V
villandra8
Gość
Ahoj szybciorem tylko, ale coś tam w ostatnich dniach próbowałam podejrzeć, co skrobiecie....
Po pierwsze Rajani.
Mój mi w pierwszej ciązy też komplementami nie sypał - ba, mówił dość często, że kobieta w ciązy napawa go... obrzydzeniem. No cudnie. Nie ma to jak podnieść kobietę na duchu. Ale i na co dzień nieraz potrafił dowalić takie hasło, że pasowałam w papcie - z drugiej strony wolałam słyszeć, że mam krzywe zęby, które go drażnią, niż że jestem jego piękną księżniczką (to po kilku piwach). Teraz jakoś ogólnie zmienił zdanie w tej kwestii - właściwie sama nie wiem dlaczego
Także Ty się niczym nie przejmuj - mów, że brzuch masz nie tylko duży, ale będzie jeszcze większy. I że "ten brzuch" to jego dziecko do cholery! A jak mu się nie podoba, to niech nie patrzy, bo możesz mu odpłacić pięknym za nadobne (jestem pewna, że nie chciałby usłyszeć kilku "miłych" słów na swój temat). I noś dumnie swój brzuszek.
Kilka stron dalej....
Widzę, że A nie lubi kontroli. No cóż, panie A - partnerstwo to odpowiedzialność za drugą osobę. To nie tak, że Ty go kontrolujesz (choć trochę to robisz), ale on powinien sam mówić Ci o swoich planach (wrócę później, bo umówiłem się z kolegami) i nade wszystko być dla CIebie osiągalnym - zawsze i wszędzie (bo w każdej chwili możesz go potrzebować). Choć powiem Ci, że ja na Twoim miejscu bym go nie ścigała telefonami do domu (jak nie chce wracać do Ciebie, nie naciskaj - olewaj go w takim samym stopniu; nie zmusisz go, żeby mu na Tobie bardziej zależało; wręcz odwrotnie - im więcej będziesz naciskać, tym więcej on się będzie bronił, efekt będzie dokładnie odwrotny) - mieliśmy podobnie i ja raczej stawiałam sprawę w ten sposób: jak M wraca później do domu, chcę o tym wiedzieć (żebym np. z obiadem nie czekała). Chcę wiedzieć, gdzie jest (w mieście, dwie wioski dalej, na drugim końcu kraju - słowem, ile czasu zajmie mu dojazd do domu). I chciałabym, żeby nie wracał np. zbyt późno(co oznaczało, że spał potem cały nastęny dzień). Nie było łatwo (ciągle słyszałam, że nawet jego mama go tak nie kontrolowała), ale w końcu sobie przyswoił tę naukę (po części jak zaczęłam robić tak jak on )
Jedno jest pewne - Twój A jest wciąż kawalerem (jak i mojemu WCIĄŻ jeszcze się zdarza) i łatwo tego nie zmieni. A dopóki nie zmieni, nie będzie Wam dobrze, bo obecnie macie zupełnie inne priorytety...
Po drugie agnieszkaala
dziewczyno, nie pękaj tak szybko - bądź twarda. Twardsza od reszty - jak nie będą mieli czystej szklanki, żeby się napić, to w końcu jakąś sobie umyją. Albo umrą z pragnienia (osobiście obstawiam to pierwsze ;-)). Dzięń, dwa nic nie da - idź w zaparte tydzień, dwa, a jak Twoi domownicy okażą się twardymi zawodnikami to i miesiąc cały. I porzuć do tego pranie, prasowanie (chyba że dla dziecka) - niech każdy dba o siebie; jak poznają co to znaczy, to może w końcu docenią.
Ubranka - po trzecie.
