Miałam tego nie opisywać, miałam zachować to gdzieś głęboko w sobie żeby zapomnieć ten ból... ale pomyślałam sobie, że może kiedyś za 50 lat jednak będę chciała wspomnieć ten dzień i ból i łzy i szczęście...
Ohh i ten strach że w Zuzi pierwsze urodzinki będę jęczeć na porodówce...
Dnia 23 czerwca miałam umówioną wizytę do ginekologa. Miało być oczywiście badanie kontrolne i KTG na które szłam już 2 raz.
Ale 22 czerwca w Zuzy urodziny "przypomniało mi się" że przecież 23 to święto! pomyślałam, że wizytę przełożę na za tydzień.
Niestety coraz niżej wyczuwalna główka Oli nie pozwoliła mi normalnie funkcjonować ale nie na tyle, żeby 23 czerwca nie isć do kościoła czy nie zjeść kiełbaski z grilla
Piątek - dzień jak co dzień. Śniadanie, mycie i... hmm a może lekarz dzisiaj przyjmuje??? Dzwonię do przychodni. Tak! Przyjmuje! Za 20 minut wychodzi... Pięknie... Samochód nie funkcjonuje jeszcze po ostatnim spaleniu się ze wstydu ale...
Ok jedziemy firmowym.
I... przyszła baba do lekarza.
Na badaniu lekarz powiedział mi, że daje mi góra 3 dni do porodu. Bo szyjki prawie nie ma, jest gładka Ooo i nawet jest rozwarcie. Ha! Wiedziałam że coś się święci. Ale dla upewnienia oczywiście jeszcze KTG.
Leżę i leżę i coś tam czuję jak mała się wywija i... O! skurcz! Ale nieeee przecież to cholerstwo boli a ten "skurcz" tylko przyjemnie napiął mi brzuch...
Przychodzi lekarz "no kochana, zwijamy interes. Jedź do domu, zjedz, pakuj torbę i przyjeżdżaj do szpitala", że co????
Nieee, mi tam się nie spieszy
SKurcze co 5 minut ale ja czuję tylko jak fajnie mi się brzuch napina...
Przyjechałam do domu, grezdam na forum. Mama wzięła Zuzię na zakupy. Gotuję obiad, mąż chodzi dziwny po domu, hmm czyzby się ztresował?
"Mamo! a smietana???" - zapomniała... no więc Rika idzie do sklepu ze skurczami co 4 minuty, siostra co chwilę pyta czy już, mąż też... tylko mama sadziła że sobie jaja robię i że fałszywy alarm i w ogóle sie nnie przejmowała
Chociaż ona
No nie... obiad ugotowany, zjedzony, posprzatane... Dobra. W razie W idę się wykąpać, ogolić... i dopakowac torbę. A co z Zuzią? Biedulka będzie musiała spać beze mnie
a noce dla niej sa najgorsze, wtedy najbardziej mnie potrzebuje...
Wykąpałam się skurcze zaczęły być częstsze i nasilały się. A mama pyta "Ty naprawdę masz te skurcze?"
nie mamo, jaja sobie robię
Mąż wypytuje zdenerwowany czy już, a może już, na pewno nie już, a teraz?
Nie! Jak będzie czas to powiem.
Godzina ok 18-19. Mówię mojemu, że może już pojedziemy. Skurcze dalej były jak nie skurcze, bezbolesne itd ale wystraszyłam się że jak wyjedziemy później to sama sobie w samochodzie będę musiała poród odebrać :/.
Spakowałam się, ucałowałam Zuzię i pojechaliśmy. Cholera na wybojach zabolało...
Po drodze mówiłam mężowi że urodzę albo dzisiaj albo za tydzień, bo piątek musi być. Ja urodziłam się w piątek to i Ola urodzi się w piatek bo skoro Zuzia urodziła się wtedy kiedy mąż czyli we wtorek to tak musi być i już!
W szpitalu KTG nie wykazało skurczy ha!!! A oni wierzą sprzętowi oczywiście a nie rodzącej kobiecie, ale skoro już przyjechałam to zapiszą mnie na oddział...
Tam spisywanie, wywiad itd, a ja wypalam "na tym łóżku chce rodzić" Czyli na środkowym, na przeciwko zegara, dokładnie na tym, na którym rok temu rodziłam Zuzię"... Położyłam tam torbę żeby nikt mi go nie zajął.
Kazali chodzić itd. Woow ale nowość
Ok 20 przestało być już zabawnie bo zaczęło boleć na maksa. Na szczęście nie bolało aż tak mocno jak przy Zuzi. Tzn przy Zuzi miałam mało bolące skurcze co 8 minut a przy Oli bolały tak samo jak te co 8 minut tylko że były co 4 minuty - bolące. Łzy mi poleciały bo nagle przypomniał się ten ból... A rozwarcie tylko na 2,5 centymetra
Nagle przyjechała jakaś baba i... zajęła moje łóżko! Powiedziałam ze to ja miałam tam rodzić i na innym nie urodzę i chcę isć do domu. A babka mnie uspokoiła że szybko pójdzie i wszystko sprzątną i będę rodzić tam gdzie chcę.
O 21 kazali mi przyjść na "przeczyszczenie"... więc poszłam. Nie pozwolili mężowi wejść. Ale baba gdzieś poszła a ja zwijałam się sama na podłodze z bólu bo skurcze miałam co 3 minuty i już nie bylo śmiesznie ani fajnie ani w ogóle nie było!
