"Greya" podarowała mi przyjaciółka, jak byłam ostatnio w Polsce, ale- wstyd się przyznać, jeszcze do niej nie zajrzałam....Nie, bym nie czytała, bo czytam każdego wieczora...ale czuję taka presję na nauke języka, że póki co duńskie "na tapecie" . Ale muszę wrócić i do polskich, i do angielskich, by była jakaś równowaga ;-).
Cass, ta dieta akurat jest bardzo prosta, nie wymaga jakiegoś odmierzania, ważenia, specjalnych produktów- oprócz hektolitrów jogurtu ;-).Gdy doszłam do fazy zup, a potem warzyw puree, gotowałam na 2 dni, by miec "z głowy" .Gdy jechaliśmy wczoraj do Odense , m. in. do IKEI, i wiedziałam, że trochę czasu nam tam zejdzie;-) , wzięłam w plecak jabłko, by nie być az tak przeraźliwie głodna.
Teraz na szczęście już doszłam do etapu , gdzie nie trzeba ich miksować, więc jeszcze łatwiej, bo warzywka mogę ugotować "przy okazji" obiadu dla rodziny. Głodna nie chodzę, czasem tylko "smaczek" najdzie na coś, ale PRZEWAŻNIE go opanowuję :-). Zresztą, wersja po 2 tygodnie jednego etapu to dla "hardkorów" , ja już teraz planuje, że za jakiś czas powtórzę dietkę, z tym, że po 5 dni każdej fazy, nie po 12, jak teraz.
Co do ruchu- mam "silne postanowienie roweru" ...ale czekam na bardziej sprzyjającą aurę. Póki co za zimno trochę, jak dla mnie, oczywiście, bo Duńczycy jeżdżą normalnie;-).
Wczoraj też miałam 2 dodatkowe dziewczynki w domu- tzn Lili była "planowo" , no ale jak druga, Dana, poprosila, to przeciez dziecku nie odmówię. Zwłaszcza, że wiem, że jej młodszy braciszek znów chory i rodzicom troszke spokoju się przyda. Danę to uwielbiam, to nasza "faworytka" spośród Amelki koleżanek - malutka, drobniutka, z "diabełkami" w oczkach - no, wypisz, wymaluj Masza z "Maszy i Niedźwiedzia" - nawet sposób mówienia i śmiech ten sam .
Cass, ta dieta akurat jest bardzo prosta, nie wymaga jakiegoś odmierzania, ważenia, specjalnych produktów- oprócz hektolitrów jogurtu ;-).Gdy doszłam do fazy zup, a potem warzyw puree, gotowałam na 2 dni, by miec "z głowy" .Gdy jechaliśmy wczoraj do Odense , m. in. do IKEI, i wiedziałam, że trochę czasu nam tam zejdzie;-) , wzięłam w plecak jabłko, by nie być az tak przeraźliwie głodna.
Teraz na szczęście już doszłam do etapu , gdzie nie trzeba ich miksować, więc jeszcze łatwiej, bo warzywka mogę ugotować "przy okazji" obiadu dla rodziny. Głodna nie chodzę, czasem tylko "smaczek" najdzie na coś, ale PRZEWAŻNIE go opanowuję :-). Zresztą, wersja po 2 tygodnie jednego etapu to dla "hardkorów" , ja już teraz planuje, że za jakiś czas powtórzę dietkę, z tym, że po 5 dni każdej fazy, nie po 12, jak teraz.
Co do ruchu- mam "silne postanowienie roweru" ...ale czekam na bardziej sprzyjającą aurę. Póki co za zimno trochę, jak dla mnie, oczywiście, bo Duńczycy jeżdżą normalnie;-).
Wczoraj też miałam 2 dodatkowe dziewczynki w domu- tzn Lili była "planowo" , no ale jak druga, Dana, poprosila, to przeciez dziecku nie odmówię. Zwłaszcza, że wiem, że jej młodszy braciszek znów chory i rodzicom troszke spokoju się przyda. Danę to uwielbiam, to nasza "faworytka" spośród Amelki koleżanek - malutka, drobniutka, z "diabełkami" w oczkach - no, wypisz, wymaluj Masza z "Maszy i Niedźwiedzia" - nawet sposób mówienia i śmiech ten sam .