Tych na 56 miałam kilka (co w ręce wpadło) + na wyjście ze szpitala nowiutki komplecik. Syn się urodził mając 57 cm, w szpitalu posiedzieliśmy 10 dni - akby nas potrzymali jeszcze tydzień, to pielęgniarka na pewno nie wcisnęłaby mi dziecka w te ubranka, a tak, jakimś cudem jej się jeszcze udało, ale ciężko było. Także nowy komplecik został założony aż jeden raz. Wiele innych rzeczy wcale (bo leżały w domu, kiedy sym w szpitalu z nich wyrastał). Tak więc osobiście polecam te na 62 (na pewno będą pasować prędzej czy później), a tych małych po 2-3 sztuki (przy bardzo małym dziecku zawsze można dokupić, choć osobiście polecam większe ubranko i podwinięcie rękawków)
ewelinkowska normalne, że już z cycków leci, choć nie każda tego doświadczy. Ja już czuję, że mam tak pełno pokarmu, że masakra - już wróciłam do swoich karmników i ledwo się w nich mieszczę Aż się boję, co będzie dalej. ALe lecieć na razie nie leci - czasem jakby kapka siary się pojawi i nic więcej. Każda indywidualnie.
Dżaga wiesz jak to jest - najprędzej skontrolują tych, co są w porządku, a tych co lewizny odwalają to najczęściej "przeoczą". Moja mama ostatnio miała przeboje z gminą w tym temacie i nie ona jedna (oczywiście najwięksi syfiarze poza prawem). A ja jestem przeszczęśliwa, że mam przydomową oczyszczalnię i święty spokój.
O śmieciach NIC mi nie mówcie - zacząłby rząd od porządnej ustawy:
1. Naliczanie opłat za ilość wywożonych śmieci (litraż x częstotliwość) a nie na podstawie jakichś metrażów (śmiech na sali)
2. Odgórna segregacja dla wsztystkich (bo niby jak to sprawdzą kto segreguje a kto nie - zwłaszcza w blokach)
3. Odgórne wytyczne co do sposobu segregacji (co jedna firma, ma zupełnie inny system segregacji surówców wtórnych)
4. Nakaz dla wielkich koncernów i sieci handlowych na wprowadzenie napojów w OPAKOWANIACH ZWROTNYCH - jak w większości państw zagranicznych (o ileż mniej byłoby wtedy odpadów w tych naszych workach)
5. Znalazłoby się jeszcze kilka pierdół, ale to naprawdę temat rzeka.... I jaja jak berety, co już widać, a to dopiero wyjdzie...
No i wisienka na torcie - niech ktoś przekona starsze pokolenia uzbrojone w piece kuchenne, że plastików się nie pali
Ja sama też segreguję już od lat - po zmianie firmy, bo poprzednia miała z tą segregacją spory problem właśnie, co kosztowało mnie masę straconych nerwów.
die podziwiam za pilność - pobiłaś nawet mnie. I z podziwem/niedodziwem czytałam o Twojej podróży pociągiem w pierwszej klasie ;-) JA wczoraj byłam u koleżnaki, Rafał cały dzien niezmordowany, spać nie chciał, więc zasnął jak tylko do auta go wsadziłam. A że po drodze jeszcze musiałam małe zakupy w mieście zrobić, to nie przyszło mi nic innego, jak wziąć małego na ręce (śpiącego jak suseł - ani drgnął aż do domu żeśmy dojechali - ponad 30 km później). Robię sobie spokjnie te zakupy - ok, a potem do kasy. No stoję - kobita w ciąży (co było widać nadto wyraźnie bo w takim ubraniu), małe dziecko na ręce śpi, zakupy raczej skromne (tym razem nie straszyłam koszykiem napakowanym na maksa) i oczywiście NIKT nie przepuścił, nie pomógł - jakiś widać kiepski dzięń, bo już nie raz mnie przepuszczano tylko z uwagi na Rafałka (a on zazwyczaj grzeczniutki jak aniołek) i to nawet jak w wózku siedział. I kiedyś mi babka zakupy pomagała wypakować na taśmę, jak małego miałam w chuście, a tu wczoraj takie buraki powszednie....
No a z płcią to widzisz - już tak mam. Na marcu byłam jedną z trzech niespodzianek ;-)
osa z funduszami unijnymi to często tak jest, że jak się coś za nie robi (z EFS), to nie można tego potem wykorzystywać na cele komercyjne czyli żadnego pobierania opłat za cokolwiek. I jak ktoś tego nie wiem to potem wychodzą różne paranoje - u nas wyremontowali slae na szkołę rodzenia - fundusze na zajęcia się skończyły i szkoła stała pusta - ludzi echcilei przyjśc i płacić, ale nie było wolno. Dopiero znalazły się pieniądze w budżecie miasta i zajęcia znów ruszyły. Teraz można wpłacać darowizny, ale to jest absolutnie dobrowolne i przymusu jako "opłaty" nie ma.
