reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Opowieści z porodówek - czyli na wieczną pamiątkę

ja się podpisuje obiema rączkami pod Inflancka jeśli chcesz mieć warunki jak "Leśna Góra" i sale poporodowe 2osobowe z wc i nowoczesne sale porodowe :)
 
reklama
To i ja się pochwalę :tak:

Przez całą ciążę widziałam swój poród przez pryzmat koszmarnego pierwszego porodu , a potem co gorsza cesarskiego cięcia , które od momentu kiedy pojawiło się przodujące łożysko wisiało nade mną aż do ostatniego dnia ...

W niedzielę rano wzięliśmy się za mycie okien tzn mąż mył a ja prasowałam firanki , potem obiadek i pojechaliśmy do szwagra . Wracając weszliśmy do Piekar na ostatnią mszę i do kauflandu. Nic specjalnie się nie działo , kilka skurczy przez cały dzień ....ale dziwnie chciało mi się spać dosłownie padałam na twarz ....

O godzinie 1:30 poszłam się napić i siusiu , po czym zasnęłam odrazu. Ok 1:40 poczułam dziwne ciepło , i tak na pół przytomna myślę przecież byłam sikać , niemożliwe żebym się zsiusiała :baffled: zakryłam ręką krocze i zeskoczyłam znaszej nowiutkiej ka apy i coś się polało , niedużo tak pół szklanki , różowe wody ...trochę przestraszył mnie kolor , ale czytałam kiedyś że takie mogą być . Zawieźliśmy młodego do mamy i o 2: 50 byliśmy w szpitalu ... najpierw ktg , potem badanie , potem usg i na porodówkę ...

Od 4 zaczęły się pojawiać skurcze ale delikatne , ok 12 miałam pełne rozwarcie , ale głowa była bardzo wysoko i nie mogłam przeć , ostatnie badanie , podczas którego odeszły wody które zostay , potem to już expres był ;) położna nie zdążyła się przebrać , wszyscy krzyczeli że mam nie przeć ! tylko jak ? jak czułam że muszę ? i po 3 skurczach partycz urodziłam !

Byłam dumna z siebie jak nie wiem , było tak jak chciałam , bez leków i nawet bez znieczulenia o którym kiedyś marzyłam ... z moim ukochanym , słuchaliśmy świątecznych piosenek i muzyki relaksującej , przytulał , całował , pomagał , brałam prysznic , skakałam na piłce , jadłam , piłam i robiłam co chciałam. Obydwa porody odebrała mi ta sama położna ! mimo że poród był w dwóch różnych szpitalach .Każdej mamie życzę takiego porodu !
 
