Chyba przyszla kolej i na mnie
14maja obudziłam sie o 5:00 pelna niepokoju, zmeczona, wszystko mnie bolało po wczorajszym spacerze. Jednym slowem miałam dosc i chcialam zeby sie zaczelo.. M. sie obudził, pomarudziłam mu, popłakałam sie i w myslach mowilam do corci :"Michalinko, prosze Cie nie kaz mamusi tak długo na siebie czekać" Mineła może minutka i uslyszałam "pyk" i poczułam coś w dole brzucha. Wstałam, chlusnęło. Poszłam do łazienki, lało się po nogach, byłam zdziwiona i przestraszona bo wody były ciemno żólte, a nawet zielonkawe. Była 6:00. Weszłam do wanny, chciałam sie troche uspokoić i przygotować psychicznie, że to już. Nogi trzęsły mi się i cała dygotałam. Skurcze miałam co 10 minut. Wyjechaliśmy o 7:00. Byłam juz spokojna podekscytowana i szczesliwa.. Dojechaliśmy do szpitala w jakieś 20minut, skurcze miałam co 6minut. Wypełniliśmy szybko dokumenty, zbadali mnie, sprawdzili tętno dziecka. Przebrałam się, na wózek i na porodówkę. Podłączyli mnie pod KTG, skurcze co 2-3 minuty, po jakiś 40 min poszłam pod prysznic, co uśmierzyło ból. M. był cały czas ze mną. Skurcze miałam już co póltorej-dwie minuty. Dali mi piłkę i się na niej pokręcilam i poskakałam.. Dostałam kroplówkę z oxy, zastrzyk na GBSa i co jakiś czas robili mi masaż szyjki.. Co jakis czas pod KTG, i znow na pilkę.. Polozna pyta czy moze chcialabym znieczulenie. Mówię, że nie, jednak podczas skurczu sama zaczynam watpić. W koncu mowie ze tak.. Czekamy na anestezjologa. Znowu masaz szyjki, na znieczulenie juz za pozno- co mnie mimo bolu bardzo ucieszylo, o 11:40 miałam pełne rozwarcie. Przyszła lekarka, przygotowali łożko do pozycji siedzącej, przemy.. Ale malutka cały czas wysoko, mimo rozwarcia. Znowu leżeć.. Czułam parte, jednak przeć nie wolno.. Raz na jednym boku, raz na drugim, znowu na płasko.. Próbujemy znowu - przemy. Nie, głowka nadal za wysoko. Znowu na piłkę na jakies pół godziny. Cały czas czułam parte, co minutę. Znowu na łóżko, przemy co trzeci skurcz.. W końcu coś się zaczyna, lekarka mówi że jeszcze tylko troszkę.. Prę z całych sił, czuję podekscytowanie, mimo zmęczenia dostaję sił.. M. mówi, ze włosków nie ma za dużo.. Czuję kolejny przypływ sił. Kolejny party.. Czuję nacinanie, ale nie boli. Raczej czuję ulgę.. i kolejny.... i chlust.. Wody wypływają, czuję ciepło, i cały ból znika w jednym momencie. Kładą mi na brzuchu moją córeczkę, nie mogę uwierzyć, że to już.. Jest taka ciepła, duża, sliska, wyma****e raczkami i nozkami , za chwile zaczyna krzyczeć.. M. dostaje nożyczki, przecina pępowinę. Przytulam ją i całuję.. Jest 13:40.
Zabrali ją do zbadania, M. poszedł z nimi. Ja urodziłam łożysko, ale nie było kompletne i musieli mnie jeszcze wylyzeczkować. Do zszycia dali znieczulenie miejscowe, ale troche bolało. Jednak słysząc jak za scianą Michalinka daje okrzyki, lezalam z usmiechem na twarzy..
To najpiekniejsza chwila w moim życiu.. Cały czas ja wspominam. Uwazam ze porod naturalny to cos pieknego.. Mimo bolu, bo wiadomo że bolało.. I w moim przypadku ta druga faza 2godzinna, kiedy chcialam a nie mogłam przeć była najbardziej meczaca i niepokojąca czy bedzie wszystko dobrze, czy zdołam urodzic.. Jednak to uczucie chlusniecia i wyjscia dzidziusia jest poprostu nie do opisania! Warte kazdego bolu!
