Ewitko-specjalnie dla Ciebie napisze,że dla mnie ten poród był dużo gorszy, pomimo tego,że był o wiele krótszy to mam wrażenie,że o wiele bardziej bolał, chyba,że po prostu nie pamiętam bólu z poprzedniego porodu.;-)A tak poważnie jak rodziłam Patryka to wiedziałam,że z każdym parciem jest coraz bliżej wyjścia i zaraz będzie na świecie a z Igą prawie godzina skurczy partych nie powodowała nic i po każdym parciu czułam zrezygnowanie i brak sił,żeby walczyć. A kiedy w końcu lekarz powiedział,że mała się ustawiła ale źle to błagałam już o cesarkę. Dlatego ja wszystkim mówię,że z Patrykiem było łatwiej. I już wiem,że kolejnego porodu nie chcę
reklama
To i ja opisze jak to u mnie było :-)
Obudziły mnie siuśki, więc szybko poleciałam do kibelka i tam ku mojemu zdziwieniu była 1 i 2 jak nigdy z rana. Wróciłam do łóżka i znów zachciało mi się siusu. Na kibelku poczułam, że jakoś chlusnęło ze mnie, pomyślałam że to może wody i postanowiłam poleżeć tak jak na szkole rodzenia mówili i sprawdzić czy się nazbiera, jednak po chwili byłam zalana po kolana. Zadzwoniłam do mojego lekarza, który wypytał mnie co dokładnie się dzieje i wysłał mnie biegiem do szpitala. Spokojna !!! zadzwoniłam do męża że chyba się zaczęło i musi przyjechać do domu. Nie zdążyłam wziąć prysznica a on już był. Torbę do szpitala spakowałam w 5 minut (nie byłam przygotowana bo przecież jeszcze tyle czasu). Pojechaliśmy do bielańskiego na dwa samochody (kolega nas prowadził), bo mąż nie zdążył obczaić najkrótszej drogi (przecież jeszcze tyle czasu mówił, zdążę obmyśleć najkrótszą drogę), tam mnie zbadali i zrobili mi ktg. Poinformowali że nie mogą mnie przyjąć bo nie mają wolnych inkubatorów. Oczywiście cały czas była na telefonie z moim lekarzem który wszystko mi tłumaczył i uspokajał, a jak ja byłam badana to mąż zdawał mu relację co się dzieje. Mój mąż bardzo przeżywał, że wypraszano go podczas badań i nie wiedział dokładnie co się dzieje. Do tej pory zawsze był ze mną na wizytach u mojego gina. Znaleziono mi miejsce w Instytucie Matki i Dziecka i tam szybciutko pojechaliśmy bo na karetkę trzeba było czekać 1,5h. Choć później śmiałam się, że chętnie bym pojechała, bo nigdy nie jechałam erką :-) - po drodze jeszcze musiałam udawać że nic się jeszcze nie zaczęło – chciałam dojechać w jednym kawałku - w IMiD znów zrobili mi ktg, wypełniłam jakieś beznadziejne papiery, z których pamiętam tylko jedno, czy zamierzam pochować dziecko w razie śmierci... masakra. Rozpłakałam się :-( to przecież 34 tc :-(
Koło 14 byłam na porodówdce w między czasie przyjechała moja mama ale odprawiłam ją do domu, żeby przygotowała ubranka dla małej bo nic nie wzięłam, nie wierzyłam że to już...
mąż też musiał na na chwilę mnie opuścić, bo nie miałam ze sobą wyniku badania na posiew, w poniedziałek dopiero dostałam informację sms ze wszystko jest w porządku, a w piątek miałam mieć wizytę więc miałam odebrać przy okazji... Wrócił bardzo szybko, zdał jeszcze mojemu ginowi relację co się dzieje... Jak wrócił skurcze zaczęły się na dobre, prosiłam o znieczulenie ale nie było jeszcze odpowiedniego rozwarcia. Chodziłam pod prysznic ale to nic nie dało, bolało jak cholera, a rozwarcia odpowiedniego nie było :-( Wypróbowałam wszystkie sztuczki, których uczono mnie na szkole rodzenia, nic nie pomagało :-( W końcu doczekałam zbawienia i podano mi znieczulenie :-) Jak ręką odjął ale później okazało się że zatrzymała się akcja i musiałam dostać oksytocynę, to dopiero spotęgowało skurcze... Dostała drugą dawkę i tez nic nie pomagało :-( Nagle łóżko zmieniło pozycję zrozumiałam, że się zaczyna... Przy pierwszym partym nie zabardzo wiedziałam o co chodzi ale szybko załapałam i dosłownie trzy razy poparłam i Majeczka była już z nami :-) Parte nic nie bolały!!! Mąż przeciął pępowinę :-) i poszedł razem z nią do neonatologa. Ja niestety zostałam :-( łożysko urodziło się szybko i bezboleśnie. Na zszycie anestezjolog dał mi ponoć jakąś super dawkę ale okazało się że na mnie to chyba nic nie działa i dostałam znieczulenie miejscowe. Odleżałam co swoje i przewieźli mnie na oddział, niestety bez mojej Majeczki, została na noworodkach :-( Mąż przyszedł do mnie, pokazał zdjęcie i zapewnił, że wszystko z Majeczką jest w porządku. Niestety nie mógł długo ze mną zostać bo było po północy a trafiłam na salę pięcioosobową. Ja resztę nocy nie mogłam spać i patrzyłam w okno czekając aż zobaczę moje dzieciątko.
Dodam, że w momentach kiedy skurcze ustawały było dość zabawnie. Non stop leciały z naszych ust teksty z „ide albo nie ide” :-) :-) :-)
YouTube - ide albo nie ide
położne dziwnie się na nas patrzyły jak mąż skwitował: wszystkie kary na ciebie idą hehehe
na co ja mu odpowiedziałam: jacusiowi ćwiartkę niese
no i tak mnie mąż rozśmieszał podczas wdechów i wydechów
trochę tego wyszło mam nadzieje, że was kochane nie zanudziłam
Obudziły mnie siuśki, więc szybko poleciałam do kibelka i tam ku mojemu zdziwieniu była 1 i 2 jak nigdy z rana. Wróciłam do łóżka i znów zachciało mi się siusu. Na kibelku poczułam, że jakoś chlusnęło ze mnie, pomyślałam że to może wody i postanowiłam poleżeć tak jak na szkole rodzenia mówili i sprawdzić czy się nazbiera, jednak po chwili byłam zalana po kolana. Zadzwoniłam do mojego lekarza, który wypytał mnie co dokładnie się dzieje i wysłał mnie biegiem do szpitala. Spokojna !!! zadzwoniłam do męża że chyba się zaczęło i musi przyjechać do domu. Nie zdążyłam wziąć prysznica a on już był. Torbę do szpitala spakowałam w 5 minut (nie byłam przygotowana bo przecież jeszcze tyle czasu). Pojechaliśmy do bielańskiego na dwa samochody (kolega nas prowadził), bo mąż nie zdążył obczaić najkrótszej drogi (przecież jeszcze tyle czasu mówił, zdążę obmyśleć najkrótszą drogę), tam mnie zbadali i zrobili mi ktg. Poinformowali że nie mogą mnie przyjąć bo nie mają wolnych inkubatorów. Oczywiście cały czas była na telefonie z moim lekarzem który wszystko mi tłumaczył i uspokajał, a jak ja byłam badana to mąż zdawał mu relację co się dzieje. Mój mąż bardzo przeżywał, że wypraszano go podczas badań i nie wiedział dokładnie co się dzieje. Do tej pory zawsze był ze mną na wizytach u mojego gina. Znaleziono mi miejsce w Instytucie Matki i Dziecka i tam szybciutko pojechaliśmy bo na karetkę trzeba było czekać 1,5h. Choć później śmiałam się, że chętnie bym pojechała, bo nigdy nie jechałam erką :-) - po drodze jeszcze musiałam udawać że nic się jeszcze nie zaczęło – chciałam dojechać w jednym kawałku - w IMiD znów zrobili mi ktg, wypełniłam jakieś beznadziejne papiery, z których pamiętam tylko jedno, czy zamierzam pochować dziecko w razie śmierci... masakra. Rozpłakałam się :-( to przecież 34 tc :-(
Koło 14 byłam na porodówdce w między czasie przyjechała moja mama ale odprawiłam ją do domu, żeby przygotowała ubranka dla małej bo nic nie wzięłam, nie wierzyłam że to już...
mąż też musiał na na chwilę mnie opuścić, bo nie miałam ze sobą wyniku badania na posiew, w poniedziałek dopiero dostałam informację sms ze wszystko jest w porządku, a w piątek miałam mieć wizytę więc miałam odebrać przy okazji... Wrócił bardzo szybko, zdał jeszcze mojemu ginowi relację co się dzieje... Jak wrócił skurcze zaczęły się na dobre, prosiłam o znieczulenie ale nie było jeszcze odpowiedniego rozwarcia. Chodziłam pod prysznic ale to nic nie dało, bolało jak cholera, a rozwarcia odpowiedniego nie było :-( Wypróbowałam wszystkie sztuczki, których uczono mnie na szkole rodzenia, nic nie pomagało :-( W końcu doczekałam zbawienia i podano mi znieczulenie :-) Jak ręką odjął ale później okazało się że zatrzymała się akcja i musiałam dostać oksytocynę, to dopiero spotęgowało skurcze... Dostała drugą dawkę i tez nic nie pomagało :-( Nagle łóżko zmieniło pozycję zrozumiałam, że się zaczyna... Przy pierwszym partym nie zabardzo wiedziałam o co chodzi ale szybko załapałam i dosłownie trzy razy poparłam i Majeczka była już z nami :-) Parte nic nie bolały!!! Mąż przeciął pępowinę :-) i poszedł razem z nią do neonatologa. Ja niestety zostałam :-( łożysko urodziło się szybko i bezboleśnie. Na zszycie anestezjolog dał mi ponoć jakąś super dawkę ale okazało się że na mnie to chyba nic nie działa i dostałam znieczulenie miejscowe. Odleżałam co swoje i przewieźli mnie na oddział, niestety bez mojej Majeczki, została na noworodkach :-( Mąż przyszedł do mnie, pokazał zdjęcie i zapewnił, że wszystko z Majeczką jest w porządku. Niestety nie mógł długo ze mną zostać bo było po północy a trafiłam na salę pięcioosobową. Ja resztę nocy nie mogłam spać i patrzyłam w okno czekając aż zobaczę moje dzieciątko.
Dodam, że w momentach kiedy skurcze ustawały było dość zabawnie. Non stop leciały z naszych ust teksty z „ide albo nie ide” :-) :-) :-)
YouTube - ide albo nie ide
położne dziwnie się na nas patrzyły jak mąż skwitował: wszystkie kary na ciebie idą hehehe
na co ja mu odpowiedziałam: jacusiowi ćwiartkę niese
no i tak mnie mąż rozśmieszał podczas wdechów i wydechów
trochę tego wyszło mam nadzieje, że was kochane nie zanudziłam
P
paula24211
Gość
Wiec tak szybciutko poki mała spi to i ja opowiem jak to było u mnie
a wiec 7 czerwca czułam sie jakos inaczej bardziej zmeczona taka nie do zycia ale nie pomyslałabym ze to zacznie sie dzisiaj,
łapały mnie skurcze ale niezbyt bolesne byly tak srednio co 20 min, ale wczesniej wieczorem zauwazyłam mase śluzu przezroczystego i rozciągliwiego potem znowu masa sluzu z delikatnymi niteczkami koloru brązu wiec pomyslalam czop pewnie ale zbytnio sie nie przejełam zaczeło sie wszystko o 22 godzinie skurcze zaczeły byc bardziej odczuwalne ale trwały coi 20 min wiec mowie poczekamy zobaczymy mąż poszedl spac a ja nie, jakos nie mogłam bałam sie ze jak zasne to moze skurcze przejda wiec łazilam po domu jak glupia caly czas mierząc odstepy skurczow i czas trwania jednak skurcze sie nasilaly i byly coraz dłuższe o godzinie 2 obudziłam męża skurcze były juz co 10, 8 minut
około godziny 3 bylismy juz na IP poszliśmy odrazu na porodówke rozwarcie miałam na 3 malutka bylo niziutko i wszystko bylo gotowe
na porodówce dostałam odrazu oksyocyne ogolili troszke krocze i zrobili lewatywke
skurcze byly coraz silniejsze a leżenie pod ktg bylo dla mnie katorgą gdyż bole krzyża były nie do zniesienia
poszłam pod prysznic na pol godzinki rozwarcie po godzinie było juz na dobre 5 łaziłam łaziłam potem imersja wodna na bole krzyżowe pod koniec kąpieli bole juz nie zniesienia potem badanie i dobre juz 7 cm
rozwarcie postepowalo ale skurcze zdawaly sie mi ustawac wiec duzo chodzilam
skurcze jak dla mnie porzy 7 byly bardziej bolesne jak przy 9 hi hi
kiedy bylo 9 cm położna [przebiła pecherz było strasznie duzo wod dziwne uczucie jak odpływały i cały czas co chwile cos wylatywalo ze mnie
kiedy wody odeszly chwilka i zaczely sie bole parte byłam przerażona
pierwsze 3 kucałam przy łozku i spychałam mala nizej cos strasznego bolalo jak diabli normalnie krzyczałam jak głupia hi hi teraz sie z tego smieje ale wtedy nie bylo mi do smiechu wogole
gdyby nie mąż ze byl caly czas ze mna to nie wiem czy dałabym rade:---( byl dla mnie ogromnym wsparciem pocieszal
potem weszlam juuz na lozko i zaczełam rodzic 3 skurcze parte i malutka o 9 była juz z nami tak sie cieszylam ze juz po wszytskim bo malutka jest po prostu slodziutka
potem urodzenie łozyska i szycie i juz cieszylismy sie soba, mała prawie dwie godziny spedzila przy cycku:-):-) mały glodomorek
pomimo bolu jaki doswiadczyłam jestem najszczesliwsza teraz że ja w koncu mam
wiec tak to było u mnie
a wiec 7 czerwca czułam sie jakos inaczej bardziej zmeczona taka nie do zycia ale nie pomyslałabym ze to zacznie sie dzisiaj,
łapały mnie skurcze ale niezbyt bolesne byly tak srednio co 20 min, ale wczesniej wieczorem zauwazyłam mase śluzu przezroczystego i rozciągliwiego potem znowu masa sluzu z delikatnymi niteczkami koloru brązu wiec pomyslalam czop pewnie ale zbytnio sie nie przejełam zaczeło sie wszystko o 22 godzinie skurcze zaczeły byc bardziej odczuwalne ale trwały coi 20 min wiec mowie poczekamy zobaczymy mąż poszedl spac a ja nie, jakos nie mogłam bałam sie ze jak zasne to moze skurcze przejda wiec łazilam po domu jak glupia caly czas mierząc odstepy skurczow i czas trwania jednak skurcze sie nasilaly i byly coraz dłuższe o godzinie 2 obudziłam męża skurcze były juz co 10, 8 minut
około godziny 3 bylismy juz na IP poszliśmy odrazu na porodówke rozwarcie miałam na 3 malutka bylo niziutko i wszystko bylo gotowe
na porodówce dostałam odrazu oksyocyne ogolili troszke krocze i zrobili lewatywke
skurcze byly coraz silniejsze a leżenie pod ktg bylo dla mnie katorgą gdyż bole krzyża były nie do zniesienia
poszłam pod prysznic na pol godzinki rozwarcie po godzinie było juz na dobre 5 łaziłam łaziłam potem imersja wodna na bole krzyżowe pod koniec kąpieli bole juz nie zniesienia potem badanie i dobre juz 7 cm
rozwarcie postepowalo ale skurcze zdawaly sie mi ustawac wiec duzo chodzilam
skurcze jak dla mnie porzy 7 byly bardziej bolesne jak przy 9 hi hi
kiedy bylo 9 cm położna [przebiła pecherz było strasznie duzo wod dziwne uczucie jak odpływały i cały czas co chwile cos wylatywalo ze mnie
kiedy wody odeszly chwilka i zaczely sie bole parte byłam przerażona
pierwsze 3 kucałam przy łozku i spychałam mala nizej cos strasznego bolalo jak diabli normalnie krzyczałam jak głupia hi hi teraz sie z tego smieje ale wtedy nie bylo mi do smiechu wogole
gdyby nie mąż ze byl caly czas ze mna to nie wiem czy dałabym rade:---( byl dla mnie ogromnym wsparciem pocieszal
potem weszlam juuz na lozko i zaczełam rodzic 3 skurcze parte i malutka o 9 była juz z nami tak sie cieszylam ze juz po wszytskim bo malutka jest po prostu slodziutka
potem urodzenie łozyska i szycie i juz cieszylismy sie soba, mała prawie dwie godziny spedzila przy cycku:-):-) mały glodomorek
pomimo bolu jaki doswiadczyłam jestem najszczesliwsza teraz że ja w koncu mam
wiec tak to było u mnie
Liza
Fanka BB :)
Jeśli chodzi o poród to opiszę póki mały śpi... :]
No więc miałam taki ból jak na okres w poniedziałek ale nie uwazałam że to oznaka porodu... Ale jak tylko położyłam sie na łóżko koło 21 zabolało mnie tak mocniej, no ale nie patrzyłam na zegarek. Ale nastepny ból był juz o 21:20 i od tej godziny zaczełam liczyc skurcze, i były co 9 min pierwszem potem co 7min, koło 22 były co 5min. no i zadzwoniłam po mame do dzieciaków, przyszła, i zanim sie zebraliśmy w szpitalu na porodówce juz byliśmy po 23. bóle dawało sie jeszcze wytrzymac było oki.
No i jak już położyli mnie na porodówce zaczeło sie powoli cos ruszac choć na ktg nic nie wskazywało skurczy i lekarz mi dodawał otuchy że do rana napewno nie urodzę...
Koło 1 zaczeły się juz bolesne skurcze.... niewiem jak ja je wytrzymałam ale płakałam z bólu... Cóż...
Położna chodziła i co chwilę sprawdzała ile mam rozwarcia.Bo lekarz za drugim razem jak mi wsadził reke to go odepchnełam bo mnie strasznie zabolało ze sie rozpłakałam, nie zrobił tego delikatnie i wogóle był chyba wkurzony że "zarwałam" mu noc...
Jak już zaczynały się parte zaczoł sie odjazd,a położna chodziła jak swieta krowa.... myślałam ze zwątpie...
A najlepsze z całego porodu było to ( i sie smieje z tego ) że położna zamiast najpierw zwołac wszystkich do porodu, naszykowac sie itd to przebiła mi najpierw pecherz... i zaczeła chodzić a ja od razu parte takie mocne że czułam normalnie jak główka schodzi...
A wszyscy do mnie "nie przyj, nie przyj" A ja do nich "nie da się!" położna zaczeła biegać, przewróciła kotare i tak każdy sie darł żebym nie parła... Ale nadszedł ten moment ze położna była gotowa i zaczeła mi chronić krocze i ogólnie 9 min miałam parte, lekarz nacisnoł na brzuch i Mikuś wyskoczyl ze mnie razem z dużą ilością krwi... (pielęgniarka która sprzątała podobno mnie przeklinała... tak mąż słyszał ... ) No ale przez to od wczoraj już prawie nie krwawie; )))
Potem tylko łożysko, i sprawdzanie położnej obkurczanie sie macicy a przy tym dużo krwi wylatującej z kazdym naciśnieciem przez nią brzucha...
I to tyle z porodu. Cieszę sie ze mam Go już za sobą i szczerze boję sie rodzic kolejny raz... i nie zamierzam juz wiecej...
Mikuś grzeczny śpi i je tylko; ))))
No więc miałam taki ból jak na okres w poniedziałek ale nie uwazałam że to oznaka porodu... Ale jak tylko położyłam sie na łóżko koło 21 zabolało mnie tak mocniej, no ale nie patrzyłam na zegarek. Ale nastepny ból był juz o 21:20 i od tej godziny zaczełam liczyc skurcze, i były co 9 min pierwszem potem co 7min, koło 22 były co 5min. no i zadzwoniłam po mame do dzieciaków, przyszła, i zanim sie zebraliśmy w szpitalu na porodówce juz byliśmy po 23. bóle dawało sie jeszcze wytrzymac było oki.
No i jak już położyli mnie na porodówce zaczeło sie powoli cos ruszac choć na ktg nic nie wskazywało skurczy i lekarz mi dodawał otuchy że do rana napewno nie urodzę...
Koło 1 zaczeły się juz bolesne skurcze.... niewiem jak ja je wytrzymałam ale płakałam z bólu... Cóż...
Położna chodziła i co chwilę sprawdzała ile mam rozwarcia.Bo lekarz za drugim razem jak mi wsadził reke to go odepchnełam bo mnie strasznie zabolało ze sie rozpłakałam, nie zrobił tego delikatnie i wogóle był chyba wkurzony że "zarwałam" mu noc...
Jak już zaczynały się parte zaczoł sie odjazd,a położna chodziła jak swieta krowa.... myślałam ze zwątpie...
A najlepsze z całego porodu było to ( i sie smieje z tego ) że położna zamiast najpierw zwołac wszystkich do porodu, naszykowac sie itd to przebiła mi najpierw pecherz... i zaczeła chodzić a ja od razu parte takie mocne że czułam normalnie jak główka schodzi...
A wszyscy do mnie "nie przyj, nie przyj" A ja do nich "nie da się!" położna zaczeła biegać, przewróciła kotare i tak każdy sie darł żebym nie parła... Ale nadszedł ten moment ze położna była gotowa i zaczeła mi chronić krocze i ogólnie 9 min miałam parte, lekarz nacisnoł na brzuch i Mikuś wyskoczyl ze mnie razem z dużą ilością krwi... (pielęgniarka która sprzątała podobno mnie przeklinała... tak mąż słyszał ... ) No ale przez to od wczoraj już prawie nie krwawie; )))
Potem tylko łożysko, i sprawdzanie położnej obkurczanie sie macicy a przy tym dużo krwi wylatującej z kazdym naciśnieciem przez nią brzucha...
I to tyle z porodu. Cieszę sie ze mam Go już za sobą i szczerze boję sie rodzic kolejny raz... i nie zamierzam juz wiecej...
Mikuś grzeczny śpi i je tylko; ))))
To teraz kolej na mnie
W nocy z czwartku na piątek tj (z 3 na 4 czerwca) około 23 zaczęłam odczuwać skurcze, takie niezbyty mocne, ale dość regularne (co ok. 10 min.). Wzięłam kąpiel, wydepilowałam się i postanowiłam się położyć, aby zobaczyć czy skurcze przejdą. Jednak przed trzecią stwierdziłam, że czas zacząć się szykować do szpitala. W szpitalu byliśmy około 3 rano, podłączyli mnie pod ktg, jednak skurcze osiągały maks 15 %. Lekarz stwierdził, że i tak mnie zatrzymają w szpitalu (ze względu na tętno dziecka). Pojechałam na porodówkę i tam podłączyli mnie do lepszego ktg i tam już pokazało nieco silniejsze skurcze, ale nadal kiepskie.
O 9 rano w piątek przewieźli mnie na patologię. Tam leżałam cały piątek i sobotę, skurcze nadal były ale rozwarcie nie postępowało. Około 22 w piątek zobaczyłam krew, lekarz stwierdził, że to czop odchodzi, kazał mi się nie kłaść i pochodzić i według niego następnego dnia, czyli w sobotę miałam urodzić. Rozwarcie było wtedy na 1 cm. Połaziłam godzinę i złapały mnie bóle krzyżowe, to było straszne Przez nie nie mogłam spać, łapały mnie co 10 min i tak przez całą sobotę. w końcu wykończona w nocy z soboty na niedzielę poszłam do pielęgniarek, które dały mi tabletkę. Prochy oczywiście nie pomogły, byłam podłamana, rozwarcia nie było, a ból był nie do zniesienia Na szczęście zlitowały się nade mną i zawołały lekarkę, ta stwierdziła 2-3 cm rozwarcia i zadecydowała, że idę na porodówkę. Byłam tam około 3 rano w niedziele, podłączyli pod ktg po godzinie rozwarcie było na 4 cm, zmieniła się położna i powiedziała, żebym pochodziła. Na szczęście na porodówce krzyżowe przeszły.
Około 8 zadzwoniłam do męża, bo na szczęście sala do porodów rodzinnych była wolna. Skurcze były coraz częstsze, wody się sączyły ale pęcherz pękł około 10 rano, wtedy wszedł tez maż. Rozwarcie niestety stanęło na 6 cm, dali oksytocynę na wzmocnienie skurczy i zaczęło się, po niej skurcze był bolesne jak cholera. Starałam się skupić na oddychaniu a nie na bólu jak mówili na szkole rodzenia i rzeczywiście było trochę lżej. Parte w zasadzie trwały chyba z 2 godz.. Według usg z czwartku dziecko miało mieć 3600 ale położna widząc mój brzuch stwierdziła , ze będzie więcej i dlatego jeszcze to potrwa ale był wspaniała, dopingowała i bardzo pomagała. Zachęcała męża, żeby mnie motywował do parcia, ale maż przytomnie stwierdził, że nie bo jeszcze mi zaraz odwinie myslałam, ze już nigdy nie urodzę
Podwyższyli oksytocynę i położna stwierdziła, ze na następnym skurczu urodzimy, co tez w końcu nastąpiło pojawiła się główka, następnie tułów i musiałam jeszcze raz przeć bo nóżki zostały. i tak Majusia pojawiła się na świecie, od razu dostałam ja na brzuch była cudowna. Ja zadowolona do lekarza mówię, że nawet bez ciecia się udało a lekarz w śmiech do położnej pani myślała, ze nie był nacięta, ale położna zrobiła to na skurczu, że nawet nie poczułam. Zabrali malutka pomierzyli poważyli, ja w tym czasie urodziła łożysko z tym poszło już gładziutko przywieźli mała i dali mężowi a mnie lekarz zacerował Super, że mąż był przy mnie bardzo mi pomógł, podawał wodę, ocierał czoło i wspierał, za co jestem mu wdzięczna Na porodówce spędziłam jeszcze z 2 godziny, z mała przy cycu. Niby o bólu zapomniałam jak przytuliłam malutka ale stwierdziłam na razie do męża ze córeczka będzie jedynaczka
to by było na tyle
W nocy z czwartku na piątek tj (z 3 na 4 czerwca) około 23 zaczęłam odczuwać skurcze, takie niezbyty mocne, ale dość regularne (co ok. 10 min.). Wzięłam kąpiel, wydepilowałam się i postanowiłam się położyć, aby zobaczyć czy skurcze przejdą. Jednak przed trzecią stwierdziłam, że czas zacząć się szykować do szpitala. W szpitalu byliśmy około 3 rano, podłączyli mnie pod ktg, jednak skurcze osiągały maks 15 %. Lekarz stwierdził, że i tak mnie zatrzymają w szpitalu (ze względu na tętno dziecka). Pojechałam na porodówkę i tam podłączyli mnie do lepszego ktg i tam już pokazało nieco silniejsze skurcze, ale nadal kiepskie.
O 9 rano w piątek przewieźli mnie na patologię. Tam leżałam cały piątek i sobotę, skurcze nadal były ale rozwarcie nie postępowało. Około 22 w piątek zobaczyłam krew, lekarz stwierdził, że to czop odchodzi, kazał mi się nie kłaść i pochodzić i według niego następnego dnia, czyli w sobotę miałam urodzić. Rozwarcie było wtedy na 1 cm. Połaziłam godzinę i złapały mnie bóle krzyżowe, to było straszne Przez nie nie mogłam spać, łapały mnie co 10 min i tak przez całą sobotę. w końcu wykończona w nocy z soboty na niedzielę poszłam do pielęgniarek, które dały mi tabletkę. Prochy oczywiście nie pomogły, byłam podłamana, rozwarcia nie było, a ból był nie do zniesienia Na szczęście zlitowały się nade mną i zawołały lekarkę, ta stwierdziła 2-3 cm rozwarcia i zadecydowała, że idę na porodówkę. Byłam tam około 3 rano w niedziele, podłączyli pod ktg po godzinie rozwarcie było na 4 cm, zmieniła się położna i powiedziała, żebym pochodziła. Na szczęście na porodówce krzyżowe przeszły.