U mnie w sumie nic nadzwyczajnego bo cc bylo planowane.W niedziele 24 wstawilam sie w szpitalu,zrobili ktg,zbadali i od polnocy nic nie jesc i nie pic.Cala noc nie spalam,cholernie sie denerwowalam.Z rana powiedzieli,ze jestem 3 w kolejce przyniesli koszule i ponczoszki i przed 9 rano kazali byc w tym juz.Umylam sie,przebralam i dalej czekalam...nerwy siegaly zenitu az w koncu po 10 wzieli mnie na gore.Tam zas ktg,kroplowki i przygotowanie do cieia mialo to trwac niecale pol godz ale sie przeciagnelo.W koncu wyladowalam na sali to wkluc sie nie mogli :szok: Przy 3 probie przeszedl mnie prad i kopnelam lekarza stojacego przedemna :-D anestezjoog stwierdzila,ze przynajmniej wie,ze jest w dobrym miejscu potem ciepelko i juz pomoc przy kladzeniu sie na lozku.To czego nie mialam 7 lat temu to koc grzewczy na ramionach-fajowa sprawa.W koncu zaczeli ,byl maly problem bo Raphael byl wysoko i musieli mi nacisnac na brzuch :baffled: ledwo wtedy oddychalam a w koncu o 11:49 uslyszalam malego :-) Przetarli mu buziale i pokazali nad parawanem..zabrali...Wtedy sie zaczelo zamiast powoli konczyc i szyc to wszystko sie przeciagalo,zaczeli ciszej gadac.Anestezjolog probowala mnie zagadywac,wypytywala o rozne rzeczy co jakis czas mowiac co sie dzieje.Malego caly czas slyszalam obok,darl sie w nieboglosy.Uspokoilam sie dopiero jak z nim przyszli,lekarka mowila ,ze wszytsko z nim wporzadku polozyla mi go przy twarzy i tak sobie lezelismy wtedy juz nie myslalam co robia za parawanem.W koncu zabrali go i powiedzieli,ze jak wyjade z sali to mi go przyniosa i wtedy zobaczylam zegarek....byla 13! Dopiero po wszytskim dowiedzialam sie,ze macica kurczyc sie nie chciala i doszlo do krwawienia.Zostawili mi dren i wyciagniecie tego cholerstwa bylo koszmarem ale to juz inna bajka.Przewiezli mnie na normalna porodowke-tu piekne jednoosobowe pokoje z gwiazdami na suficie z ledow i przyjaznymi kolorami przyniesli mi Raphaela .Dowiedzialam sie ile wazyl,mierzy i wszystkiego co byli w stanie sprawdzic ,przystawila do piersi na chwile a potem tak zostalismy (ja naga on w pampku) przykryci koldra przez 3 godz.Brakowalo mi tylko meza i denerwowalam sie bo kolo 14 mialam byc na dole a tu wychodzil,ze bede po 16 i nie wiedzialam czy meza poinformuja...A telefonu oczywiscie na gorze nie mialam.Po 15 polozna sie spytala czy przyniesc mi tel,poinformowac kogos ale wtedy juz stwierdzilam,ze za niecala godz bede na dole to juz sama dam znac.Noc zas byla nieprzespana bo za goraco,bo pic mi sie chcialo,bo co chwla przychodzili mierzyc mi cisnienie ,temp i sprawdzac inne rzeczy.Rano wstalam,umylam sie i chodzilam z "babka choinkowa" tak nazwalam zbiornik na koncu drenu bo byl okragly z twardego plastiku...od ktorego mnie uwolnili w srode -wtedy zobaczylym wszystkie gwiazdi na niebie w bialy dzien,dwie babki mnie trzylamy jedna uspokajala a lekarka przepraszajac wyciagala to cholerstwo.Dopiero po wyciagnieciu tego cholerstwa i mega wielkiej dawce przeciwbolowych lekow zaczelam czuc sie swietnie.Pozniej juz bylo tylko lepiej :tak:
 
