Napiszę i ja
W pt 27 grudnia poszłam na ktg, po którym lekarz stwierdził, że zapis jest nieprawidłowy (wydaje mi się, że zrobił to trochę po złości, bo wcześniej miałam z nim spięcie, no ale mniejsza o większość).
Dostałam skierowanie do szpitala. Leżałam na Inflanckiej w Warszawie (oddział patologii SUPER, świetne położne i lekarze). Tam przez wszystkie dni, wszystkie zapisy ktg były ok.
Wieczorem 30.12 ok. 18 dostałam skurczy, był u mnie akurat Mąż i śmiałam się, że będzie wracał w nocy do mnie. M pojechał, a ja spacerowałam sobie po korytarzy, kucając, albo kładąc się na ściany podczas skurczy
ok 23 położna zawołała lekarza, który stwierdził, że ruszamy na porodówkę, bo mam 6cm rozwarcia
Zadz po Męża, na porodówce przywitała nas bardzo sympatcyzna położna. Najgorsze było to, że chciała mieć mnie podłączoną do ktg i kazała z nim leżeć...;/
Ok. 2 miałam chwilę zwątpienia i poprosiłam Męża, żeby poszedł po położną, bo chcę znieczulenie. Położna mnie zbadała i powiedziała, że mam 8 cm rozwarcia, ale oczywiście mogą dać mi znieczulenie jeszcze. Doszłam do wniosku, że nie chcę, bo pewnie spowolni akcję, a jak mam 8 cm to już bliżej jak dalej...
I przyznam szczerze, że trochę się bałam
W między czasie odeszły mi wody, a więc wszystki szło pięknie...skurcze, rozwarcie, wody... Do czasu..,
Położna wyzła i powiedziała, że wróci za 15 min i zobaczy jak sytuacja. Po godzinie Mąż poszedł i wrócił z inną (położna pierwsza zagineła). Położna druga była obrażona na cały świat i chyba koleżankę nr 1, że zaginęła.
Tak czy siak po zbadaniu okazało się, że mam pełne rozwacie. Po kilku partych okazało się, że Młody wcale się nie spieszy...
Poszła po lekarkę, która tez kazała mi trochę przeć i coś między sobą szeptały i poszły.
Na ktg zaczęło trochę skać tętno (jak się okazało później wskakiwały tam też moje wartości).
Lekarka zadz po szefa dyżuru, który badał mnie wczesniej na patologii, bo Młody nie schodzi w kanał i to lekarz musi zdecydować co dalej...
Ten kazał mi trochę przeć i mówi, że jak za pół godz nic się nie zmieni to cc... Po tym czasie okazało się, że Młody zszedł niżej, ale ustawił się po skosie, więc i cc odpadało.
Zapytali czy wyrażam zgodę na vacum. Zgodziłam się. Na czas vacum lekarz wyprosił Męża z sali.
Wsadzili mi ten cały próżnociąg, kazali przeć, a On wyciągał. Odrazu po tym zawołał M i dał Mu przeciąć pępowinę
Tak więc ost faza porodu trwała 2,5 godz i była okropna... Ale jak to mówią - zapomina się ten ból
Pamiętam, że jak dali mi Młodego to pierwsze co zapytałam to czemu On nie płacze
Ale za chwilę zaczął
Super było to, że dali mi go odrazu na pierś, potem zabrali dosłownie na chwilkę na zważenie i oddali, gdzie na sali porodowej we trójkę byliśmy przez 3 godziny!
Ogólnie gdybym miała wypowiedzieć się o szpitalu na Inflanckiej to:
oddział patologii SUPER
porodówka mam mieszane uczucia, bo położna nr 1 fajna, ale dziwna sytuacja z nią wyszła, położna nr 2 fatalna. Za to super lekarz, który naprawdę mnie wspierał i wszystko tłumaczył!
Wszysko po porodzie było ok, więc pewnie i ja mam akie podejście, ale gdyby nie daj Boże cokolwiek było nie tak, to pewnie bym klęła położne, że mało reagowały
opieka poporodowa spoko
Położne nie były jakies wylewne, jeśli chodzi o przekazywanie informacji
ale wystarczy podejść, poprosić i wtedy służyły radą i pomocą.