No i wiele szpitali w ogóle nie myśli o tym, że małe dzieck opotrzebuje rodzica, a rodzic takiego np. łóżka....
A u nas.....
Z małym byłam u lekarza z nfz - diagnoza: można poczekać do października (kiedy terminy na wizyty umawiają - więc po wyjściu z gabinetu umówiłam. Na połowę września.) Na głowę upadł. Jutro mamy wizytę prywatnie - pewnie skończy się zabiegiem od ręki (rozklejenie napletka, a właściwie tylko części).
Też miałam randkę z M. W niedzielę zaprosił mnie na przejażdżkę rowerową z Rafałkiem (w końcu się doprosiłam, żeby małego na rowerze przewieźć) i na pizzę w ramach kolacji. Mało z wrażenia nie padłam. Ale było miło i sympatycznie.
Podejrzewałam, że to może być manewr pt. jak ugłaskać żonę przed pogadanką (tudzież jej uniknąć). Ale nie.
Pogadanka się odbyła - wyjątkowo owocna i budująca. Po raz chyba pierwszy nie musiałam z M niczego wyciągać - sam gadał i to nawet całkiem mądrze ;-) Idelanie zlokalizował sedno naszych ostatnich problemów i zaproponował twórcze i sensowne rozwiązania - oby tylko udało mu się je wprowadzić w czyn. Będę cierpliwie czekać i bacznie obserwować.
M wie, że jak nawali, to może pakować swoje rzeczy i emigrować dokąd chce - celem przemyślenia swoich priorytetów właśnie (jego zdaniem, żeby zatęsknić - moim, może żeby się przekonać, że rzeczywiście bez nas jest mu lepiej)
No i szybciorem minęło 2,5h A chciałam dziś trochę poczytać. No cóż - jutro też jest dzień.
Po pierwsze Rajani.
Mój mi w pierwszej ciązy też komplementami nie sypał - ba, mówił dość często, że kobieta w ciązy napawa go... obrzydzeniem. No cudnie. Nie ma to jak podnieść kobietę na duchu. Ale i na co dzień nieraz potrafił dowalić takie hasło, że pasowałam w papcie - z drugiej strony wolałam słyszeć, że mam krzywe zęby, które go drażnią, niż że jestem jego piękną księżniczką (to po kilku piwach). Teraz jakoś ogólnie zmienił zdanie w tej kwestii - właściwie sama nie wiem dlaczego
Także Ty się niczym nie przejmuj - mów, że brzuch masz nie tylko duży, ale będzie jeszcze większy. I że "ten brzuch" to jego dziecko do cholery! A jak mu się nie podoba, to niech nie patrzy, bo możesz mu odpłacić pięknym za nadobne (jestem pewna, że nie chciałby usłyszeć kilku "miłych" słów na swój temat). I noś dumnie swój brzuszek.
Kilka stron dalej....
Widzę, że A nie lubi kontroli. No cóż, panie A - partnerstwo to odpowiedzialność za drugą osobę. To nie tak, że Ty go kontrolujesz (choć trochę to robisz), ale on powinien sam mówić Ci o swoich planach (wrócę później, bo umówiłem się z kolegami) i nade wszystko być dla CIebie osiągalnym - zawsze i wszędzie (bo w każdej chwili możesz go potrzebować). Choć powiem Ci, że ja na Twoim miejscu bym go nie ścigała telefonami do domu (jak nie chce wracać do Ciebie, nie naciskaj - olewaj go w takim samym stopniu; nie zmusisz go, żeby mu na Tobie bardziej zależało; wręcz odwrotnie - im więcej będziesz naciskać, tym więcej on się będzie bronił, efekt będzie dokładnie odwrotny) - mieliśmy podobnie i ja raczej stawiałam sprawę w ten sposób: jak M wraca później do domu, chcę o tym wiedzieć (żebym np. z obiadem nie czekała). Chcę wiedzieć, gdzie jest (w mieście, dwie wioski dalej, na drugim końcu kraju - słowem, ile czasu zajmie mu dojazd do domu). I chciałabym, żeby nie wracał np. zbyt późno(co oznaczało, że spał potem cały nastęny dzień). Nie było łatwo (ciągle słyszałam, że nawet jego mama go tak nie kontrolowała), ale w końcu sobie przyswoił tę naukę (po części jak zaczęłam robić tak jak on )
Jedno jest pewne - Twój A jest wciąż kawalerem (jak i mojemu WCIĄŻ jeszcze się zdarza) i łatwo tego nie zmieni. A dopóki nie zmieni, nie będzie Wam dobrze, bo obecnie macie zupełnie inne priorytety...
