Dzień dobry :-)
Choć noc była kiepska - nigdy więcej takich szaleństw ze sprzątaniem; ledwie żyję
Paulinek u nas po sn wychodzi się w trzeciej dobie, po cc w piątej. Ja siedziałam 10 dni, bo mały złapał infekcję - miało to tę zaletę, że mogłam poniekąd odpocząć (obiad może i skromny, ale jednak podany ;-)), no i wprawiałam sie w opiece nad małym - np. kąpałam sama pod okiem położnej.
Ale Ci powiem, że z tą nauką w szpitalu to jest różnie - zależy oczywiście, kto Ci się trafi.
Ja po porodzie byłam strasznie słaba (za duża utrata płynów) i jak mały był przesikany, to zawołałam położną, żeby mi pomogła go przebrać (głównie nie mając pojęcia jak się zabrać do pampersa; pierwszy raz - żeby mi pokazała co i jak) - trafiłam na wyjątkową jędzę (znaną zresztą w całych chyba województwie jako takowa); potraktowała mnie bardzo niemiło.
Potem było to samo z karmieniem - mały miał fajny odruch ssania, ale mi kompletnie nie wychodziło przystawianie go (laktacyjna pani przyszła do mnie we wtorek rano, kiedy urodziłam w niedizelę po południu

a powinna być w poniedizałek z samego rana); kiedy było naprawdę źle, chodziłam na dyżurkę i prosiłam, żeby ktoś przyszedł mi pomóc przystawić dziecko, bo jest głodne, a ja nie umiem - to słyszałam, że albo mam laktacyjnej szukać (jest gdzieś = chodzi po salach i odwiedza położnice), albo czekać cierpliwie aż sama przyjdzie, albo że one czasu nie mają. I radź sobie sama. A ja, pomimo, sporej wiedzy, nie znałam jeszcze wtedy dostatecznie swojego ciała - dziś wiem, że problem tkwił w nawale; gdybym przed przystawieniem ściągnęła troszkę mleka ręcznie, to mały nie miałby problemów z uchwyceniem sutka. Ale tego powinnam się dowiedzieć od personelu, a nie wydedukować sama po jakimś tygodniu karmienia, kiedy laktacja zaczęła mi się zmieniać.
Co do terminu cc, to wiem, że niektórzy lekarze preferują opcję, żeby poród rozpoczął się sam i dopiero wtedy pod nóż - ma to być lepsza opcja dla dziecka niż takie cięcie "na zimno" (skurcze przygotowują do porodu nie tylko nas, ale i dziecko, które dostaje sygnał, że brzuch mamy przestaje być dla niego odpowiednim miejscem). Oczywiście nie zawsze się to udaje, ale do mnie osobiście takie podejście przemawia

Także myślę, że te,które mają przed sobą cc, nie powinny się bać, jeśli zaczną rodzić same - wtedy tylko szybko do szpitala i prosto na salę.
Pannacota ja teraz na 56 już bym nic nie kupowała (niektórych rzeczy Rafałowi nie zdążyłam założyć, bo wyrósł z nich podczas pobytu w szpitalu - 10 dni); lepiej 62 i podwinąć na początku rękawek; naprawdę jest to zdecydowanie lepsza opcja. A gdyby dzidziuś okazał się naprawdę drobny, to jakieś mniejsze ubranko zawsze zdążysz kupić, choćby i w szpitalu (w większości chyba funkcjonują jakieś sklepiki z artykułami dla noworodków)
Miłego dnia dla wszystkich - nie piszcie za dużo ;-)
Ja dziś się lenię, a po południu wizyta u gin (mam nadzieję, ze ty razem bez niespodzianek pt. zamknięte drzwi), a potem grill u mojej mamy.