reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród na SIEMIRADZKIEGO w Krakowie

Hej jestem tu nowa i trafiłam szukajac własnie opinie o porodach w szpitalu Siemiradzkiego, czytajac tutaj przestraszyłam sie i teraz sama nie wiem ktory wybrac, bo lekarza mam wlasnie z siemiradzkiego a czytając opinie boje się tam isc:(
 
reklama
Ostatnia edycja:
Witam. Jestem na tym formy obecna już od jakiegoś czasu (od początków ciąży), ale jeszcze nigdy nie pisałam, bo jakoś brak czasu, tematu etc. Podczytywał Was tylko. W tym temacie muszę się jednak wypowiedzieć. Urodziłam na Siemiradzkiego córkę na początku tego roku. Nie wykupiłam całego pakietu - tylko jednoosobowy pokój i indywidualną opiekę położnej (znanej pani O.). To był mój pierwszy poród, dziecko wyczekane, ciąża bezproblemowa, czułam się przez całe 9 miesięcy wyśmienicie, wyniki bardzo dobre, dziecko ładnie rosło, nic nie niepokoiło. Moim marzeniem był poród bez znieczulenia, siłami natury z mężem przy boku i wspierającą położną. Wiem, że nie nad wszystkim możemy panować i nasze plany nie zawsze się sprawdzają. Mój poród trwał 23 godziny. Zawsze myślałam, że jestem twarda, ale skurcze wywoływane oksytocyną po kilku godzinach stały się dla mnie nie do zniesienia (po odpłynięciu wód nie nastąpiła naturalna akcja porodowa - tj. skurcze). Opłacona położna w dniu mojego porodu miała dyżur (!) - jej wsparcie mnie, jako rodzącej opierało się głównie na sugestiach rzucanych co kilka godzin - może pani weźmie prysznic (!), wiłam się bólu a łzy mi ciekły po policzkach - usłyszałam, że poród to cudowne przeżycie i nie powinnam płakać. Po ok. 17 godzinach dostałam znieczulenie (rozumiem, że nie można było wcześniej, ze względu na rozwarcie, ale nie rozumiem, dlaczego nie dostałam wsparcia w postaci innych metod uśmierzania bólu (no, poza piłką do skakania). Nie rozumiem także, dlaczego przy tak wolno postępującym porodzie nikt nie podjął świadomej i spokojnej decyzji o cięciu cesarskim. Po prawie 23 godzinach, położna stwierdziła, że jest rozwarcie na 9 cm, widać główkę, idą skurcze parte, będziemy rodzić i wyszła. Leżąca na łóżku porodowym (telepiąca się i rzygająca), podpięta do ktg, zostałam z mężem, który trzymał mnie za rękę i podkładał naczynie na rzygi i wycierał mi usta. Podczas jednego ze skurczu mój mąż puścił moją rękę i wyszedł - wrócił z położną i lekarzem ginekologiem - okazało się, że Małej na skurczach spada puls. No i wtedy szybka akcja - proszę podpisać papiery, tniemy. Mimo moich próśb i przygotowanego ubranka, córę po urodzeniu włożyli w szpitalne ciuchy. Przez to, że tak długo przebywała bez wód, była wyziębiona i sinawa. Opłacona położna po porodzie się zmyła (pewnie skończyła już dyżur i chciała iść do domu). Przyłożyć dzieciaka do piersi pomagała mi jakaś miła pielęgniarka, która miała dyżur na sali pooperacyjnej, Kontakt skóra do skóry wyglądał tak, że dostałam ubrane, opatulone niemowlę na 20 minut do cyca. Do cycya, dosłownie, nie było w tym wielkiej finezji. Wyprosiłam personel o nie dokarmianie Małej (dla mnie zaskoczeniem było, że trzeba o takie rzeczy prosić). Pomoc przy karmieniu piersią żadna. Położne naburmuszone i nieprzyjemne. Pielęgniarki na oddziale, gdzie leżały wcześniaki i gdzie moje dziecko leżało w inkubatorze przez krótki czas DRAMAT! Co krok chciały dokarmiać mi dziecko, dziwiły się, że tak często przychodzę, że mam jakieś pytania i w ogóle czegoś chcę(!) Najpierw wietrzyły pomieszczenie a potem kąpały maluchy (a była zima!). Baby (przepraszam wszystkie dobre pielęgniarki i położne ale tych inaczej określić nie mogę) były na tyle bezczelne, że usłyszałam od nich, że Dziecko jest chore, bo ja mam zły pokarm i nie pozwoliłam jej dokarmiać (!). Reasumując - to, z czego byłam zadowolona to opieka neonatologów. Podejście większości pielęgniarek i położnych koszmar - wstrętne, poniżające, niepomocne, bezczelne baby. Oczywiście były także wyjątki - i tym miłym paniom bardzo dziękuję, ale nie o wyjątki tu chodzi. Opłacona położna - dramat, nie wiem, jak można brać pieniądze za taką opiekę i nie mieć wyrzutów sumienia. To, co mogę poradzić wszystkim zastanawiającym się nad tym, gdzie rodzić, to wybór takiego szpitala, w którym przy możliwie najgorszym scenariuszu, będziecie się możliwie dobrze czuły, otoczone troskliwym i wspierającym personelem. Nie sztuką jest czuć się dobrze i dobrze oceniać szpital po szybkim i bezproblemowym porodzie. Pozdrawiam i życzę wszystkim cudownych wspomnień z sali porodowej.
 
