MartOocha ja po świętach też wejdę w posiadanie Dopplerka
Nnatalie super wieści, trzymajcie się!
Antiope nie ma tragedii, ja właśnie dzisiaj z mężem wspominałam jak wracaliśmy dwa lata temu z majówki z Brzegu koło Opola to nas mega śnieżyca zatrzymała
Fotki robiliśmy bo pola w przeciągu 1h były całe białe. Dzień wcześniej natomiast piknikowaliśmy, opalając się na trawce nad wodą :
6 lat temu też majówka, jechaliśmy nad morze i na obwodnicy Trójmiasta tez nas śnieżyca zastała
7 lat temu, mieliśmy z grupą znajomych wyczarterowane łódki na Mazurach, a tydzień wcześniej na zamarzniętych jeziorach mieli zakończenie sezonu bojerowego… haha. Jak się kontaktowaliśmy ze skiperem to nie był pewny, czy będą mogli łódki zwodować bo wszystko skute lodem jeszcze (ale się udało na szczęście). Jednak fakt faktem, że to były chwilowe incydenty, a ta zima trochę za bardzo się już przedłuża. Mam jednak nadzieję, że jak odpuści to już na dobre
Malta dzięki za życzenia! Wypoczywaj i wracaj do nas w dobrej formie
Rajani i Pietrucha ja tez sobie swojego faceta nie wyobrażam w roli ojca. Najbardziej się boję, że nie będzie potrafił zrozumieć i włączyć się do mojego stylu wychowania, że nie będzie się angażował i nie będzie potrafił odpowiednio zareagować w różnych sytuacjach. Brak mu cierpliwości, szybko się złości. Ja niestety przerabiam to na psach. Mogę mu trąbić w kółko, że jak pies się zachowuje w taki czy inny sposób to on musi tak, czy siak. On oczywiście robi na odwrót. Jak grochem o ścianę. Już nie raz się pożarliśmy z tego powodu! Nawet jak jeszcze dziecka nie planowaliśmy. Mówiłam mu, że nie wyobrażam sobie jego w roli ojca! Na co słyszałam, że przy dziecku to będzie co innego – tylko jakoś ciężko mi w to uwierzyć
Ja niestety wpuszczę mojego na głęboką wodę i będzie się musiał tatko ogarnąć! W październiku zacznie mi się ostatni semestr studiów podyplomowych i mam zamiar wziąć udział w zjazdach jak tylko ze mną wszystko będzie ok. I będzie musiał tatko zostać i poradzić sobie z tygodniowym, kilkutygodniowym maleństwem. Wierze, że krzywdy mu nie zrobi, a niech zobaczy jakie to zajęcie i jak trzeba się poświęcić, żeby znaleźć chwilę spokoju
Antiope przepis na kopytka for you
Ja robiłam dla nas dwojga z kilograma ziemniaków (wyszło na cztery nie duże, takie akuratne porcje)
No więc: obierasz kilogram ziemniaków i gotujesz je w posolonej oczywiście wodzie. Ugotowane porządnie ugniatasz, tak by było jak najmniej grudek (możesz przekręcić kilka razy przez maszynkę do mielenia jeśli masz). Jak ziemniaki ostygną dodajesz zwykłą mąkę pszenną. Mąki tyle co połowa kupki ubitych ziemniaków. Nie można dodać jej za dużo, bo będziesz mogła kopytkami szyby w oknach wybijać
I na to wszystko jeszcze jajko (całe białko z żółtkiem). Ja nie biorę się od razu za ugniatanie tylko najpierw nożem tak sobie to podziabię i wymieszam po to aby jak największa ilość ziemniaków obkleiła się mąką. Potem zaczynam ugniatać ciasto. W zasadzie ja nawet nie ugniatałam tak jak drożdżowe, nie przeciskałam między palcami coby się za bardzo nie ukleić. Tylko całą dłonią delikatnie turlałam ciasto po brzegach miski. Ważne, żeby nie ugniatać za długo bo ciasto będzie stawało się coraz rzadsze. Jak tylko zobaczysz, że składniki się wymieszały dzielisz na kawałki. Bierzesz jeden i na blacie/stolnicy wysypanej uprzednio mąką i wałkujesz rączkami takie długie glizdy o średnicy ok. 2cm., a potem tniesz ukośnie na kopytka
Możesz sobie pociąć wszystkie odkładając je na jakąś deskę. Gotujesz garnek wody i solisz ją! Wrzucasz kopytka pojedynczo na gotującą się wodę, nie za dużo na raz. I po wypłynięciu wszystkich na wierzch czekasz minutkę i łopatką na durszlak wyjmujesz i wkładasz następną partię. Jeśli chcesz jeść od razu to ciepłe odsączone z wody wrzucasz na talerz, jeśli mają poczekać lub chcesz je odsmażyć możesz przelać je zimną woda z kranu. To wszystko! SMACZNEGO (ja wczoraj wcinałam zupełnie same z patelni, bo taką miałam na nie ochotę, ale po świętach mam zamiar to powtórzyć i zrobić do nich żeberka i buraczki
)
Dziewczyny ja też byłam w
Anglii dwa razy w pracy podczas wakacji (po 4 miesiące) - było fajnie bo traktowałam to jako przygodę. Pojechaliśmy paczką znajomych, fajnie się bawiliśmy i beztrosko wdawaliśmy zarobione pieniążki
Byłam młoda i wtedy było mi fajnie. Moja siostra z mężem mieszkają w Manchesterze już od 7 lat i ciężko widzę ich powrót. Mają 14 letnią córkę, która wrosła już w ten klimat i 6latka, który też już od dwóch lat chodzi do szkoły. Byliśmy u nich dopiero co w lutym na 5 dni, i powiem Wam, że patrząc na tą Anglię już jako dorosły człowiek, który zaraz będzie miał dziecko strasznie inaczej to widziałam. Dla mnie w Anglii panuje SYF! Angole są totalnymi burakami. Większość przydomowych ogródków przypomina wysypiska śmieci lub niekończące się place budowy. Dziesięcioletnie wymalowane dziewczynki z petem w ręku. Piętnastolatki pchające wózki (często tez z petem w ręku). Oczywiście są dzielnice czyste, gdzie nie ma takich obrazków - ale to mniejszość. Ogólny obraz Manchesteru i okolic to właśnie mam taki negatywny. Byłam też w Londynie i było podobnie. oczywiście centrum super - jest co zwiedzać i na czym oko zawiesić, ale już obrzeżne dzielnice. Oxford to samo (tam tez mieszkałam) Fajne studenckie zagłębie imprezowe, centrum wychuchane - reszta - kiła, syf i mogiła
Jedyne co mi się podoba to to, że życie jest dużo tańsze. Można sobie na prawdę dobrze żyć za najniższą krajową. Nie to co u nas! Jednak również bym się nie zamieniła. Wolę czasem zacisnąć pasa, ale w gronie bliskich i przyjaźnie do mnie nastawionych ludzi.
Kurde jaki mi elaboraty wychodzą... Miłej lektury