Ja to źle napisałam... nie kłócimy się, bo nie mówię mu o swoich uwagach. Jest naprawdę ok między nami już od jakiegoś czasu i niech tak pozostanie. Mnie zaczęło po prostu mnóstwo rzeczy wkurzać i chciałabym mu to wszystko wyrzygać, ale wiem że te uwagi są spowodowane rosnącymi lękami, odstawieniem leków i pewnie trochę ciążą. Więc po prostu to w sobie staram się stłumić, bo nie ma naprawdę powodu do kłótni. To ja jestem tu prowodyrką takich awantur i wiem, że mam niewyparzony język i zawsze wymsknie mi się jakaś uwaga, dzisiaj rano oczywiście też, ale na szczęście mała i obróciłam ją w żart, bo już mogło być niefajnie. Tak już mam, z tego powodu - narastających frustracji między innymi - poszłam do lekarza. Bo to nie jest potrzebne. Dzisiaj już dwa razy ryczałam tak sobie, bo życie takie okrutne i w ogóle, bo pada. Sama nie wiem czemu. Jestem ospała i nic totalnie mi się nie chce, ale staram się tego nie pokazywać reszcie domowników. Po co mają się ze mną dołować.Dream odzywaj się częściej :-) i część nerw może ukoisz wylewajac żale tutaj niż na swoim M. :-) trzymaj się kochana!
Wczoraj na przykład się popłakałam pod wieczór oczywiście bez powodu, moja córcia to widziała i pyta czemu płaczę, a ja mówię zgodnie z prawdą, że nie wiem, że może dlatego, że korki były i się spóźniłyśmy chwilę do domu, gdzie już czekała na Rózię jej koleżanka. Bo fakt faktem - takie głupoty zaczynają mnie znowu wyprowadzać z równowagi. I może dlatego, że mi wykipiało mleko z wodą, bo chciałam sobie ugotować kukurydzę i wstawiłam najpierw wodę z mlekiem i oczywiście się z małą zagadalam i wylało się na blat. Najpierw wkurw i ciśnienie już 1000/900 a potem ryk. No debilizm. Ale to spowodowało, że mała się wieczorem popłakała, bo wyobraziła sobie, że ja poszłam rodzić i urodziłam Olka i nie przeżyłam. Matko... no i widzisz... nic dobrego z tego nie wychodzi.
A mój M. to chciałby mi jakoś pomóc, ale jak zaczyna mnie pytać co mnie tak smuci to ja od razu się rozklejam, więc go poprosiłam, aby nie pytał. Bo wówczas się jakoś trzymam. I tak to wygląda.
Widzę, że tu więcej w ogóle Was z takimi depresyjnymi stanami. Mam nadzieję, że to szybko poprzechodzi, bo lepiej się Maluszki rozwijają, gdy Mamusie są szczęśliwe... Pracą się nie przejmuj, nie mogą Cię ściągać do pracy, to nielegalne jeśli jesteś na zwolnieniu lub na macierzyńskim. ZUS może Ci nie wypłacić pieniędzy jak się dowie, a nigdy nie wiesz, czy jakaś "życzliwa" osoba Cię nie podpie.przy gdzie trzeba. Także nie jechałabym - tak jak sama napisałaś, mieli wystarczająco dużo czasu.Remont coś czuję że się przedłuży i nie żaden sierpień a wrzesień... Boję się co będzie jak urodzę wcześniej albo np będę musiała leżeć.... Nic nie będzie gotowe dla małej :-/ a my na pudlach :-/
W pracy nadal żadnego zastępstwa nie ma, już usłyszałam że najwyżej przyjdę na zwolnieniu parę razy, chyba na głowę upadli bo za darmo i to jeszcze w czasie jak już pewno będą zawirowania z przeprowadzką itd.. Już powiedziałam że nie ma takiej opcji, mieli tyle czasu by ogarnąć ten temat, wiedza od kwietnia ehh (...)
Dzięki Dolores, ja po prostu wiem jak to jest jak ktoś mega smęci, bo bez powodu źle i nie chcę tego robić Wam. Bo część z Was jest jeszcze pozytywnie nastawiona i radosna. Niech tak zostanie. Jak się położyłam, to też trochę pochlipałam, mój M. się położył koło mnie aż się zdziwiłam, bo zazwyczaj ja idę spać, a on jeszcze sobie gra. A tu nic. Leży - jak sam powiedział, chce sobie ze mną poleżeć.Dream jak widzisz nas wszystkie dopadają te depresyjne stany. Oby nam przeszło wraz z rozwiązaniem. Tymczasem pisz nawet jak masz pomarudzić to zawsze będzie Ci raźniej. (...)
Tak się dziś spłakałam, że leżę sobie teraz i nie mogę zasnąć a oczy pieką mnie przeraźliwie. Po trzeciej próbie pojednania ze strony V zostałam przeproszona ale i tak uważam, że bardziej z rozsądku niż szczerych chęci więc nadal jest mi smutno.
A dzisiaj dodatkowo szok mnie ogarnął... wracam (odwoziłam małą na półkolonie) i M. dzwoni, że mam pod bramę podjechać. Okazało się, że ustąpił mi miejsca na parkingu zamkniętym pod klatką. Normalnie szok.
Wcześniej mieliśmy już taką rozmowę. W sensie to ja mu mówiłam w trakcie kłótni, że to jednak on traktuje nas jak gości w tym mieszkaniu co widać chociażby po parkingu - on stawia na zamkniętym, a ja gdzie popadnie na ulicy, chociaż to ja jeżdżę non stop i po zakupy i wszędzie z małą, a on pracuje w domu i używa samochodu może dwa, trzy razy w tygodniu. On na to, że mój samochód jest stary a jego nowy i że zawsze mogę przecież pojechać jego samochodem. Jakieś trzy miesiące temu też wyjechałam ponownie z tematem mówiąc, że ja targam zakupy jak nie mam gdzie bliżej stanąć i on mi nie pomaga, bo przecież nie może wyjść, gdy jego Szef dzwoni. Bla bla bla...
A dzisiaj przestawił samochód jak pojechałam! I powiedział, że mi się już ciężko chodzi, więc ja teraz mam tu stawiać. Do odwołania Szok!!!! Normalnie szok!
Pewnie po trochu jest to związane z tym, że wydał znowu kasę na konsolę. Tym razem xbox one. I wydał kasę której nie mamy po prostu - z karty kredytowej. Z jednej strony mi to zwisa, z drugiej - przykro mi, że tak go to kręci, bo to zabiera mnóstwo czasu i jego uwagi i nie ma życia rodzinnego.
Wycwaniłam się jednak i za każdym razem jak on wydaje jakaś kwotę na gierki czy cokolwiek z tym związane - to mu podsyłam link do tego co potrzebuję do kuchni lub dla małego. Teraz kupił krzesełko do karmienia i jeszcze musi leżaczek bujaczek. Bo powiedziałam - jak ma kasę na gówna, to musi mieć kasę na dom i dziecko. Więc bez gadania i grzecznie kupuje co mu tam podeślę. Dobre co?