Bedzie metoda "kopiuj - wklej" ale nie zyje.
Melduje, ze od przedwczoraj mielismy tu niezla wichure, wczoraj od rana prad wyszedl, a pozniej to juz bylo tylko coraz smieszniej. Juz wczoraj wieczorem zapowiadala sie ewakuacja. Kiedy Rajmund wrocil do domu, pradu jeszcze nie bylo, to on przyniosl wiesci, ze mozemy plywac. Malo tego, bedac w garazu dowiedzial sie, ze miejscowosci tuz nad Trentem sa ewakuowane, wiec pierwsze co, to polecial na kryty basen w Scun szukac nas. Okazalo sie, ze punkt dla Keadby jest na krytym basenie w Epworth, ale jak powiedzial, ze zona z dwulatkiem i w ciazy, to kobiety podzwonily. Kiedy okazalo sie ze nas nie ma, lecial do domu, niepewny co zastanie. Droga byla juz zamknieta, musial naokolo - autostrada na Doncaster i potem na stara droge do Doncaster. W efekcie wyjal mnie z lozka, haslem "zbierajcie sie, wyjezdzamy". Gdzie, cholera? W kazdym normalnym kraju, a Anglia pod tym wzgledem raczej normalna, jakies sluzby powiadamiaja ludnosc i koniecznosci wypieprzania z cieplych betow i mowia dokad sie udac, a ze my od rana bez pradu, to pewnie by chodzili od domu do domu. Ubralam sie, poszlam na most sprawdzic jaka woda. Wysoka. Gorzej, bo na Trencie sa plywy, czyli nalezalo sie spodziewac, ze poziom wody wzrosnie z porannym przyplywem na M. Polnocnym, ale z drugiej strony nie wialo juz, a ten poziom wody spowodowany byl "cofka" od wiatru. Posiedzielismy male co nieco, w koncu poszlismy spac, wychodzac z zalozenia, ze jak cos to beda nam sie dobijac. No i sie dobili. Policjanci grzecznie nas uswiadomili, ze jedynie slusznym wyjsciem bedzie wypieprzanie z chaty bo Gunnes i Burringham (drugi brzeg rzeki, nizsze waly) juz plywaja, a nizsza czesc Keadby, tam gdzie kanal laczy sie z rzeka tez juz zalana i droga na Amcotts jest zamknieta. Nie zeby panika, ale co sie da wyniesc na pietro to wyniesc, laptopy i dokumenty spakowac, zapas pieluch, malemu cos do przebrania... Kotom jedzenie na pietro i w kilka misek, bo jak woda wejdzie, to moze stac... Schizowato sie zrobilo. Pojechalismy do Epworth, ale nie znalezlismy basenu, wiec zawrocilismy do Scun. Duza sala z parkietami do kosza, recznej itd - dziecko zachwycone przestrzenia i mozliwosciami bo jakas pani na wozku inwalidzkim, czyli mozna probowac pojechac pania, uchylone drzwi od magazynu ze sprzetem sportowym (kilka razy go stamtad wyciagalam), pan z radia z laptopem i tabletem (raczki tylko dwie, a sprzetu bronic trzeba, a w koncu ekipa z BBC z KAMERA. Wow! Duze, fajne i swieci! W sumie glownie zajmowalam sie lataniem za naszym dzieckiem i likwidacja szkod, a on kombinowal tylko co by tu jeszcze spieprzyc i jak sie go odstawilo od czegos, to radosnie ruszal do nastepnej "zabawy". Troche pogralismy w pilke, ale glownie biegal i kombinowal.
Carl nam zadzwonil, ze woda opada, ze mozemy wracac, wiec wrocilismy. Woda byla ze 100m od domu - waly podsiakly. Zalane jest boisko szkolne, szkola, ale na naszej ulicy spokoj. Woda opadla wraz z mijajacym przyplywem. Chyba juz bedzie dobrze. Jeszcze tylko poznosic wszystko z pietra.
Melduje, ze od przedwczoraj mielismy tu niezla wichure, wczoraj od rana prad wyszedl, a pozniej to juz bylo tylko coraz smieszniej. Juz wczoraj wieczorem zapowiadala sie ewakuacja. Kiedy Rajmund wrocil do domu, pradu jeszcze nie bylo, to on przyniosl wiesci, ze mozemy plywac. Malo tego, bedac w garazu dowiedzial sie, ze miejscowosci tuz nad Trentem sa ewakuowane, wiec pierwsze co, to polecial na kryty basen w Scun szukac nas. Okazalo sie, ze punkt dla Keadby jest na krytym basenie w Epworth, ale jak powiedzial, ze zona z dwulatkiem i w ciazy, to kobiety podzwonily. Kiedy okazalo sie ze nas nie ma, lecial do domu, niepewny co zastanie. Droga byla juz zamknieta, musial naokolo - autostrada na Doncaster i potem na stara droge do Doncaster. W efekcie wyjal mnie z lozka, haslem "zbierajcie sie, wyjezdzamy". Gdzie, cholera? W kazdym normalnym kraju, a Anglia pod tym wzgledem raczej normalna, jakies sluzby powiadamiaja ludnosc i koniecznosci wypieprzania z cieplych betow i mowia dokad sie udac, a ze my od rana bez pradu, to pewnie by chodzili od domu do domu. Ubralam sie, poszlam na most sprawdzic jaka woda. Wysoka. Gorzej, bo na Trencie sa plywy, czyli nalezalo sie spodziewac, ze poziom wody wzrosnie z porannym przyplywem na M. Polnocnym, ale z drugiej strony nie wialo juz, a ten poziom wody spowodowany byl "cofka" od wiatru. Posiedzielismy male co nieco, w koncu poszlismy spac, wychodzac z zalozenia, ze jak cos to beda nam sie dobijac. No i sie dobili. Policjanci grzecznie nas uswiadomili, ze jedynie slusznym wyjsciem bedzie wypieprzanie z chaty bo Gunnes i Burringham (drugi brzeg rzeki, nizsze waly) juz plywaja, a nizsza czesc Keadby, tam gdzie kanal laczy sie z rzeka tez juz zalana i droga na Amcotts jest zamknieta. Nie zeby panika, ale co sie da wyniesc na pietro to wyniesc, laptopy i dokumenty spakowac, zapas pieluch, malemu cos do przebrania... Kotom jedzenie na pietro i w kilka misek, bo jak woda wejdzie, to moze stac... Schizowato sie zrobilo. Pojechalismy do Epworth, ale nie znalezlismy basenu, wiec zawrocilismy do Scun. Duza sala z parkietami do kosza, recznej itd - dziecko zachwycone przestrzenia i mozliwosciami bo jakas pani na wozku inwalidzkim, czyli mozna probowac pojechac pania, uchylone drzwi od magazynu ze sprzetem sportowym (kilka razy go stamtad wyciagalam), pan z radia z laptopem i tabletem (raczki tylko dwie, a sprzetu bronic trzeba, a w koncu ekipa z BBC z KAMERA. Wow! Duze, fajne i swieci! W sumie glownie zajmowalam sie lataniem za naszym dzieckiem i likwidacja szkod, a on kombinowal tylko co by tu jeszcze spieprzyc i jak sie go odstawilo od czegos, to radosnie ruszal do nastepnej "zabawy". Troche pogralismy w pilke, ale glownie biegal i kombinowal.