a więc tak. 20.12 o 22:00 siedziałam sobie i przeglądałam sobie coś tam w internecie, poczułam tak jakby mi coś kapnęło, ale jakoś się tym nie przejęłam, za chwilę znowu to samo, wstałam a tam się ze mnie polało jak nie wiem, jakbym sikała ale nie mogłam tego wstrzymać. Biegiem do mamy, mówię, że wody mi odeszły, szybkie ubieranie, mama w większych nerwach niż ja, ubrana, z torbami w samochodzie jedziemy do szpitala. Coś chwilę po 22 przyjęcie na oddział, KTG, wywiad, badanie, rozwarcie na opuszek palca. No to nic, zostałam na oddziale i czekamy, mówiły położne żebym spać próbowała, ale się nie dało, o 23 zaczęły się skurcze nie mocne, ale jednak. A ja na dobre grałam na telefonie leżąc w tym łóżku :-D o 2 przyszła położna pyta jak tam, mówię, że mam dośc mocne skurczem zbadała mnie 3cm rozwarcie.. zabrała mnie na porodówkę, tam znowu KTG i tak leżałam sobie, skurcze coraz częstsze i mocniejsze, o 4 myślałam już, że zacznę chodzić na kolanach, a tu dopiero 6cm.. ale prysznic piłka, prysznic piłka troszkę pomagało, szczególnie ciepła woda. w pewnych momentach łzy mi leciały same z bólu, a najlepsze było to, że ja zdychałam prawie a na KTG żadych skurczy.. A ciagle sprawdzanie rozwarcia doprowadzało mnie do szału, tak bolało.. przemęczyłam sie tak do 8, jak już miałam 9cm, wtedy się zaczęło. Badanie, oksy, szyjka z tyłu, główka nie może się wstawić w kanał. Położna na skurczach trzymała mi szyjke a ja miałam przeć.. Widziałam wszystkie gwiazdy, a słyszała mnie cała porodówka chyba :-D w końcu jak główka wstawiła się w kanał, ja miałam za krótkie skurcze czasem w ogóle ich nie miałam i przeć prawie nie mogłam, co się namęczyłam, żeby przedłużać. chyba z 10 razy parłam, żeby urodzić, a miedzy czasie zagadywałam babki na sali, co się ośmiały ze mnie, a ja ze zmęczenia i z wrażenia gadałam głupoty :-D w końcu wzięłam się za siebie, wzięłam powietrze, zamknęłam oczy poczułam nacięcie (nie cały 1cm) i na świat przyszła Natalka :tak: Położna położyła mi ją na brzuchu, pierwszy dotyk, chwila z Małą i zabrały ją do sprawdzenia. A na mnie czekało jeszcze łożysko.. Pomijając fakt, że zero skurczy, naciskanie na brzuch, szczypanie sutków, i prawdopodobieństwo, że się nie odkleiło to mogłoby być :-D Później szycie, 2h na porodówce i przeszłam na sale, ogarnęłam się, chwilę odpoczęłam i zabrałam Małą do siebie. Szczerze, to ze zmęczenia nie pamiętam tego bólu. ale wiem, że okropnie bolało. Inne dziewczyny po 2 godziny rodziły ze wszystkim, i mało boleśnie, a ja..
mam nadzieję, że będzie teraz tylko lepiej :tak:
 
to ja bo mam chwilke..

z 17 na 18 w nocy zaczeły się malusienkie delikatne skurcze co 10 min...ale przeszły aż do rana...gdzie były znowu co 10 min...czułam że to chyba nastąpi tego dnia...małego D odprowadził do klubiku po czym wrócił i skręcał szafe wnękową a ja liczyłam czas między skurczami...ciągle co 10 min ale już konkretniejsze...co skurcz to ja małe "ałaaaa" a D ledwo skręcał szafę hahah

o 15 jakoś tak rozmawiaam z tesciową i juz czułam bóle...po 16 D poszedł po małego a jak wrócili to juz był plan dzwonić po taksówkę...bo sie kuliłam...około 18 zadzwoniłam po taxi.Bóle już bolesne ...o 18 byłam punkt w szpitalu na izbie przyjec...juz się kuliłam...a tu dane wypełnić itp...potem do szatni ciuchy oddać wierzchnie...ledwo co buty zdejmowałam,sztniarka mi pomagała...skurcze co 3 minuty nie do wytrzymania...sanitariusz mnie wiezie na wózku na porodówkę...ledwo siedzę ale zartuję z nim po wstaniu z wózka ze jakby co niech łapie...przychodzi połozna i znowu papierologia ale najpierw na fotel...patrze czop odleciał...i ktg które coś szwankowalo...patrze na piłce skacze dziewczyna juz na wykonczeniu...jebie mężą ostro bo ma dosy ć...ja ledwo siedze na fotelu przy ktg i mowie ze juz nie wytrzymam

znowu fotel...i na łożko obok tej dziewczyny mały parawan nas dzieli ...jestem zła od razu...ale mam takie bóle ze juz mi wszystko jedno czy sie gapią czy nie...połozna stara ale wydaje sie w porządku...druga nie wiem kto to czy pielegniarka czy kto trzyma głowę...ból jest straszny nogi mi jakos dziwnie ułozyły....no i o 18:55 urodziłam...od razu go dali malusi sliczny pepowiną okrecony 2 razy ale szybko odwinęła i zaczał krzyczeć :-)


no i...

po prawie 3 h zawiezli na sale miały france zmiane o 19 wiec mnie zostawiły dluzej...bez zadnych info o Filipku!!!

około 22 go przywiezli do mnie na salę...

