reklama
no i jestem z powrotem. Ktg plaskie, szyjka się nie ruszyła. W poniedziałek kłada mnie na patologii bo mała trochę sie mniej rusza ale pewnie jeszcze nie będą wywoływać bo z taką szyjka to nic nie da.... normalnie załamka.... takze dzis i jutro jeszcze w domku a od poniedziałk w szpiatlu. Jest świetnie jednym słowem.....
Ja mam termin rowno miesiac po Tobie i jeszcze nie rodze!!!!!...szyjka dluga i zamknieta na 4 spusty....i oby jak najdluzej zeby Mateuszek przytyl odpowiednio..nawet torby nie mam spakowanej jeszcze...
wiem ze to dla Ciebie frustrujace....ale prosze nie zamartwiaj sie)))))))
buziaczki
wiem ze to dla Ciebie frustrujace....ale prosze nie zamartwiaj sie)))))))
buziaczki
aska outada
Mama czerwcowa' 06 Fan(ka)
- Dołączył(a)
- 18 Październik 2005
- Postów
- 1 266
Głuszek ale jak juz pojdziesz do tego szpitala to go bez Marysi nie opuscisz , to pewne ;D Rozkoszuj sie poki co swoim lozeczkiem i atmosfera domowa bo potem to juz szpital i porod ;D
reklama
GRATULACJE dla Ell i świeżo upieczonego tatusia!!
Ja opiszę pokrótce swój poród. JAk wiecie o 13.10 odeszły mi wody. skurczy nie miałam, u nas jest wersja że po odejściu wód do 6 h trzeba trafić do szpitala. Zadzwoniłam do połoznej, pytała czy wody czyste, czy są skurcze. Ponieważ nie było - pobolewał mnie tylko brzuch jak na okres i trochę w krzyżu - nie było pośpiechu. Zjawiła się o 15,30 - rozwarcie bodajże na 3 cm miałam. W ogóle rozwarcie miałam badane tyle razy że nie powiem wam już dokładnie jakie kiedy było...Dużo rzeczy z porodu pamiętam tak trochę jakbym była na rauszu - jak się zaczęły bóle to już nie tylko na rauszu ale po niezłym przepiciu - jak przez mgłę...
Do 18.30 łaziłam po domu, próbowałam prowokować skurcze aby były częstsze (ruchem, ćwiczeniami, masowaniem brodawek) i mierzyłam czas - były co ok 7 min ale jeszcze nie takie bolesne. W szpitalu pod ktg - zapisały się lekkie skurcze co ok 5 min i lekarka stwierdziła że słabo i jak do rana nie urodzę to kroplówka. Moja połozna na boku mi powiedziała żebym się nie przejmowała bo na pewno jeszcze tego samego dnia urodzę. Zrobiła mi jeszcze lewatywę - pomimo że w domu stosowałam czopki ale nie czułam się jeszcze całkiem oczyszczona - to raz, a dwa - dlatego że lewatywa pobudza skurcze a nam o to chodziło. Skurcze powoli narastały, poszlismy z mężem na sale porodów rodzinnych, wzięłam jeszcze prysznic i próbowałam stosować trochę ćwiczeń ze szkoły rodzenia - głównie przysiady, bujanie się. Ok 21 to miałam już bardzo silne bóle - od tej pory pamiętam wszystko jak przez mgłę...Skurcze co 2 min, potem co 1 i takie strasznie bolesne - z krzyża....Głównie stałam przy tym oparta o łóżko, mążmnie masowała. Jęczałam strasznie (pewnie już wtedy było mnie słychać na korytarzu ;D) W międzyczasie dostałam jeszcze od połoznej jakiś czopek rozkurczający (coś w stylu nospy ale naturalne - ziołowe i w czopku) i waciki do nosa z oksytocyną na poprawienie skurczy. Bolało coraz bardziej , gadałam oczywiście przy tym, że już nie dam rady, nie wytrzymam, itpitd ale jak widać wytrzymałam. Ok 23.30 trafiłam na fotel - dopiero wtedy połozna mnie ogoliła - trzy machnięcia tylko w dolnej okolicy - czyli naokoło wyjścia dla Karolka. Zaczęły sie skurcze parte. Parłam jakieś 10 min - może z 5 razy albo co koło tego wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Generlanie - mam napisane że Iwsza faza porodu trwała 6 h i 50 min a II - 10 min. No i Karolek wylądował na brzuchu mamy !!! Tego uczucia nie da się opisac - poczujecie same. Był tam tylko moment - tatuś przeciął pępowinę i pojechał z nim na ważenie itd. Ja w tymczasie urodziłam łożysko - jedno parcie i było po. Potem lekarka mnie zszywała - jęczałam dalej ;D No bo trochę mnie w czasie parcia nacięła położna a zanim to zrobiła to chyba ze trzy razy pytałam czy już mnie nacięła. No i podobno najbardziej darłam się przy nacinaniu...Nie ukrywam że było to wszystko dla mnie ciężkie i bolesne ale jakoś szybko zleciało i jak parłam to myślałam juz tylko o tym żeby jak najszybciej skończyć to będzie krócej bolało. Oczywiście o tym że więcej nie chcę tego przeżywać też myślałąm (ale to już mi przeszło ;D - to szybko przechodzi) Głupio mi jakoś potem było że taki głosny ten mój poród był ale już patrząc z perspektywy czasu to chyba nie było źle - wszystko naturalnie i w sumie nie tak długo...A co do cietego i szytego krocza - w moim przypadku chyba jest to zrobione dobrze bo żadnych problemów z siadaniem nie mam (oczywiście ze 2-3 dni bolało mocno przy siedzeniu ale siedzieć mogłam) a teraz to bym już ten ból przyrównała co najwyżej do obtarcia po porządnym przytulanku ;D da się przeżyć...