Myślałam że zejdę! na szczęście przyszła baba, zrobiła swoje, ja zrobiłam swoje. Mąż pomógł mi się umyć... Skurcze miałam co 2 minuty i chodziłam po ścianach... Chciałam żeby to już się skończyło
Nie miałam siły anwet przejść z gabinetu zabiegowego na porodówkę a znów kazali mi się położyć bo KTG, bo rozwarcie muszą sprawdzić...
Na KTG prosiłam o ZZO ale mi nie chcieli dać bo powiedzieli, ze anestezjolog ma operację (później okazało się że operacji nie było a anestezjolodzy już tak chętnie nie przychodzą na ZOO od kiedy jest darmowe). Mówiłam że zapłacę ile trzeba byle tylko mnie znieczulili. To był taki ból jakiego nigdy nie doznałam., Nawet przy Zuzi tak nie bolało.
Przy Zuzi skakałam na piłce i to mi pomagało. Tym razem poprosiłam o piłkę, ale... nie dałam rady na niej usiąść. To był taki ból, który nie pozwalał mi krzyczeć, mówić, chodzić, stać. Leżałam na środku korytarza i traciłam przytomność. Z bólu! Mąż do mnie mówił, nie pamiętam co, pamiętam że byłam na niego zła, że każe mi powtarzać to co mówię. Mówiłam tak cicho że nie słyszał i nie mógł zrozumieć co chcę mu przekazać. Na początku jak leżałam na podłodze to kazał mi wstać ale kiedy zobaczył że tak mi dobrze już przestał próbować mnie podnosić.
A ta podłoga była taka chłodna, tak cholernie przyjemnie chłodna... jak ja... bo czułam że schodzę, opadam z sił...
22:00
Babka sprząta łóżko, na którym miałam rodzić. Ja opieram się o nie, nie mam siły krzyczeć i nagle czuję że pękam w środku. Boże! Wody mi odeszły. Kazali mi się położyć żeby sprawdzić rozwarcie... wyprosili męża...
Wciągnęli mnie na łóżko. 8 cm... jeszcze trochę.. i.. wszyscy sobie poszli!!! Babka wbija mi się igłą w nadgarstek a ja mówię że czuję główkę i że rodzę. "Pani nie przesadza, jeszcze z godzinkę conajmniej" i wiecie co??? Zaczęłam krzyczeć jak świnia i nagle Ola wystrzeliła jak z procy na... rękę salowej!
Nie było nikogo! Tylko ona i położna, która rozwaliła mi żyłę bo w jednej ręce trzymała główkę Oli, którą przekazała jej salowa a w drugiej igłę i moją rękę. I wszyscy zdziwieni... a ona "no rzeczywiście... rodziła pani"... ehh
Rany! Ile ona ma czarnych włosków!
O 22:07 uodziła się Ola, 10 pkt w skali Appgar, 50 cm i 2560 g. Mam wpisane 22:10 bo nawet nikt nie spojrzał na godzinę...
I nagle przyszedł lekarz i baby od noworodków. Wszyscy w szoku, zdziwieni że to już.
Położyli mi Olę na brzuchu, zaczeła płakać ale powiedziałam do niej... uspokoiła się. Mąż robił zdjęcia...
Nawet nie zdążył potrzymać mnie za rękę kiedy rodziłam bo miałam tylko jeden party i nie trwało to nawet 1,5 minuty. Nie nacięli mnie też bo... nie zdążyli. Przecież nie rodziłam
Już po wszystkim. Teraz tylko łożysko i... powtórka sprzed roku. Łożysko znów uwiązane
Lekarz naciskał na brzuch, krew się lała ze mne, prosiłam żeby przestał a on dalej i mocniej. Tylko czekałam. Już wiedziałam że nie urodzę łożyska, czekałam żeby zasnąć, zeby podali mi to cholerne znieczulenie... Pytanie o... i podali mi kroplówkę. Czekałam tylko żeby zasnąć, żeby skońcczył się ból, żeby przestała go czuć, zebym odpłynęła. I tak się stało.
Tym razem po narkozie zachowywałam się normalnie
Już wiedziałam co się dzieje. Leżąc na łóżku podkuliłam nogi i tylko przewracałam głową na prawo i na lewo. Nie chciało mi się oddychać, nie chciało mi się otwierać oczu, nie chciało mi się słyszeć... ale słyszałam, że jest możliwość, ze straciłam dużo krwi, ze potrzebna będzie transfuzja... na szczęście obyło się bez.
Przewieźli mnie na salę poporodową ok północy, kazali się wyspać i nie wstawać z łóżka. Ale jak ja mam taka brudna iść spać???
Zasnęłam ale o 3 obudziłam się, poszłam pod prysznić, źle czułam się taka brudna...
Rano przynieśli mi Olę... Jaka śliczna... pierwsze karmienie, spanie, zdjęcia, pocałunki...
I tak oto, ma Zuzia siostrę Olę, któą kocha nad życie, któą karmi, przewija, tańczy z nią, śpi, śpiewa, kłóci się, uczy mówić, rozwesela... od której jest starsza 1 rok i 2 dni, z któą będzie wychowywać się jak bliźniaczka...
Długo nie będę wracać do tego wpisu. Czuję ten ból, który szedł z krzyża, czuję wszystko... Nie wracam nawet do opisu porodu Zuzi bo mimo że był dłuższy to mniej bolesny ale wracają te wspomnienia z porodu Oli. Robi mi się słabo, odechciewa mi się żyć, czuję niesmak, dziwne uczucie w brzuchu... nie chcę tego pamiętać... ale może, za 50 lat wróci ochota na wspomnienia.