Dzieki kochane za wsparcie.
Zapowiadało się paskudnie, ale póki co nie jest źle. Chcieli nie trzymac dopóki przestanie się sączyć z rany, ale na oddziale taki syf, że bałam sie, że tam coś załapię. Niestety nie udało się, żeby ładnie się rana sama zagoiła - pewnie to zasługa mojego wiszącego brzucha, ale juz się fajnie wciągnął i nawet na stojąc. Najważniejsze, że wykluczono zakażenie wewnętrzne (bo mnie na przyjęciu tak postraszyli i były plany,żeby mnie ponownie otwierać).
Dzisiaj M będzie jechał po wyniki wymazu i po nową receptę, bo coś tam w laboratorium wczoraj rosło i i obstawiali próbke antybiotykami. Na 99 % jestem pewna że grzybka wyhodowali.
Od jutra sama w domu, bo M musi na szkolenie jeździć. Teściowa będzie mi mała zaprowadzać do przedszkola, a jak ją będzie odbierać to chyba trochę ze mną posiedzi. Obym mogła malucha piersią karmic, bo laktatorem ściągam co 2-3 h 80-100ml a Jeremis to potwór burczybrzuch
Na razie czekam aż mocz zmieni zapach na normalny, bo póki co jest chemiczny bardzo... A straszne świństwa mi wlewali w żyły...
Ola widzę, że i Ty sie męczysz po cc. Pewnie rana źle się goi ja u mnie - popłuczą ją, dadzą antybiotyki i będzie ok
Wczoraj na szybko zerknęłam na powikłania po cesarce i paprzące się rany najczęściej spotykaja te kobitki co są albo mocno przy kości, albo miały brzuch spory i krecha po cięciu nie jest na wierzchu tylko pod wiszącą skórą albo w fałdkach...
Ja się tylko modle, żeby leki pomogły, rana się oczyściła i zrosła szybko i żebym w końcu zaczęłą się cieszyc macieżyństwem.
Przepraszam, że ja praktycznie o sobie, mam nadzieję, że iedys zacznę byc w miarę na bieżąco...
Zmykam leżeć. Trzymajcie się i niech leniuszki wychodzą z bzuszków - koniec marca się zbliża