A oczywiście mój skarb wynagradza wszystko to po tysiąckroć....
Ja opiszę pokrótce swój poród. JAk wiecie o 13.10 odeszły mi wody. skurczy nie miałam, u nas jest wersja że po odejściu wód do 6 h trzeba trafić do szpitala. Zadzwoniłam do połoznej, pytała czy wody czyste, czy są skurcze. Ponieważ nie było - pobolewał mnie tylko brzuch jak na okres i trochę w krzyżu - nie było pośpiechu. Zjawiła się o 15,30 - rozwarcie bodajże na 3 cm miałam. W ogóle rozwarcie miałam badane tyle razy że nie powiem wam już dokładnie jakie kiedy było...Dużo rzeczy z porodu pamiętam tak trochę jakbym była na rauszu - jak się zaczęły bóle to już nie tylko na rauszu ale po niezłym przepiciu - jak przez mgłę...
Do 18.30 łaziłam po domu, próbowałam prowokować skurcze aby były częstsze (ruchem, ćwiczeniami, masowaniem brodawek) i mierzyłam czas - były co ok 7 min ale jeszcze nie takie bolesne. W szpitalu pod ktg - zapisały się lekkie skurcze co ok 5 min i lekarka stwierdziła że słabo i jak do rana nie urodzę to kroplówka. Moja połozna na boku mi powiedziała żebym się nie przejmowała bo na pewno jeszcze tego samego dnia urodzę. Zrobiła mi jeszcze lewatywę - pomimo że w domu stosowałam czopki ale nie czułam się jeszcze całkiem oczyszczona - to raz, a dwa - dlatego że lewatywa pobudza skurcze a nam o to chodziło. Skurcze powoli narastały, poszlismy z mężem na sale porodów rodzinnych, wzięłam jeszcze prysznic i próbowałam stosować trochę ćwiczeń ze szkoły rodzenia - głównie przysiady, bujanie się. Ok 21 to miałam już bardzo silne bóle - od tej pory pamiętam wszystko jak przez mgłę...Skurcze co 2 min, potem co 1 i takie strasznie bolesne - z krzyża....Głównie stałam przy tym oparta o łóżko, mążmnie masowała. Jęczałam strasznie (pewnie już wtedy było mnie słychać na korytarzu ;D) W międzyczasie dostałam jeszcze od połoznej jakiś czopek rozkurczający (coś w stylu nospy ale naturalne - ziołowe i w czopku) i waciki do nosa z oksytocyną na poprawienie skurczy. Bolało coraz bardziej , gadałam oczywiście przy tym, że już nie dam rady, nie wytrzymam, itpitd ale jak widać wytrzymałam. Ok 23.30 trafiłam na fotel - dopiero wtedy połozna mnie ogoliła - trzy machnięcia tylko w dolnej okolicy - czyli naokoło wyjścia dla Karolka. Zaczęły sie skurcze parte. Parłam jakieś 10 min - może z 5 razy albo co koło tego wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Generlanie - mam napisane że Iwsza faza porodu trwała 6 h i 50 min a II - 10 min. No i Karolek wylądował na brzuchu mamy !!! Tego uczucia nie da się opisac - poczujecie same. Był tam tylko moment - tatuś przeciął pępowinę i pojechał z nim na ważenie itd. Ja w tymczasie urodziłam łożysko - jedno parcie i było po. Potem lekarka mnie zszywała - jęczałam dalej ;D No bo trochę mnie w czasie parcia nacięła położna a zanim to zrobiła to chyba ze trzy razy pytałam czy już mnie nacięła. No i podobno najbardziej darłam się przy nacinaniu...Nie ukrywam że było to wszystko dla mnie ciężkie i bolesne ale jakoś szybko zleciało i jak parłam to myślałam juz tylko o tym żeby jak najszybciej skończyć to będzie krócej bolało. Oczywiście o tym że więcej nie chcę tego przeżywać też myślałąm (ale to już mi przeszło ;D - to szybko przechodzi) Głupio mi jakoś potem było że taki głosny ten mój poród był ale już patrząc z perspektywy czasu to chyba nie było źle - wszystko naturalnie i w sumie nie tak długo...A co do cietego i szytego krocza - w moim przypadku chyba jest to zrobione dobrze bo żadnych problemów z siadaniem nie mam (oczywiście ze 2-3 dni bolało mocno przy siedzeniu ale siedzieć mogłam) a teraz to bym już ten ból przyrównała co najwyżej do obtarcia po porządnym przytulanku ;D da się przeżyć...
A oczywiście mój skarb wynagradza wszystko to po tysiąckroć....
Podziel się: