reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

opowieści z porodówki

Chwila ciszy, może wreszcie uda mi się napisać moja porodówkową opowieść...

Środa, 11.05 - 6 dni po terminie.
Szantażuję moja Zosię, że jak się nie urodzi do niedzieli (Zimnej Zośki), to prezentu nie dostanie ;-). Decydujemy z M, że wywołujemy nasza Zośkę - ruszyliśmy na spacer z kijkami. Godzina szybkiego marszu - szło mi sie rewelacyjnie, a normalnie chodziłam jak żółw ociężale... M ledwo nadążał biegać za mną i pstrykać historyczne fotki. Byłam swego rodzaju atrakcją dla przejeżdżających pobliską obwodnicą aut - "brzuchtka" z patyczkami:-D:-D:-D
Po spacerze upiekłam ciasto kawowe, bo w końcu mogłam już wreszcie dostarczyć sobie troszkę kofeiny...
Wizyta w toalecie - odszedł krwisty czop śluzowy - pierwsza myśl - zaczyna się:szok:
Ale ogólnie spokój. Około 20 zauważyłam, że skurcze stają się odczuwalne (bo te bezbolesne miałam już od kilku miesięcy) i systematycznie się pojawiają (co 15 minut). No nic. Spokój. Herbatka i świeże ciacho przy świecach :biggrin2:. Około 22 zdecydowałam, że kładę się spać, bo może wszystko jeszcze przejdzie - nie ma co panikować, trzeba wypocząć. Ale zasnąć już nie mogłam, skurcze stawały się coraz bardziej dokuczliwe i pojawiały się co 13-15 minut. Wstaję i biorę ciepłą kąpiel - myślałam, że skurcze sie wyciszą, ale nasilają się - pojawiają się co 5 minut regularnie. Budzę M. Czas iść do garażu po auto. Skurcze coraz silniejsze, co 3-4-5 minut. Decyzja - jedziemy! W szpitalu byliśmy o 3 nad ranem. Zaglądam do pokoju położnych i mała załamka - ta położna, której nie chciałam - spotkałam ją wcześniej przychodząc na zapis Ktg... Zaczęło się - wypełnianie dokumentów, przebieranie, badanie przez lekarza - wtedy odeszły mi wody - ale niewiele, USG - z małą wszystko w porządku, ale rozwarcie tylko na 2 cm:-( byłam tą wiadomością podłamana, stwierdziłam, że będę rodzic cały dzień...
Lewatywa, golenie :confused2: i na porodówkę na Ktg (3.20). No i leżałam tak i leżałam zwijając sie z bólu. Ale myślę sobie, że to Ktg kiedyś się skończy wreszcie i pochodzę sobie...M był ze mną oczywiście. Położna zdążyła nas wyśmiać słysząc, że chodziliśmy do szkoły rodzenia:crazy:, bo początkowo w skurczach źle oddychałam - z tego wszystkiego za szybko, więc stwierdziła, że się przewentyluję i zemdleję:sorry2:
Nie była niemiła, ale miła też nie... No i o 7 rano zmiana - weszła położna - anioł:tak: - nawet anielski głos miała, taki miły i spokojny:tak:Nigdy jej nie zapomnę:-D. Pozwoliła mi wreszcie wstać, usiąść na piłce, ale przyznam, że niewiele mi to pomogło, bo wówczas szwankował zapis Ktg i dociskali mi z M do brzucha ten czujnik - i bolało mnie jeszcze bardziej:sorry2:. Więc wróciłam na fotel i tak już do końca musiałam na nim leżeć:crazy:. W trakcie tylko musiałam obrócić sie na bok, żeby mała dobrze się ułożyła. Ogólnie ból był dla mnie nie do zniesienia! Nie wiem jak to przeżyłam. Ratowała mnie obecność M - jego pomocna dłoń, uspokajające słowa, przypomnienia o oddechu, łyk wody... wiedział, że w skurczu nie ma mnie głaskać, ani mówić do mnie, bo mnie to wkurza dodatkowo... Ogólnie w pierwszej fazie porodu byłam jak w amoku - nie wiem jak płynął czas, pomimo, że zegar miałam przed sobą, wszystko było mi jedno co ze mną robią, kto wchodzi, czy wychodzi... byłam tak zmęczona, że nie miałam siły oczu otworzyć i podciągnąć sie wyżej na fotelu. W tle tylko słyszałam M i głos położnej - anioła;-). W pewnym momencie lekarz mnie zbadał i chyba chciał zrobić masaż szyjki - nie wiem, ale tak strasznie mnie zabolało, że podskoczyłam cała! Widziałam, ze sam się przeraził i kazał od razu podać mi Tramal. Później miałam lęki gdy stawał w drzwiach, ale już mnie nie dotykał:sorry2:. Podłączyli mi oksytocynę. No i nadeszły parte - ciężko było się powstrzymywać przed parciem. I 2 faza porodu - parcie. Niestety wówczas skurcze się wyciszyły:sorry2:położne kazały mi czekać na najsilniejszy skurcz, ale takowy nie nadchodził... wszedł inny lekarz i stwierdził, że z takimi skurczami, to nie urodzimy:szok:załamał mnie tym. Decyzja położnych - przeć przy skurczu, jakkolwiek silny (słaby) będzie. Pojawiła się jeszcze jedna znana mi położna, więc obsługa super:biggrin2:. Nauka parcia ze szkoły rodzenia też bardzo mi pomogła:tak:. No i prę - nagle ból - wypuszczam powietrze zdezorientowana... nacięli mnie:sorry2: Zosia była kruszynką (2700g, 52 cm), ale widocznie stwierdzili, że z takimi skurczami będzie mi ciężko. Po 1h20min drugiej fazy porodu Zosia była już z nami (9.50). Druga faza porodu to pestka w porównaniu z pierwszą! Malutka była śliczna!!! Szybko ja zawinęli, dali mi do ucałowania i zabrali... :-(bo była wyziębiona, miała sine rączki i trzeba było szybko ją dogrzać. Ale M był z nią, więc o tyle byłam spokojniejsza. Końcówka porodu, to euforia. Rodzenie łożyska, oglądanie jego zwapnień, pogawędka z położnymi, później z lekarzem zszywającym ranę. Obserwacja dwugodzinna - całe zmęczenie minęło - zapanowała wielka radość!!!:-D:-D:-D Dali mi 2 kroplówki z glukozą. M był z małą i przybiegał do mnie ze zdjęciami - byłam przeszczęśliwa!!!

Pomimo, że poród był ciężki, nie był dla mnie na szczęście traumą. Wyjeżdżając z porodówki powiedziałam: "Żegnam porodówkę... na jakiś czas ;)"

A M stwierdził, że mógłby być ginekologiem ;), położne widząc jego opanowanie wszystko mu pokazywały: „Proszę spojrzeć, widać już główkę” Pępowiny nie przeciął, bo wszystko działo się tak szybko, że nawet o tym nie pomyśleliśmy. Jako mąż i tatuś spisał się na medal!
 
Ostatnia edycja:
reklama
Lepi, wychodziłaś swoje z tymi kijkami, nie ma co:) Super, że trafiłaś na fajną obsługę, która Ci pomogła w tym niełatwym czasie. No i taki wspierający chłop to prawdziwy skarb, tylko pozazdrościć:)
 
Czas w końcu i na moją opowieść.. :)

19.05 - 4 dni po terminie - stwierdziłam, że pojadę do szpitala na KTG, tym bardziej, że z tym moim ciśnieniem w ostatnim miesiącu nie było za ciekawie. Na izbie Panie o dziwo bardzo miłe, lekarka przyjął mnie po dosłownie 15 minutach, zmierzył ciśnienie i uwaga - 160/90 - po czym powiedziała że z takim ciśnieniem to oni mnie do domu nie wypuszczą. Zbadała mnie jeszcze na fotelu i okazało się, że mam 1,5cm rozwarcia - sama nie wiem jakim cudem to rozwarcie skoro ani mi czop nie odszedł ani żadnych innych objawów. Chcieli mnie od razu na porodówkę położyć, ale okazało się że wszystkie miejsca zajęte. Kazali mi się przebrać w piżamę - tylko że ja nawet torby ze sobą nie wzięłam. Mąż pojechał po torbę do domu - po drodze zepsuł mu się samochód, w takim momencie, to dopiero pech! Dali mi szpitalną piżamę i szlafrok i zabrali na patologię ciąży. Tam kolejne badanie, wywiad, i czekanie na łóżko.

Na patologii dostałam leki na nadciśnienie o 6 i 15 podłączali mnie na 45 min pod KTG - ale się osłuchałam serduszka :). Następnego dnia o 8 obchód. Przyszedł Pan ordynator, kazał po obchodzie przyjść na badanie. No więc poszłam. Kolejne badanie na fotelu, po którym dowiedziałam się - WYWOŁUJEMY! . Serce podeszło mi do gardła, że to juz.. Tyle na to czekałam.