Olkas, współczuję przeżyć. Też prawie dobę rodziłam pierwsze dziecko. A można wiedzieć dlaczego przy 9 cm leżałaś podpięta do ktg? :szok: Czy w każdej pozycji na skurczu spadało tętno? Dla mnie to jakiś koszmar i totalny brak kompetencji - przede wszystkim ze strony położnej, bo lekarzowi się nie dziwię, oni w większości tak wyszkoleni, żeby wychwytywać patologię, przy fizjologii się stresują :confused:
Ale najważniejsze, że oboje jesteście zdrowi!
Cieszcie się sobą :tak:
 
cześć! tętno spadało w pozycji leżącej, w innej pozycji nie sprawdzano. hm, a czemu pozycja leżąca... ciężkie pytanie :) trzeba zaznaczyć, że decyzja o cięciu była prawidłowa - dziecko było źle ułożone (twarzą do kręgosłupa, czołowo). zaskakujące było dla mnie tylko to, że nikt wcześniej nie zauważył, że Mała była źle ułożona, mimo dwukrotnego usg i kilkukrotnych sprawdzań przez położną.
 
Miałam cięcie tydzień temu,czuję sie b.dobrze.Opisze jak to mniej więcej wyglądało u mnie. Najpierw podpięta zostałam pod KTG ,kroplówki ,wypełniane były papiery,przebrałam się w szpitalną koszulkę do operacji,rozmowa z anestezjologiem(bardzo sympatyczny dr.Lange). Anestezjolog prowadzi do sali operacyjnej i opowiadając wszystko zaczyna podawać znieczulenie.Gdy już leżałam na stole on mówił co się dzieje w okół na jakim etapie jesteśmy. Robił też zdjęcia ,dlatego warto mieć aparat lub tel. Po wydobyciu dziecko podają do pocałowania. Po zszyciu przewożą mamą na sale pooperacyjną gdzie leży się 24h(przywożą dziecko na jakiś czas) ,po tym czasie rehabilitantka powoli pomaga wstać,przespacerować się. Jeśli wszystko jest dobrze to usówa się cewnik,idzie pod prysznic. Potem przewożą na 2piętro do zwykłej sali( lub komercyjnej jeśli się wykupi) i tam przywożą maleństwo na stałe.Pediatrzy,ja trafiłam na dr.Kubika i dr.Choroniewską (wspaniali) udzielają wszystkich informacji ,rzeczowo powoli wszystko wyjaśniają.Badania dzieci na obchodzie odbywają sie przy matce,tak samo z kąpielą.Położne pomocne i miłe ( z dwoma małymi wyjątkami na które ja trafiłam). Polecam ten szpital
 