Po drugie agnieszkaala
dziewczyno, nie pękaj tak szybko - bądź twarda. Twardsza od reszty - jak nie będą mieli czystej szklanki, żeby się napić, to w końcu jakąś sobie umyją. Albo umrą z pragnienia (osobiście obstawiam to pierwsze ;-)). Dzięń, dwa nic nie da - idź w zaparte tydzień, dwa, a jak Twoi domownicy okażą się twardymi zawodnikami to i miesiąc cały. I porzuć do tego pranie, prasowanie (chyba że dla dziecka) - niech każdy dba o siebie; jak poznają co to znaczy, to może w końcu docenią.
Ubranka - po trzecie.
Tych na 56 miałam kilka (co w ręce wpadło) + na wyjście ze szpitala nowiutki komplecik. Syn się urodził mając 57 cm, w szpitalu posiedzieliśmy 10 dni - akby nas potrzymali jeszcze tydzień, to pielęgniarka na pewno nie wcisnęłaby mi dziecka w te ubranka, a tak, jakimś cudem jej się jeszcze udało, ale ciężko było. Także nowy komplecik został założony aż jeden raz. Wiele innych rzeczy wcale (bo leżały w domu, kiedy sym w szpitalu z nich wyrastał). Tak więc osobiście polecam te na 62 (na pewno będą pasować prędzej czy później), a tych małych po 2-3 sztuki (przy bardzo małym dziecku zawsze można dokupić, choć osobiście polecam większe ubranko i podwinięcie rękawków)
ewelinkowska normalne, że już z cycków leci, choć nie każda tego doświadczy. Ja już czuję, że mam tak pełno pokarmu, że masakra - już wróciłam do swoich karmników i ledwo się w nich mieszczę Aż się boję, co będzie dalej. ALe lecieć na razie nie leci - czasem jakby kapka siary się pojawi i nic więcej. Każda indywidualnie.
Dżaga wiesz jak to jest - najprędzej skontrolują tych, co są w porządku, a tych co lewizny odwalają to najczęściej "przeoczą". Moja mama ostatnio miała przeboje z gminą w tym temacie i nie ona jedna (oczywiście najwięksi syfiarze poza prawem). A ja jestem przeszczęśliwa, że mam przydomową oczyszczalnię i święty spokój.
O śmieciach NIC mi nie mówcie - zacząłby rząd od porządnej ustawy:
1. Naliczanie opłat za ilość wywożonych śmieci (litraż x częstotliwość) a nie na podstawie jakichś metrażów (śmiech na sali)
2. Odgórna segregacja dla wsztystkich (bo niby jak to sprawdzą kto segreguje a kto nie - zwłaszcza w blokach)
3. Odgórne wytyczne co do sposobu segregacji (co jedna firma, ma zupełnie inny system segregacji surówców wtórnych)
4. Nakaz dla wielkich koncernów i sieci handlowych na wprowadzenie napojów w OPAKOWANIACH ZWROTNYCH - jak w większości państw zagranicznych (o ileż mniej byłoby wtedy odpadów w tych naszych workach)
5. Znalazłoby się jeszcze kilka pierdół, ale to naprawdę temat rzeka.... I jaja jak berety, co już widać, a to dopiero wyjdzie...