O 10 podłączyli mi pierwszą kroplówkę z oxy, byłam podłączona pod KTG, skurcze były ale dosyć nieregularne, choć odczuwalne coraz bardziej. Po 30 min KTG pozwolili mi chodzić - ale ulga! Mąż cały czas jest ze mną, przywiózł mi nawet kwiatki :)

O 13 kolejna dawka oxy i 45 min KTG.. Skurcze bardzo silne i bolące. Zabierają mnie na porodówkę. W tym momencie mąż dostaje telefon z pracy, że zabrał klucze, więc musi jechać.. Ja tylko modlę się żeby zdążył wrócić. Porodówka super.. Wyremontowana, prysznic, kibelek naprawdę super.

Jest godzina 14 mam 3cm rozwarcia, skurcze bolą jak jasna cholera. Przychodzi Pani doktor. Przebija pęcherz płodowy, upuszcza wody. Mąż przyjeżdza więc jest dobrze :) Skurcze już nie do wytrzymania.. Skąd ja wzięłam na to wszystko siły to sama nie wiem.. Godzina 15 mówię mężowi że ma iść po położną bo czuję, że muszę przeć. Położna przychodzi zdziwona, że to już - bada mnie i okazuje się, że już pełne rozwarcie.

Zaczynamy drugą fazę. Położna cudowna kobieta.. Mogłam wstawać, leżeć na boku na plecach, w pozycji kolankowo-łokciowej.

No i przemy. Parłam z całych sił. Maż obmywał mi twarz, robił mi zimne okłady. Położna powtarzała że super mi idzie. Po 1,5 godzinie skurcze zaczęly słabnąć i musieli mi pomóc. Położna spytała, czy godzę się na nacięcie krocza - zgodziłam się. Nacięła mi je - nic nie poczułam. Zlecieli się lekarze. Lekarka - ta z izby przyjęć mówi mi że mamy dwa wyjścia - kleszcze albo ona pomoże mi wypchnąć Malutką. Wybrałam to drugie bo mówili że to podobno bezpieczniejsze dla dziecka.
Lekarka dosłownie położyła mi się na brzuchu i w trakcie skurczu ja parłam a ona wyciskała swoim cięzarem Małą. To było straszne.. Strasznie się bałam o swoją córcię. Na szczęście po dwóch skurczach wyszła..

Położyli mi ją na brzuszku.. Ja ze szczęścia nie mogłam powstrzymać płaczu.. Była taka malutka i ciepła. Mąż przeciął pępowinę. Po jakiś 5 minutach zabrali ją na badanie - mąż pojechał razem z nią. Ważyła 3530g i 58 cm długa. Mnie w tym czasie zszywali.

Potem na 2 godzinki zabrano nas na salę poporodową. Po porodzie trzęsłam się jak galareta. Cudowna Pani położna okryła mnie kocem, zrobiła ciepła herbatke i kanapki. Naprawdę cudowna kobieta.

Naszej Córeczce było chyba dobrze w brzuszku i wcale jej się nie chciało wychodzić. Wynikiem tego wyciskania jej sa niestety dwa krwiaczki po obu stronach głowki. Podobno mają się same wchłonąć. Po 3 dniach wyszłyśmy do domu :)

Nie wiem czy wszystko opisałam, ale tyle się wtedy działo.. Po porodzie został tylko ból naciętego krocza. Poza tym o tamtym bólu się nie pamięta.
Uśmiech dziecka wynagradza wszystkie bóle :)
 
jolka, brawo , dzielna z Ciebie dziewczyna! mam nadzieję, że szybko zagoi Ci się rana i będziesz mogła cieszyć się córcią
tylko to wyciskanie małej z brzuszka, jakoś mnie przeraża, ale i tak samo kleszcze itp
 
Ostatnia edycja:
jolka bylas naprawde dzielna:-)ja w czwartek mam miec test oksy a potem chyba wywolywanie, ale Twoja historia mnie pocieszyla:-)
 
reklama
To może i ja w końcu się zbiorę i opisze jak to było z Nami:


