He he he - od razu przypomniała mi się historia z mojego dzieciństwa. Mój tata jako złota rączka bawił się również we fryzjera - niestety Bozia mu poskąpiła zarówno tego talentu jak i trzeźwej samooceny. Mam zdjęcie na którym stoję z bardzo nieszczęśliwą miną - jestem kilka minut po tatuśiowskim strzyżeniu - mam grzywkę - taką z jednej strony centymetrową z drugiej 3 centymetrową - wyglądam jakby mnie niewidomy maniak z nożyczkami dopadł. Mama litując się nade mną szyła mi / albo kupowała / kapelusze - więc mam sporo zdjęć w jakimś kretyńskim kapelusiku z baaardzo krzywą pseudogrzywką.
A co wyrywania - kiedy mała się urodziła - bardzo lubiła się grzebać w moich włosach (miałam wtedy długie do ramion) niestety nie zdawała sobie sprawy z własnej siły i kilkakrotnie rwała mi włosy - wyrwała mi z czoła po lewej strony i z tyłu - całą kępkę - skończyło się pójściem do fryzjera i obcięcie się.
A co wyrywania - kiedy mała się urodziła - bardzo lubiła się grzebać w moich włosach (miałam wtedy długie do ramion) niestety nie zdawała sobie sprawy z własnej siły i kilkakrotnie rwała mi włosy - wyrwała mi z czoła po lewej strony i z tyłu - całą kępkę - skończyło się pójściem do fryzjera i obcięcie się.