Witam :-) nie było mnie jakiś czas ale nie miałam czasu i źle się czuje(zaczęły się mdłości-z czego nawet się cieszę bo z dzidzią wszystko ok).Troszkę Wam ponarzekam ale jestem w złym nastroju.Doczytałam że u Was w miarę spędzacie czas razem z waszymi mężami/narzeczonymi/partnerami.Ja z E.prawie nie rozmawiam i nic razem nie robimy.Od 7 do 16 w pracy jest,jak robił na dźwigu to dopiero o 21 był w domu.Jak wróci podaję mu obiad,zje,jedzie na pole albo naprawia maszyny lub idzie do obory,Wraca do domu,je kolacje,myje się i dopiero ok.22 ma czas dla nas a wtedy to już Nati śpi a ja też jestem padnięta i się kładę.A w weekendy też nie ma czasu-wtedy to już w pełni oddaje się gospodarstwu :-(
I jeszcze myszy...
Jestem wściekła! Pełno myszy w tym domu! Odkąd były żywe i "tylko" skrobały to nie przeszkadzało mi to nawet bo nie boję się myszy ale jak E.kupił trutkę to się zaczęło.Pierwszą martwą mysz znaleźliśmy w wersalce.Wersalka na dwór bo strasznie śmierdziała (właśnie nie wiedziałam od czego) trzymaliśmy tam pościel,kocyki i ręczniki Nati i wszystko do prania.Druga martwa była za szafą.To było w niedzielę.Wczoraj jedną na wpół przytomną znalazłam w pokoju u teściowej,później dwie w naszej kuchni co E.ma ją robić(ale wcale mu się nie spieszy
).One tak wyłażą bo po tej trutce podobno pić im się chce i szukają wody.W części domu teściowej tak śmierdzi martwymi myszami że aż mi wymiotować się chce,tym bardziej że teraz jestem w ciąży i silniej odczuwam te zapachy a teraz czuję że za lodówką jest martwa mysz bo strasznie śmierdzi,E.musi odsunąc i zobaczyć.Jestem załamana
Nie chce tu mieszkać.W mieście przez 22 lata tylko raz mieliśmy mysz i to dlatego bo mój tata był na grzybach i ja przyniósł ze sobą
Dużo zdrówka dla Was