Skurcze co 7 minut zaczęły się u mnie w piątek o 22.08 a w szpitalu byłam już od czwartku i uskuteczniałam szybkie spacery po korytarzach :tak::-) Potem zaczęły być co 5 min było jeszcze przed północą rozwarcie miałam na 2-3 cm położne jeszcze prosiły czekać i spróbować się położyć przespać tak też zrobiłam, nie wiem czy spałam ale wiem że ok 1 w nocy wystartowałam z łóżka jak proca wprost do umywalki bo zrobiło mi się okrutnie nie dobrze , przyszła położna i mówi idziemy się badać i wow rozwarcie 5-6 cm biegiem na porodówkę , ja za tel i dzwonię do męża aby organizował opiekę na Szymkiem i czym prędzej przyjeżdżał bo to JUŻ!Poszłam na porodówkę przywitałam się z położnymi i wróciły mnie na lewatywę bo poprosiłam. Ok ulżyłam sobie była już 1.30 człapię powoli z powrotem na porodówkę patrzę mąż już czeka uff ulżyło mi. Pierwsze co położyłam się i podłączyli KTG , a ja zwijałam się z bólu. Po KTG zbadały mnie i stwierdziły że mały jeszcze wysoko i że muszę podczas skurczu ruszać biodrami na boki , tak więc robiłam ale przy tym krzyczałam z bólu mniej więcej tak " Jejciu prosze już o koniec , syneczku wychodź " a one mnie podziwiały że nie które kobiety butów w ciąży nie potrafia już zawiązywać a ja tak kręce biodrami na boki i góra dół ;-) mąż biedny pomagał jak mógł głaskając i pocieszając. Potem połozyłam się na łóżku zbadały i stwierdziły że mały idzie głową w prawy bok więc ułozyły mnie na boku z podkuloną nogą aby łatwiej mu było shcodzić w dół i tak też przeleżałam kilka skurczy , potem kolejna zmiana przodem do łóżka z nogami maksymalnie w bok bolało coraz mocniej i stwierdziły że dla relaksu długi prysznic i najlepiej aby się troche pomiziać aby przyśpieszyć całą akcję uff pragnęłam już tego ukojenia wodą , usiadłam ale było mi nie dobrze a mąż do mnie tylko nie zwracaj bo z miziania nici hehe przyjemniaczek, mi nie w głowie było się miziać ale zwracać też mi się odechciało :-D , siedziałam tak a mąż polewał mnie wodą a jęczałam raz z przyjemności a raz z bólu ale niestety musiałam w końcu wyjść. Wtedy znowu zaoferowano mi abym chodziła jak bocian czyli kolanko do góry i potem na bok - o matusiu jak to bolało ! Badanie nagle trach poszły wody a ja szczęśliwa bo już tak bliziutko , zlazłam z łóżka i mówię o raju zachciało mi się kupę a one na mnie takim wzrokiem dziwnym myślę sobię co jest nie mogę i mówię proszę ja muszę do toalety a one że nie mogę a ja no to trudno zrobię tutaj bo nie wytrzymam a one spoko nic sie nie martw ale ja sobie mysle no jak to bez jaj kurde no ale nic kazały złapać się męża za szyję przodem do niego i robic tą kupę no to ja dawaj prę z całych sił a tu nic zero nic nie leci hehe ja głupia myślałam że mi się chcę a to już parte miałam ;-) za chwilę połozna się pyta Damian dasz radę a on tak dam i wtedy kazała mi się obrócić do niego tyłem złapać za kark i mocno przeć a on podtrzymywał mnie pod piersiami wokół całego brzucha mocno zaparty o podłogę a one rozłożyły się ze wszystkim na podłodze i tak przy drugim parciu mówią Kaśka widać już główkę chcesz dotknąć a ja mówię nie wiem ale pcham tam ręke i czuje, w tym czasie mąż miał chwilkę na odsapnięcie, i wtedy przypływ nowych sił 3 czy 4 parcia i malusi był już po tej stronie :-) godz. 3.50 od razu usiadłam sobie na tej wyściełanej podłodze dały mi maluszka i mówią patrz Kasia jakie cudeńko a ja taka szczęśliwa dziękowałam im po sto kroć za cały poród , mąż w tym czasie uruchomił tel i zaczął nagrywać a ja tak siedziałam sobie tuląc maluszka chcialam go nawet przystawic do piersi ale nie chcial jeszcze , pępowina przestała tętnić zrobiły zacisk mąż dumnie przeciął nadal w drugiej ręce trzymając aparat i kręcąc. tacie kazały zdjąć podkoszukę i usiaśc wygodnie i dały mu malca golusienkiego okryły go tylko troszke i tak sobie siedzial z nim dumny i szczęsliwy.a ja byłam opatrywana juz na łóżku.


ehh mam nadzieje ze da sie cos z tego zrozumieć ale uwierzcie
mi bardzo mi ciężko opisać słowami co tam się działo ale było cudownie za sprawa dwóch kochanych położnych które Nam sie trafiły! :-)
 
Do góry