jakos o 1 w nocy zaczynam czuć okropny ból w kroczu- a zapomniałąm dodac nie nacinała mnie i nie pękłam...po porodzie przy ordynatorze stwierdziła ze nie ma nic do roboty...sie ucieszyłam nawet...

ból narastał strasznie...pielegniarka od noworodków zawołaął połozną...po czym ta stwierdził ze wszystkie kobiety rodzą ze ona nic nie widzi dała mi ketonal...który ***** pomógł..do rana lezałam na wpół zgięta na łożku...rano obchód...w kroczu powiększenie...dali mi rivanol...na następny dzien miaąłm krwiaka wielkości pięści chłopa...myslalam ze umrę ...wyłam z bólu...ranny obchód doktor gały wywalił ...potem poszłam bo usiasc sie nie dało do gabinetu...i decyzja doktora ze to trzeba zredukować bo jakies naczynko pęklo...narkoza i na stół...

koszmar nad koszmarem ...dobrze ze to drugie dziecko bo Filip by był jedynakiem...wyszłam dopiero w poniedziałek...
 
na pocieszenie dla tych, które czeka jeszcze wywoływanie ;-)

u mnie trzeci poród był bliźniaczo podobny do drugiego :tak:
na równe 39 tyg pojechałam do swojej gin na dyżur do szpitala ... w razie 'W' wzięłam torbę, a M miał dojechać prosto z pracy ...
KTG wyszło ładne, rozwarcie na 2 palce, szyjka miękka ... i pytanie czy czekam, aż się samo zacznie, czy zostaję na wywołanie ... decyzja była oczywista - zostaję :tak:
pierwszą ciążę przenosiłam prawie 2 tyg, pod koniec właściwie codziennie jeździłam na KTG, aż w końcu okazało się, że nie ma wód, przepływy są złe i trzeba było natychmiast wywoływać ...
nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki, więc drugi poród wywoływaliśmy w terminie ...
teraz też wolałam wywołanie niż poród z zaskoczenia, zwłaszcza, że M w pracy a ja codziennie odwoziłam i przywoziłam dwójkę małych dzieci ...

tak więc ok. 16 zostałam przyjęta :tak: na początek poczęstowali mnie antybiotykiem ze wzglęgu na GBS ... później wszystkie formalności, lewatywa, KTG ... i koło 18 dostałam OXY ...
zaczęły pojawiać się skurcze, ale lekkie i dość krótkie ... o 19 przyszła zmiana i dostaliśmy na prawdę fantastyczną położną :tak: podkręciła kroplówkę, ale skurcze niespecjalnie się wzmocniły ...
o 20.30 zapadła decyzja o przebiciu pęcherza :tak: no i się zaczęło :szok: skurcze w momencie stały się bardzo mocne i coraz dłuższe ... przesiedziałam je w wannie z jaccuzi :-) rozwarcie szło bardzo szybko
po godzinie parte wygoniły mnie z wanny i gramoliłam się na fotel ...
3 skurcze i mały był na świecie :-) nie ułatwił mi zadania, bo nie dość, że miał sporą główkę, to rodził się z rączką przy buzi ...
ale na szczęście i tym razem udało się uniknąć nacięcia czy pęknięcia :tak: współpraca z położną po raz kolejny się opłaciła

malutki miał 3760 i 58 cm, 9 pkt ... pępowina była zawiązana na supeł i przez to miał na skroni małego krwiaczka i lekko siny policzek ...
niby poród w 39 tyg, ale miałam dobre przeczucie, że to już najwyższa pora na naszego szkraba :tak:

ogólnie poród taki jak chciałam - krótki i znośny :tak: cieszę się, że zdecydowaliśmy się wywoływać ... co prawda mam 3 dzieci a dalej nie wiem jak wygląda samoistny poród, ale komfort rodzenia z M i swoją gin i świadomość, że dziewczynki mają opiekę były zdecydowanie ważniejsze niż ciekawość :tak:
 
