Każdy kiedyś zaczyna przygodę z jakimkolwiek językiem obcym. Nie ważne, czy to angielski, niemiecki, holenderski czy starocerkiewnosłowiański. Kwestia przełamania się i próbowania. W PL, jak taki Michel Moran w Master Chefie mówił "oddaj fartucha", to ludzie się przyjaźnie patrzyli na to, że Francuz próbuje mówić po naszemu i daje radę. Ja się cieszę, że przełamałam się i, że nie układam zdań tylko w głowie a potem ze strachu gadam tylko po angielsku. Jak jeździmy przez Niemcy, to odkurzam niemiecki. Może dla nich brzmi to śmiesznie, ale widzą, że się człowiek stara. Dzisiaj zobaczyłam takie uznanie w babeczkach, które widuję regularnie od pół roku. To mnie bardzo podjarało i mam prawo się z tego cieszyć. Szczególnie, że znam sporo Polaków, którzy tylko po polsku potrafią mówić i nie chcą uczyć się obcych języków.