Zresetował mi się laptop i nie wiem co komu miałam odpisać...
Spałam w nocy od 21-2:30 i potem jeszcze od 6 - 7. Teraz wyrwalam pół godziny snu to mnie telefon obudził Heh, nie dane mi dzisiaj spać chyba
Rano mnie bardzo głowa bolała, ale wzięłam APAP, bo bolało ewidentnie z braku snu, w skroniach i w czole... masakra.
Robię dzisiaj zupę klopsikową i sernik z jeżynami... Chyba że padnę, to nie zrobię, ale raczej mam ten plan
Odliczam dni do wizyty (5d4h) i do potencjalnej daty zdjęcia pessara (7d17h). Wiem, to nawet dość smutne, że tak odliczam, ale mam już dość. Jestem spuchnięta na twarzy już powoli. Waga pokazała 89... Tragedia jakaś. A czuję się jak 110kg. Jestem wielka i rzygać mi się chce na odbicie w lustrze. No sorki, ja nie lubię siebie takiej wielkiej... za wiele poświęciłam na zrzucenie 30kg nadwagi po stresach dobre 4 lata temu (2 poronienia, facet który okazał się być żonaty, nieuleczalna choroba, chemioterapia, borelioza, brak przyrostu wzrostu dziecka w czasie półtora roku, powrót do rodziców ze względu na rozwód z mężem, utrata pracy... i pewnie o wielu jeszcze zapomniałam...). Jak się stresuję to jem. Nie umiem nie jeść. Nawet próbowałam zastąpić jedzenie paleniem. Uznałam to za mniejsze zło. Ale nie działało. I jadłam i paliłam hahaha... Dlatego też chcę już być po, zacząć normalnie się ruszać, nie czuć tego pessara okropnego, móc się schylić, kucnąć i w ogóle... pojechać gdzieś na rowerze albo pójść na basen.
Ciąża fajna, ok, ale już mi styka. Chcę kończyć z tym procesem i iść dalej. Bezsenność też robi swoje...
Ale ponarzekałam!!! Jupiii!!!
Spałam w nocy od 21-2:30 i potem jeszcze od 6 - 7. Teraz wyrwalam pół godziny snu to mnie telefon obudził Heh, nie dane mi dzisiaj spać chyba
Rano mnie bardzo głowa bolała, ale wzięłam APAP, bo bolało ewidentnie z braku snu, w skroniach i w czole... masakra.
Robię dzisiaj zupę klopsikową i sernik z jeżynami... Chyba że padnę, to nie zrobię, ale raczej mam ten plan
Odliczam dni do wizyty (5d4h) i do potencjalnej daty zdjęcia pessara (7d17h). Wiem, to nawet dość smutne, że tak odliczam, ale mam już dość. Jestem spuchnięta na twarzy już powoli. Waga pokazała 89... Tragedia jakaś. A czuję się jak 110kg. Jestem wielka i rzygać mi się chce na odbicie w lustrze. No sorki, ja nie lubię siebie takiej wielkiej... za wiele poświęciłam na zrzucenie 30kg nadwagi po stresach dobre 4 lata temu (2 poronienia, facet który okazał się być żonaty, nieuleczalna choroba, chemioterapia, borelioza, brak przyrostu wzrostu dziecka w czasie półtora roku, powrót do rodziców ze względu na rozwód z mężem, utrata pracy... i pewnie o wielu jeszcze zapomniałam...). Jak się stresuję to jem. Nie umiem nie jeść. Nawet próbowałam zastąpić jedzenie paleniem. Uznałam to za mniejsze zło. Ale nie działało. I jadłam i paliłam hahaha... Dlatego też chcę już być po, zacząć normalnie się ruszać, nie czuć tego pessara okropnego, móc się schylić, kucnąć i w ogóle... pojechać gdzieś na rowerze albo pójść na basen.
Ciąża fajna, ok, ale już mi styka. Chcę kończyć z tym procesem i iść dalej. Bezsenność też robi swoje...
Ale ponarzekałam!!! Jupiii!!!