Korzystając z wolnej chwili opiszę jak to z nami było...
02.01.2014 w 41 tygodniu ciąży zostałam przyjęta na patologię, gdzie założono mi balonik z nadzieją, że wywoła skurcze i wywołał całe 3 mikro skurczyki :-D
03.01.2014 przed 8 rano zafundowano mi wycieczkę na porodówkę w celu indukcji porodu z rozwarciem na luźny palec zostałam podłączona do pompy z oksycotyną, po 3 godzinach było 1,5 na palca, gdzieś po kolejnych 2 godzinach na 2 palce. Koło 17 doczekałam się upragnionych 3 cm, przyszła pani anestezjolog i zaczęły się próby założenia znieczulenia, ku ogromnemu zdziwieniu pani anestezjolog cewnik wchodził tylko na głębokość 5 cm ( łącznie po przeliczeniu przez męża śladów na plecach doliczył się 18 prób wkłucia), znieczulenia nie udało się założyć. Potem sprawy potoczyły się już bardzo szybko, Mała zaczęła mieć spadki i dostałam propozycję cesarskiego cięcia, na bloku operacyjnym jeszcze raz próbowano założyć znieczulenie, niestety też bez powodzenia i skończyło się na pełnej narkozie. Iga przyszła na świat o 17:50 waga 3540 g i 55 cm dostała 9 pkt Apgar.

Podczas zakładania balonika śmiałam się do lekarki i mówiłam, że jak znam swoje szczęście to przejdę przez wszystkie "atrakcje" i tak skończy się na cesarskim cięciu no i niestety miałam rację. Jednego się tylko nie spodziewałam, że moja córka urodzi się w dniu moich urodzin :-)
 
To wiec czas namnie , maluch spi na raczkach.
Wiec tak zaczelam juz panikowac w szpitalu 8 stycznia ze nic sie nie dzieje nadal , ordynator rano mnie zbadal stwierdzil ze rozwarcie ani drgnie i stwierdzil ze jutro koniecznie od rana indukcja . Nie uplynelo wiele czasu zaczol schodzic czop krwawy , do polorznych ktg zero skurczy badanie rozwarcie ani drgnie , znowu patologia ciazy . I tak zaczely sie skurcze po poludniu znowu porodowka na ktg malenkie skurcze powrot na patoligie . Kolo 20 zaczelam odczowac regularne skurcze ide na porodowke na ktg zyczliwa polorzna nie milo ze dopiero bylam i mam na patologie isc wiec poszlam , miedzy skurczami spalam :-) przyszla polorzna ze na ktg mam isc ale sily nie mialam i powiedzialam ze wszystko ustalo ( panika sie pojawila przed porodem) kolo 3 ze skurczami nic nie dalo sie zrobic ja sama na tej patologii drzwi zamkniete ale chodze skacze byle sie nie klasc bo boli najgorzej trzymam sie poreczy lozka krece biodrami jakbym hulachop miala placze z bezsilnosci nie moge sie ruszac z bolu wmoncu zamiast dzwonic po polorzne dzwonkiem alarmowym dzwonie po m ze rodze na lozku w sali ruszyc sie juz nie moge i nie wstane . Nie mija dwie min jest w szlitalu wstrzyna alarm ze kobieta mu w sali sama rodzi . O 4 rano trafiam na porodowke podparta ramieniem m ktg wskazuje lekkie skurcze a ja wije sie z bolu lezec na plask nie moge przechodzimy na rodzinna badanie rozwarcia brak ide do toalety . wracam spokojnie podlanczaja pod ktg male skurcze jeden drugi odlatuje podaja mi gaz lagodzi bole mowie ze sa parte zero boli na ktg badanie pelne rozwarcie skurcz przebicie pecherza m wyszed po slowach rodzimy drugi skurcz pre zawziecie i ujrzalam moje malenstwo . Byla 4.15 . M wszedl zobaczyl malenstwo i zdarzyl do pracy na 4.20 . Nigdy niebyl przy porodzie
 