14maja obudziłam sie o 5:00 pelna niepokoju, zmeczona, wszystko mnie bolało po wczorajszym spacerze. Jednym slowem miałam dosc i chcialam zeby sie zaczelo.. M. sie obudził, pomarudziłam mu, popłakałam sie i w myslach mowilam do corci :"Michalinko, prosze Cie nie kaz mamusi tak długo na siebie czekać" Mineła może minutka i uslyszałam "pyk" i poczułam coś w dole brzucha. Wstałam, chlusnęło. Poszłam do łazienki, lało się po nogach, byłam zdziwiona i przestraszona bo wody były ciemno żólte, a nawet zielonkawe. Była 6:00. Weszłam do wanny, chciałam sie troche uspokoić i przygotować psychicznie, że to już. Nogi trzęsły mi się i cała dygotałam. Skurcze miałam co 10 minut. Wyjechaliśmy o 7:00. Byłam juz spokojna podekscytowana i szczesliwa.. Dojechaliśmy do szpitala w jakieś 20minut, skurcze miałam co 6minut. Wypełniliśmy szybko dokumenty, zbadali mnie, sprawdzili tętno dziecka. Przebrałam się, na wózek i na porodówkę. Podłączyli mnie pod KTG, skurcze co 2-3 minuty, po jakiś 40 min poszłam pod prysznic, co uśmierzyło ból. M. był cały czas ze mną. Skurcze miałam już co póltorej-dwie minuty. Dali mi piłkę i się na niej pokręcilam i poskakałam.. Dostałam kroplówkę z oxy, zastrzyk na GBSa i co jakiś czas robili mi masaż szyjki.. Co jakis czas pod KTG, i znow na pilkę.. Polozna pyta czy moze chcialabym znieczulenie. Mówię, że nie, jednak podczas skurczu sama zaczynam watpić. W koncu mowie ze tak.. Czekamy na anestezjologa. Znowu masaz szyjki, na znieczulenie juz za pozno- co mnie mimo bolu bardzo ucieszylo, o 11:40 miałam pełne rozwarcie. Przyszła lekarka, przygotowali łożko do pozycji siedzącej, przemy.. Ale malutka cały czas wysoko, mimo rozwarcia. Znowu leżeć.. Czułam parte, jednak przeć nie wolno.. Raz na jednym boku, raz na drugim, znowu na płasko.. Próbujemy znowu - przemy. Nie, głowka nadal za wysoko. Znowu na piłkę na jakies pół godziny. Cały czas czułam parte, co minutę. Znowu na łóżko, przemy co trzeci skurcz.. W końcu coś się zaczyna, lekarka mówi że jeszcze tylko troszkę.. Prę z całych sił, czuję podekscytowanie, mimo zmęczenia dostaję sił.. M. mówi, ze włosków nie ma za dużo.. Czuję kolejny przypływ sił. Kolejny party.. Czuję nacinanie, ale nie boli. Raczej czuję ulgę.. i kolejny.... i chlust.. Wody wypływają, czuję ciepło, i cały ból znika w jednym momencie. Kładą mi na brzuchu moją córeczkę, nie mogę uwierzyć, że to już.. Jest taka ciepła, duża, sliska, wyma****e raczkami i nozkami , za chwile zaczyna krzyczeć.. M. dostaje nożyczki, przecina pępowinę. Przytulam ją i całuję.. Jest 13:40.
Zabrali ją do zbadania, M. poszedł z nimi. Ja urodziłam łożysko, ale nie było kompletne i musieli mnie jeszcze wylyzeczkować. Do zszycia dali znieczulenie miejscowe, ale troche bolało. Jednak słysząc jak za scianą Michalinka daje okrzyki, lezalam z usmiechem na twarzy..
To najpiekniejsza chwila w moim życiu.. Cały czas ja wspominam. Uwazam ze porod naturalny to cos pieknego.. Mimo bolu, bo wiadomo że bolało.. I w moim przypadku ta druga faza 2godzinna, kiedy chcialam a nie mogłam przeć była najbardziej meczaca i niepokojąca czy bedzie wszystko dobrze, czy zdołam urodzic.. Jednak to uczucie chlusniecia i wyjscia dzidziusia jest poprostu nie do opisania! Warte kazdego bolu!