, wrecz przeciwnie, drazniły mnie jeszcze bardziej... miałam dość,nie miałam sily już na nic. Nawet pic nie mogłam,dawali mi tylko namoczony gazik i nawilzali mi usta.
I o godzinie 18 przebili mi pęcherz. Wtedy dowiedziałam się co było tym czynnikiem powodującym,że trzeba zakończyć ciążę, zielone wody
11

i już położna po raz "n" nagadywała lekarza na cięcie, nie mogła przeżyć, że tak bardzo cierpie bo nie ma w tym żadnego sensu bo rozwarcie po badaniu... na opuszek
6
A lekarz ciągle tylko powtarzał,że jeszcze poczekamy. Wtedy coś nawet wyskoczyłam do lekarza i on chciał mnie zostawic samą na porodówce
4
No i znów przez kolejne 2 godziny darłam się jak nienormalna, prosiłam, błagałam płacząc, że ja już nie chce, że ja mam dość, że już nie dam rady i nie mogę... ale cholera nikt się nade mną nie zlitował
3
o 20 lekarz przyszedł, zbadał i powiedział- uwaga- ROZWARCIE NA OPUSZEK- jedziemy na cięcie. Jak to usłyszałam to szczerze- ucieszyłam się. skurcze miałam co chwilkę, nie nadążałam odpocząć między jednym skurczem,a już byl drugi. I jeszcze bóle z krzyża... jeden wielki koszmar. Jeszcze jak leżałam na łóżku na którym mnie przewozili to sobie dzwonili do jakiś tam dyrektorów i opieprzali dlaczego nie palą na oddziale. Ehhh... ja się darłam z bólu,a oni sobie pogawędkę ucinali. Ale po chwili mnie przewozili. Na korytarzu uzbierała się wielka ekipa
4
2 kolegów, mama i brat Tomasza, jego ciocia, dwóch kuzynów w tym jeden z narzeczoną
7
Wszyscy mnie pocieszali, że już koniec zaraz, że maleńka już za moment będzie na świecie... Na sali dostałam znieczulenie od pasa w dół. jeszcze w trakcie wpuszczania znieczulenia naruszyli mi jakiś nerw i tak mi noga skoczyła jakby mnie ktoś prądem kopnął... I jeszcze na mnie wrzasneli,że nie moge sie ruszac bo to bardzo niebezpieczne-gdybym ja miała na to jakiś wpływ
11
No i zaczeli mnie ciąć, machac, latać wokół mnie bo nie mogli małej wyciągnąć. Chcieli kleszczami ją wyciągać, ale dzięki Bogu położne nie wzięły. Dlatego miała krwiaczka na główce i podrapane i zasiniaczone i zapuchnięte oczko i policzek po prawej stronie. Wyciągnęli ją o 20:15 i ja zaczęłam ryczeć jak usłyszałam jej głosik
7
Położne ja zabrały, wyczyściły i położyły mi ją na piersiach..Nie zapomne tego jej spojrzenia wprost w moje oczy i jak przestała płakać.Za to ja płakałam jeszcze bardziej
1
Cudowne uczucie wynagradzające wszystko, ale szczerze... to mój pierwszy i ostatni poród... nie chcę tego kolejny raz przechodzić, mam straszny uraz.Potem zjechałam na dól gdzie nadal wszyscy czekali i bardzo gratulowali. Tomasz juz wtedy wrócił od małej, był przy jej ważeniu, mierzeniu itd. Maję zobaczyłam dopiero nastepnego dnia rano. Jak mnie położyli na salę, podłączyli cewnik to już niekazali się ruszać, szczególnie nie podnosić głowy. Tomasz posiedział ze mną do 23, a ja na spanie dostałam zastrzyk na sen i przeciwbólowy. Tak to wyglądało u mnie:-) Napisałam tyle ile zapamiętałam:-) A, jeszcze dopowiem, że lekarz rano na obchodzie- ten sam co mnie operował i nadzorował poród- zapytał,czy wszystko ok i powiedział jak już wychodzili- muszę powiedzieć, że dzielna z Pani babka ;-) To tak na zakończenie :-D
 
Ostatnia edycja:
reklama
Więc i ja opowiem jak to było :) koniec września wizyta u g i robione usg z którego wynikło że mały waży już 3700 w 37 tyg ciąży więc termin 5.10 do rodzenia. Zjawiliśmy się z mężem w szpitalu rano a doktor że mam leżeć do piątku bo mu się plany zmieniły że nie ma czasu więc ja zła chciałam iść do domu bo przecież nic się nie działo .. Ale oczywiście dostałam reprymende że nie wolno mi więc zrobił mi usg i jednak zdecydował że dziś trzeba rodzic ale ktoś inny będzie odbierać poród .. Więc o 12:30 kroplówka i od razu skurcze co minutę ok 14 odeszły same wody po 15 było już 7cm a o 15:45 zaczęły się parte i w tym momencie zostałam sama bo położne sobie odeszły i czytały gazetę dalej... Nie powiem bałam się że mi dziecko na podłogę wyleci ale zdążyły o 16:15 urodziłam oczywiście nacinanie którego bałam się niepotrzebnie potem szycie i krwotok ale cieszyłam się że mały już jest ...3700 i 52cm. :)także poród szybki i dobrze go wspominam mimo tego olewania mnie przez położne. To był najpiękniejszy dzień w naszym życiu :)
 
Do góry