Cześć z rana.
Wyspana, energii jakaś iskierka gdzieś się tam tli - nie jest źle. Śniadanko zjedzone, plany na dziś są.
Sklejam domek, a po południu rozrywka z gatunku pierwszorzędnych - zakupy ciuchowe z Małżem
. No i to przetrwamy
.
Tak tu czytam o tych wszystich stresach i tak sobie myślę, że większość z nas sama sie nakręca, zwlaszcza po przeczytaniu, że u kogoś cos tam się dzieje. Kiedyś kobita była zwyczajnie w ciąży, wiedziała o niej tyle co jej matka i sąsiadki powiedziały, usg nie było, ktg nie było i wszytskie czekały zwyczajnie na swoją kolej rzeczy (wiem, wiem - zaraz padnie argument, że umieralność była wtedy większa i td. i td. - no wszystko to prawda). Ale kiedy nie wiedziałyśmy o czyhających na nas i nasze maleństwa zagrożeniach, to byłyśmy spokojniejsze, a skoro tylko się o czymś (złym) dowiemy, to niejdenokrotnie próbujemy szukać dziury w całym w sensie przejmujemy się rzeczmi, które są w tym stanie normalne.
A lepiej by było sie zrelaksować, zrobić cos tylko dla siebie - dlatego brawo dla
nusi, która idzie do fryzjera. Ja się wybieram dopiero przed świętami, ale chyba jeszcze zaszaleję i dorzucę jakiś zabieg kosmtyczny - może mikrodermabrazja? A w tym tygodniu muszę jeszcze koniecznie zrobic coś z pazurkami, tj pójść na jakieś szlifowanie, a potem w domu ślicznie ozdobić...
Angel trzy tygodnie na faceta czekać wytrzymałaś, to do jutra też wytrwasz - widzisz, to już JUTRO ;-). Rozumiem, że czekasz na to jak dziecko na Gwiazdkę, ale każdy doczeka. Na pocieszenie dodam, że ja jak dotychczas widziałam swoje Maleństwo tylko jeden raz (na tym ostatnim usg - fakt, magiczne to było), a serducho też słyszałam tylko jeden raz na ostatniej wizycie (to był ten pierwszy raz). Choć teraz wiem, że mogę iść do tej poradni, co to pisałam, że tam chyba będę chodzic na szkołę; tam mam juz wybraną położną rodzinną (w ramach NFZ) i mogę tam co tydzień chodzić na pogadanki a przy okazji posłuchać ktg (tylko że coś mi się nie widzi, żeby mój bobas miał na to ochotę
).
Maruusia powodzenia na dzisiejszej wizycie - stres na bok, na pewno będzie dobrze. A infekcje tych miejsc czepiają się ciężarnych, podobnie jak przeziębienia zwykłych ludzi. Trzeba to kontrolować i już.
villandra podziwiam Ciebie i Twoją pracę, te wszystkie piernikowe cuda są piękne. Może będziesz prowadzić sprzedaż wysyłkową? Chętnie kupię taką szopkę :-)
Nad tym też już się zastanawiałam, ale prawda jest taka, że obchodzić sie z tym trzeba jak z jajkiem i nie wyobrażam sobie wysyłki ani pocztą ani kurierem - zresztą ciężko to w ogóle jakoś zapakować (teraz stoję przed dylematem, bo muszę jedno bezpiecznie posłać do Szwajcarii - przez znajomą, więc mam nadzieję, że sie uda to dowieźć w całości). Może z takimi płaskimi dałoby jeszcze radę, ale też bym się stresowała, że połamane do nabywcy dotrze, więc pozostaje rynek lokalny.