reklama
Napiszę i ja :)
W pt 27 grudnia poszłam na ktg, po którym lekarz stwierdził, że zapis jest nieprawidłowy (wydaje mi się, że zrobił to trochę po złości, bo wcześniej miałam z nim spięcie, no ale mniejsza o większość).
Dostałam skierowanie do szpitala. Leżałam na Inflanckiej w Warszawie (oddział patologii SUPER, świetne położne i lekarze). Tam przez wszystkie dni, wszystkie zapisy ktg były ok.
Wieczorem 30.12 ok. 18 dostałam skurczy, był u mnie akurat Mąż i śmiałam się, że będzie wracał w nocy do mnie. M pojechał, a ja spacerowałam sobie po korytarzy, kucając, albo kładąc się na ściany podczas skurczy :p
ok 23 położna zawołała lekarza, który stwierdził, że ruszamy na porodówkę, bo mam 6cm rozwarcia :)
Zadz po Męża, na porodówce przywitała nas bardzo sympatcyzna położna. Najgorsze było to, że chciała mieć mnie podłączoną do ktg i kazała z nim leżeć...;/
Ok. 2 miałam chwilę zwątpienia i poprosiłam Męża, żeby poszedł po położną, bo chcę znieczulenie. Położna mnie zbadała i powiedziała, że mam 8 cm rozwarcia, ale oczywiście mogą dać mi znieczulenie jeszcze. Doszłam do wniosku, że nie chcę, bo pewnie spowolni akcję, a jak mam 8 cm to już bliżej jak dalej...
I przyznam szczerze, że trochę się bałam :)
W między czasie odeszły mi wody, a więc wszystki szło pięknie...skurcze, rozwarcie, wody... Do czasu..,
Położna wyzła i powiedziała, że wróci za 15 min i zobaczy jak sytuacja. Po godzinie Mąż poszedł i wrócił z inną (położna pierwsza zagineła). Położna druga była obrażona na cały świat i chyba koleżankę nr 1, że zaginęła.
Tak czy siak po zbadaniu okazało się, że mam pełne rozwacie. Po kilku partych okazało się, że Młody wcale się nie spieszy...
Poszła po lekarkę, która tez kazała mi trochę przeć i coś między sobą szeptały i poszły.
Na ktg zaczęło trochę skać tętno (jak się okazało później wskakiwały tam też moje wartości).
Lekarka zadz po szefa dyżuru, który badał mnie wczesniej na patologii, bo Młody nie schodzi w kanał i to lekarz musi zdecydować co dalej...
Ten kazał mi trochę przeć i mówi, że jak za pół godz nic się nie zmieni to cc... Po tym czasie okazało się, że Młody zszedł niżej, ale ustawił się po skosie, więc i cc odpadało.
Zapytali czy wyrażam zgodę na vacum. Zgodziłam się. Na czas vacum lekarz wyprosił Męża z sali.
Wsadzili mi ten cały próżnociąg, kazali przeć, a On wyciągał. Odrazu po tym zawołał M i dał Mu przeciąć pępowinę :)
Tak więc ost faza porodu trwała 2,5 godz i była okropna... Ale jak to mówią - zapomina się ten ból :)
Pamiętam, że jak dali mi Młodego to pierwsze co zapytałam to czemu On nie płacze:) Ale za chwilę zaczął :)
Super było to, że dali mi go odrazu na pierś, potem zabrali dosłownie na chwilkę na zważenie i oddali, gdzie na sali porodowej we trójkę byliśmy przez 3 godziny!


Ogólnie gdybym miała wypowiedzieć się o szpitalu na Inflanckiej to:
oddział patologii SUPER
porodówka mam mieszane uczucia, bo położna nr 1 fajna, ale dziwna sytuacja z nią wyszła, położna nr 2 fatalna. Za to super lekarz, który naprawdę mnie wspierał i wszystko tłumaczył!
Wszysko po porodzie było ok, więc pewnie i ja mam akie podejście, ale gdyby nie daj Boże cokolwiek było nie tak, to pewnie bym klęła położne, że mało reagowały
opieka poporodowa spoko ;) Położne nie były jakies wylewne, jeśli chodzi o przekazywanie informacji :) ale wystarczy podejść, poprosić i wtedy służyły radą i pomocą.
 
Do góry