No i wisienka na torcie - niech ktoś przekona starsze pokolenia uzbrojone w piece kuchenne, że plastików się nie pali
Ja sama też segreguję już od lat - po zmianie firmy, bo poprzednia miała z tą segregacją spory problem właśnie, co kosztowało mnie masę straconych nerwów.
die podziwiam za pilność - pobiłaś nawet mnie. I z podziwem/niedodziwem czytałam o Twojej podróży pociągiem w pierwszej klasie ;-) JA wczoraj byłam u koleżnaki, Rafał cały dzien niezmordowany, spać nie chciał, więc zasnął jak tylko do auta go wsadziłam. A że po drodze jeszcze musiałam małe zakupy w mieście zrobić, to nie przyszło mi nic innego, jak wziąć małego na ręce (śpiącego jak suseł - ani drgnął aż do domu żeśmy dojechali - ponad 30 km później). Robię sobie spokjnie te zakupy - ok, a potem do kasy. No stoję - kobita w ciąży (co było widać nadto wyraźnie bo w takim ubraniu), małe dziecko na ręce śpi, zakupy raczej skromne (tym razem nie straszyłam koszykiem napakowanym na maksa) i oczywiście NIKT nie przepuścił, nie pomógł - jakiś widać kiepski dzięń, bo już nie raz mnie przepuszczano tylko z uwagi na Rafałka (a on zazwyczaj grzeczniutki jak aniołek) i to nawet jak w wózku siedział. I kiedyś mi babka zakupy pomagała wypakować na taśmę, jak małego miałam w chuście, a tu wczoraj takie buraki powszednie....
No a z płcią to widzisz - już tak mam. Na marcu byłam jedną z trzech niespodzianek ;-)
osa z funduszami unijnymi to często tak jest, że jak się coś za nie robi (z EFS), to nie można tego potem wykorzystywać na cele komercyjne czyli żadnego pobierania opłat za cokolwiek. I jak ktoś tego nie wiem to potem wychodzą różne paranoje - u nas wyremontowali slae na szkołę rodzenia - fundusze na zajęcia się skończyły i szkoła stała pusta - ludzi echcilei przyjśc i płacić, ale nie było wolno. Dopiero znalazły się pieniądze w budżecie miasta i zajęcia znów ruszyły. Teraz można wpłacać darowizny, ale to jest absolutnie dobrowolne i przymusu jako "opłaty" nie ma.
No i wiele szpitali w ogóle nie myśli o tym, że małe dzieck opotrzebuje rodzica, a rodzic takiego np. łóżka....
A u nas.....
Z małym byłam u lekarza z nfz - diagnoza: można poczekać do października (kiedy terminy na wizyty umawiają - więc po wyjściu z gabinetu umówiłam. Na połowę września.) Na głowę upadł. Jutro mamy wizytę prywatnie - pewnie skończy się zabiegiem od ręki (rozklejenie napletka, a właściwie tylko części).
Też miałam randkę z M. W niedzielę zaprosił mnie na przejażdżkę rowerową z Rafałkiem (w końcu się doprosiłam, żeby małego na rowerze przewieźć) i na pizzę w ramach kolacji. Mało z wrażenia nie padłam. Ale było miło i sympatycznie.
Podejrzewałam, że to może być manewr pt. jak ugłaskać żonę przed pogadanką (tudzież jej uniknąć). Ale nie.
Pogadanka się odbyła - wyjątkowo owocna i budująca. Po raz chyba pierwszy nie musiałam z M niczego wyciągać - sam gadał i to nawet całkiem mądrze ;-) Idelanie zlokalizował sedno naszych ostatnich problemów i zaproponował twórcze i sensowne rozwiązania - oby tylko udało mu się je wprowadzić w czyn. Będę cierpliwie czekać i bacznie obserwować.
M wie, że jak nawali, to może pakować swoje rzeczy i emigrować dokąd chce - celem przemyślenia swoich priorytetów właśnie (jego zdaniem, żeby zatęsknić - moim, może żeby się przekonać, że rzeczywiście bez nas jest mu lepiej)
No i szybciorem minęło 2,5h A chciałam dziś trochę poczytać. No cóż - jutro też jest dzień.