Witam, ja też jestem tu od ubiegłego roku kiedy dowiedziałam się, że spodziewamy się dzidziusia, ale należę do osób, które czytają a mało kiedy się udzielają.Urodziłam w maju w szpitalu na Siemieradzkiego. Chodziłam do lekarza z tego właśnie szpitala i to spowodowało, że mój wybór padł właśnie na to miejsce. Koszmar- bo inaczej tego opisać się nie da. Czytałam przed porodem prawie same złe opinie na temat tego miejsca, moja siostra też miała bardzo złe doświadczenie co do pierwszego dziecka- rodzonego siłami natury, drugą miała cesarkę w tym samym szpitalu i było ok (cesarka z góry była ustalona). Dodam jeszcze, że całą ciążę chodziłam do lekarza prywatnie, ciąża bezproblemowa. Tydzień po terminie kazano mi przyjść na test oksytocynowy- wydolności łożyska, podłączono do kroplówki, ale nic to nie dało więc odesłano mnie do domu. Skurcze pojawiły się dwa dni później rano, o 15 kiedy były już mocne pojechaliśmy do szpitala. Przy przyjęciu usłyszałam, że jakby to były skurcze do porodu to bym się nie uśmiechała i że moje dziecko waży 3,600 i wszystko jest ok. Ktg wykazało dopiero, że skurcze są bardzo mocne. Położono mnie na patologii ciąży- brak rozwarcia i kazano chodzić po schodach, żeby coś się przyspieszyło...Ok 21 przyszła pani doktor, która miała dyżur stwierdziła, że rozwarcie nadal jest małe (wcześniej mówiła, że do 12 w nocy powinno być dziecko) i kazała mojemu mężowi jechać do domu. Wieczorem podano mi czopka na skracanie się szyjki i kazano sobie odpocząć przed porodem (skurcze co 4-5 minut). Całą noc rzygałam, chodziłam do łazienki kończyłam się z bólu- nikt nie zaglądnął do godz 3 w nocy kiedy przyszła pani pielęgniarka i powiedziała, żebym wytrzymała (opłacona i wybrana wcześniej położna koszt 800zł) przyjedzie dopiero o 6 rano. Wytrzymałam, płacząc i jęcząc w łazience. Napisałam do męża, żeby był o tej 6 skoro mam teraz rodzić (poród rodzinny, koszt sali 250 zł) pani pielęgniarka powiedziała, że mógł się jeszcze wyspać i po co już tu jest kiedy go zobaczyła przy schodach. Rano kiedy przebadano mnie pierwszy raz od wieczora okazało się, że rozwarcie już jest wystarczające. Dostałam znieczulenie (anestezjolog naprawdę ok jako jeden z niewielu). Godzina odpoczynku ,brzuch podpięty do ktg słyszałam tętno dziecka. Po tym jak znieczulenie minęło rozpoczęła się akcja porodowa, pełne rozwarcie, podłączono mi oksytocynę. Moje skurcze jakby mimo oksytocyny po znieczuleniu osłabły. Okazało się że dziecko nie chce wyjść, było owinięte wokół barku pępowiną i się przyblokowało. Pani położna zaczęła wzywać lekarzy, nie było nikogo bo równocześnie mieli dwie cesarki przybiegła młoda pani doktor, która była na specjalizacji i kompletnie nie wiedziała co robić – odkrywczo krzyczała na mnie żebym parła!, dopiero kiedy przybiegł neonatolog, który położył się mi na brzuchu wypchnął małego. Kazał mi tylko określić płeć zabrał go zaraz twierdząc, że dziecko urodzone jest w zamartwicy i z niedotlenieniem. Mały ważył 4,350 co nie jest błędem dopuszczalnym takim jak jest pół kilo. Mąż zamiast się cieszyć to płakał bo bał się, że już jest po dziecku zanim go wyciągnęli. Dostałam kroplówkę, która miała mnie wzmocnić. Położna była o tyle ok ze zanim na salę to wcześniej zawiozła mnie do małego który leżał w Inkubatorze, żebym mogła go nakarmić. Wieczorem chciałam zejść piętro niżej aby go nakarmić, pomagał mi mąż ale jak tam doszłam straciłam przytomność (dodam, że dziecko było już nakarmione sztucznym pokarmem). Podczas obchodu następnego dnia powiedziałam że mi się zrobiło słabo, i jedna z położnych zapytała lekarki : to może zrobimy morfologie? Na co lekarka odparła: może jutro. Dopiero pediatra po rozmowie z moim mężem kazał wykonać badanie natychmiast. Dostałam żelazo w zastrzykach, a wynik był taki że powinnam mieć przetaczaną krew. Również dokarmiano moje dziecko, nawet po tym jak już było ze mną w pokoju a pokarmu miałam i mam bardzo dużo. Kiedy prosiłam o radę jak przystawić dziecko do piersi, to położne go przystawiały i mówiły: już chyba sobie pani poradzi, zero pomocy i zrozumienia. To jeszcze nie koniec, bo tydzień po porodzie kiedy już zostałam wypisana do domu z małym, zatrzymało mi się krwawienie. Po zgłoszeniu się do szpitala usłyszałam, że może to być łożysko które nie całkiem się usunęło i mam się zgłosić w przypadku dalszych dolegliwości do innego szpitala- tam gdzie jest chirurgia. Kolejnego dnia miałam 41 st ponownie udałam się do tego samego szpitala, wystawiono inną diagnozę i powiedziano żebym tu już nie przychodziła tylko umówiła się prywatnie!! do lekarza, który prowadził moją ciążę. Podsumowując: cały pobyt w szpitalu (położna, znieczulenie, pokój do rodzenia, pokój dwuosobowy) 1990zł. Wspomnienia: koszmar. Teraz mając doświadczenie wszystko zrobiłabym inaczej, ale zaufałam nie tym co powinnam, żyjąc w błogiej nieświadomości że każdy chce dla mnie dobrze i wszystko co ktoś robi jest takie jak być powinno. Synek jest zdrowy nie ma niedotlenienia, zostaliśmy bardziej nastraszeni, ale chodziliśmy po neurologach i innych specjalistach aby mieć pewność że wszystko ok. Szpital KOSZMAR. Lekarz prowadzący ciążę ok, ale jaki może być jak ciąża ok, a każda wizyta co miesiąc 120-250 zł. NIE POLECAM, bo mam pewność że w każdym innym szpitalu miałabym cesarkę już przez sam wzgląd na wagę małego i to ile już było po terminie.
 
Czy w szpitalu na Siemiradzkiego kazano Wam płacić za znieczulenie do porodu?
Moja koleżanka usłyszała w tym tygodniu, że jak chce znieczulenie to musi za nie zapłacić 250 zł.
 
reklama
Nie płaci się za znieczulenie, jeżeli są wskazania. Ale jak zapytałam moja lekarkę ( pracuje w Siemieradzkim), czy strach przed porodem, niski próg bólu i trauma poprzedniego porodu to są wskazania, to tylko popatrzyła i ... się uśmiechnęła.
 
Do góry