Emocjonalnie bardzo trudny post. Więc jeśli wda się chaotyczność, to proszę o zrozumienie.
Mam 38 lat i zawsze byłam duża. Nieważne czy na diecie, czy na głoszeniu się, po chwilowym spadku mimo pilnowania się waga wracała ekspresem i to z nawiązka.
Ciągle słyszałam, że za dużo jem, że trzeba coś zrobić, że jestem zdrowa więc musi być to wina objadania się (o tym za chwilę).
Od lekarza do lekarza, badania kończyły się na dobrym wyniku glukozy, która nigdy nie wyskoczyła poza graniczne 88.
O krzywych i innych usłyszałam w pierwszej ciąży (o tym też za chwilę).
Cała presja, ciągle oskarżenia, doprowadziły że zaczęłam się objadać. Głodzić się i objadać i tak bez końca.
Po kilku latach dotarło do mnie że siebie krzywdzę (miałam 26 lat), zaczęłam stosować dietę C. (pamiętacie, ponad 10 lat temu dieta z saszetek, około 800kcal na dzień), zaczęło spadać, później weszła dieta popularnego Pana doktora (z Francji bodajże) polegająca na jedzeniu ugromnej ilości białka.
I waga spadał, ja nie byłam głodna, pierwszy raz poczułam że jednak z mniejszą waga jest super.
Cyferki pokazały 99kg - matko i córko! tyle to ja nie ważyłam od podstawówki przecież!!
I zaszłam w ciążę niespodziankę. Pilnowałam się niesamowidzie (dalej nic nie wiedziałam o insulinooporność i innych cudach), na koniec ciąży było +10 kg ( z czego 5 doszło jak leżałam na patologii ciąży).
Po porodzie depresja, leczenie, waga zamiast spadać sobie rosła w tempie zmiennym.
Kilka lat temu miałam dosyć głodzenia się - bo dokładnie tak rozumiem jedzenie bez poczucia sytości. Jeszcze wtedy nie wiedziałam że istnieje coś takiego jak indeks sytości czy dieta o niskim ig.
Zaczęłam męczyć lekarzy, szukać badań które pokażą czemu nie chudnę chociaż przestrzegam zasad.
Wtedy waga odcylowala w granicach 145kg i o dziwo dalej byłam aktywna zawodowo, byłam samotną matka więc nikt mi nie dawał taryfy ulgowej, mało tego wyniki miałam najlepsze w swoim grubym życiu.
W końcu po zmaganiach z lekarzami (bo z nimi to można działać zawsze zero jedynkowo, albo się zgadzasz albo nie) udało mi się znaleźć specjalistów.
Szlismy w dobrym kierunku, hiperglikemia reaktywna która się pokazała zaczęła zanikać dzięki odpowiedniemu układaniu posiłków. Dieta o niskim ig zaczęła działać, idlndeks sytość w końcu pozwolił mi nie być głodnym. Ataki objadania zcsely zanikać.
Doszłam do wagi 134kg.
Bez nadciśnienia, bez cukrzycy.
Czemu o tym pisze?
Bo i tym razem, życie sprawiło mi niespodziankę w postaci dwóch kresek.
Właśnie jestem na końcówce 7 tygodnia.
Ostatnia glukoza 88, z całego zamieszania z lekarzami o insulinie zapomniałam (sama w to niewierze).
Już usłyszałam o tym, że :
- szansa że utrzymam ciąże to 25%
- wszystkich możliwych poronieniach, spowodowanych otyłością,
-moje wyniki są nieprawdziwe,
-powinnam mieć cukrzycę, więc jak to możliwe że jej nie mam,
-diabetolog bez dyskusyjnie kazał odstawić Glucophage (brałam 1000xr na noc), jak zapytałam (!!) czy to prawda że jest duża ilość poronień po tak nagłym odstawieniu, usyszlama tak, i dostałam zwrotkę na skierowanie, że odmawiam leczenia (sick! Że jak?)
-od ginekolorzki że mam puste jajo ogólnie nie spodziewać się sukcesu,
- na kolejnej wizycie, po moim pytaniu i jak usłyszałam że coś tam bije ale zobaczymy czy się utrzyma.
Więc co robię?
- odstawiam Glucophage z endokrynologiem, powolutku (całe szczęście że chociaż tu mam ogrom wsparcia)
- czytam przede wszystkie zagraniczne strony medyczne, bo tak, pilnuje ilość kcal, bo tak można schudnąć w ciąży i tak dużym bmi, a wręcz jest to wskazanie,
-pilnuje diety, wskaźnik sytości i niskie ig musi być moim najlepszym przyjacielem
- tak, po pierwszych informacjach jakie mi zafundowano miałam incydent obżarstwa - waga a dzisiaj 136 kg
-ruszam się, na szczęście mój zegarek ma pomiar aktywności, więc staram się jej nie zmniejszać
Jednym słowem jest cholernie trudno, bo sama świadomość powikłań (tak, jakiś tam poziom inteligencji mam i to rozumiem) spędza sen z oczu.
Ale jestem w ciąży
Siebie na pół nie utne, żeby było mnie mniej.
Wiec jeśli macie jakiekolwiek wskazówki co mogę jeszcze robić, będę wdzięczna za wszystkie słowa.
Bo tak, czuję że wsparcie mam tylko w rodzinie a na wsparcie lekarzy nie mam co liczyć.
W środę idę do innego ginekologa, chociaż i tak to jeszcze nie mój docelowy. Na tą wizytę muszę czekać do 2 lutego.