Manatka
Honorowy Babyboomowicz ;)
- Dołączył(a)
- 18 Czerwiec 2004
- Postów
- 38
Dziewczyny, nie schizujcie! Każda z nas jest inna i każda inaczej reaguje na ból. Jedne rodzą szybko, inne kilka albo nawet kilkanaście godzin.
Ja miałam i atak kolki nerkowej i rodziłam siłami natury pierwsze dziecko. Powiem tak, że wolę rodzić niż jeszcze raz doświadczyć kolki
Poród zaczął sie u mnie odejściem wód o godz. 15. Od tej pory zaczęły się też regularne skurcze, ale ponieważ pielęgniarki nie bardzo w to wierzyły, posłały mnie do łóżka i dały fenoterol i magnez. Mimo leków skurcze były coraz częstsze. Około 18 przyjechał mąż i przywióżł mi zupę krabową od chińczyka. Spożywałam ją sobie spokojnie pomiędzy skurczami. Kiedy skurcze zrobiły się już zbyt częste zawołałam lekarza, podpięto mnie pod KTG, potem zbadano na fotelu, a ponieważ rozwarcie było już na 4 cm powędrowałam na porodówkę. Tam też przez jakiś czas leżałam pod KTG i to było dość męczące bo musiałam leżec na jednym boku, a i bez skurczy to było dość niewygodne. Potem położne mnie odpięły i kazały spacerować z mężem po korytarzu. Przy skurczu wieszałam się na mężu a potem chodziliśmy dopóki nie poczułam, że musze przeć. Do tej pory skurcze odczuwałam jako okresowe, a że zawsze miałam dość bolesne miesiączki ( i jakos przeżyłam kilkanaście lat z tą przypadłością co miesiąc) to za bardzo mnie to nie ruszało.
Zaczęło boleć dopiero wypieranie dziecka. Nie bardzo umiałam sobie z tym poradzić, stresowałam się, ale gdy w pewnej chwili położna przerwała akcję, podeszła do mnie blisko, kazała sobie spojrzeć w oczy i dobitnie wytłumaczyła jak mam postępować, znaczy nie stękać tylko całą energię poświęcić na wypieranie, poszło jak po masle. Potrem oczywiście było szycie, a wcześniej czyszczenie macicy i to były najmniej przyjemne chwile porodu. Całą resztę wspominam dośc miło.
Nie stresujcie się na zapas, bo jeszcze jedna rzecz. W momencie gdy zaczęłam rodzić, czyli gdzieś w okolicach godz.16-17 ja to po porstu WIEDZIAŁAM. Opanował mnie jakiś taki stan euforii, jakby bycia poza tym wszystkim i niesamowitego spokoju. Mąż patrzył potem na mnie i nie mógł sie nadziwić, bo ponoć byłam jakaś inna. Po prostu w takim momencie czujesz, że nic innego się nie liczy tylko to zadanie, które masz do wykonania, jesteś centrum własnego wszechświata i w zasadzie wszystko potem tak nastepuje w porządku.
Życzę nam wszystkim jak najmilszych wspomnień z tego fascynującego wydarzenia. A wiecie, jaka potem satysfakcja?! Czujesz, że jesteś po prostu wielka! Urodziłaś dziecko! Wydałaś je na świat! to niesamowite, prawda?
Ja miałam i atak kolki nerkowej i rodziłam siłami natury pierwsze dziecko. Powiem tak, że wolę rodzić niż jeszcze raz doświadczyć kolki
Poród zaczął sie u mnie odejściem wód o godz. 15. Od tej pory zaczęły się też regularne skurcze, ale ponieważ pielęgniarki nie bardzo w to wierzyły, posłały mnie do łóżka i dały fenoterol i magnez. Mimo leków skurcze były coraz częstsze. Około 18 przyjechał mąż i przywióżł mi zupę krabową od chińczyka. Spożywałam ją sobie spokojnie pomiędzy skurczami. Kiedy skurcze zrobiły się już zbyt częste zawołałam lekarza, podpięto mnie pod KTG, potem zbadano na fotelu, a ponieważ rozwarcie było już na 4 cm powędrowałam na porodówkę. Tam też przez jakiś czas leżałam pod KTG i to było dość męczące bo musiałam leżec na jednym boku, a i bez skurczy to było dość niewygodne. Potem położne mnie odpięły i kazały spacerować z mężem po korytarzu. Przy skurczu wieszałam się na mężu a potem chodziliśmy dopóki nie poczułam, że musze przeć. Do tej pory skurcze odczuwałam jako okresowe, a że zawsze miałam dość bolesne miesiączki ( i jakos przeżyłam kilkanaście lat z tą przypadłością co miesiąc) to za bardzo mnie to nie ruszało.
Zaczęło boleć dopiero wypieranie dziecka. Nie bardzo umiałam sobie z tym poradzić, stresowałam się, ale gdy w pewnej chwili położna przerwała akcję, podeszła do mnie blisko, kazała sobie spojrzeć w oczy i dobitnie wytłumaczyła jak mam postępować, znaczy nie stękać tylko całą energię poświęcić na wypieranie, poszło jak po masle. Potrem oczywiście było szycie, a wcześniej czyszczenie macicy i to były najmniej przyjemne chwile porodu. Całą resztę wspominam dośc miło.
Nie stresujcie się na zapas, bo jeszcze jedna rzecz. W momencie gdy zaczęłam rodzić, czyli gdzieś w okolicach godz.16-17 ja to po porstu WIEDZIAŁAM. Opanował mnie jakiś taki stan euforii, jakby bycia poza tym wszystkim i niesamowitego spokoju. Mąż patrzył potem na mnie i nie mógł sie nadziwić, bo ponoć byłam jakaś inna. Po prostu w takim momencie czujesz, że nic innego się nie liczy tylko to zadanie, które masz do wykonania, jesteś centrum własnego wszechświata i w zasadzie wszystko potem tak nastepuje w porządku.
Życzę nam wszystkim jak najmilszych wspomnień z tego fascynującego wydarzenia. A wiecie, jaka potem satysfakcja?! Czujesz, że jesteś po prostu wielka! Urodziłaś dziecko! Wydałaś je na świat! to niesamowite, prawda?