Około 8 zadzwoniłam do męża, bo na szczęście sala do porodów rodzinnych była wolna. Skurcze były coraz częstsze, wody się sączyły ale pęcherz pękł około 10 rano, wtedy wszedł tez maż. Rozwarcie niestety stanęło na 6 cm, dali oksytocynę na wzmocnienie skurczy i zaczęło się, po niej skurcze był bolesne jak cholera. Starałam się skupić na oddychaniu a nie na bólu jak mówili na szkole rodzenia i rzeczywiście było trochę lżej. Parte w zasadzie trwały chyba z 2 godz.. Według usg z czwartku dziecko miało mieć 3600 ale położna widząc mój brzuch stwierdziła , ze będzie więcej i dlatego jeszcze to potrwa ale był wspaniała, dopingowała i bardzo pomagała. Zachęcała męża, żeby mnie motywował do parcia, ale maż przytomnie stwierdził, że nie bo jeszcze mi zaraz odwinie myslałam, ze już nigdy nie urodzę
Podwyższyli oksytocynę i położna stwierdziła, ze na następnym skurczu urodzimy, co tez w końcu nastąpiło pojawiła się główka, następnie tułów i musiałam jeszcze raz przeć bo nóżki zostały. i tak Majusia pojawiła się na świecie, od razu dostałam ja na brzuch była cudowna. Ja zadowolona do lekarza mówię, że nawet bez ciecia się udało a lekarz w śmiech do położnej pani myślała, ze nie był nacięta, ale położna zrobiła to na skurczu, że nawet nie poczułam. Zabrali malutka pomierzyli poważyli, ja w tym czasie urodziła łożysko z tym poszło już gładziutko przywieźli mała i dali mężowi a mnie lekarz zacerował Super, że mąż był przy mnie bardzo mi pomógł, podawał wodę, ocierał czoło i wspierał, za co jestem mu wdzięczna Na porodówce spędziłam jeszcze z 2 godziny, z mała przy cycu. Niby o bólu zapomniałam jak przytuliłam malutka ale stwierdziłam na razie do męża ze córeczka będzie jedynaczka
to by było na tyle
Ostatnia edycja:
No to teraz ja
2 czerwca o godz 2 w noc obudziły mnie skurcze, były co 10 min i myslałam że to znowu fałszywy alarm, poczekałam do godz 4 - nie przechodziły i były juz co 6 min. O 4:45 stwierdziłam ze to chyba jednak to:-)obudziłam męża i powiedziałam mu ze do pracy to on dzisiaj napewno nie pójdzie, zadzwoniłam do rodziców by przyjechali do Wiktorii i o 5:30 wyruszyliśmy do szpitala - skurcze już wtedy miałam nostop:-)w szpitalu chwilę czekałam na lekarza -w wmiędzy czasie sprawdzili tętno małego i było ok. Lekarz po badaniu stwierdził ze natychmiast mam przebierać się koszulę i polecił zawieść mnie na porodówkę, kategorycznie zabronił mi juz chodzić:-)Okazało się że juz miałam pełne rozwarcie - a położna do mojego męza powiedziała że przy trzecim dziecku to napewno urodze w samochodzieNa porodówce byłam o 7, podłączyli mnie pod ktg, skurcze - 120, ból niesamowity. Nie zrobili mi usg bo juz nie było na to czasu:-)pytali mnie kiedy miałam ostatnie usg i ile mały wazył. Więc mówię że trzy tygodnie wcześniej i waga małego - 3200. Więc ok, duży nie będzieZaczęły sie skurcze parte, z bólu myślałam że pogryzę męża:-)Po 10 min partych stwierdziłam ze ja już nie rodze bo nie dam rady, na co położna że innego wyjścia już nie mam (na marginesie super babka). Po następnych 10 min i wielkim wysiłku o godz. 8.20 mały pojawił się na świecie. Mąż przeciął pępowinę i poszedł z małym obok na salę by go zbadali i pomierzyli. Mi zostało urodzic łożysko i dać się pozszywać. Gdy usłyszałam wagę małego to nie wierzyłam - 4985 - położna powiedziała że byłam dzielna.
No cóż - drugi mój poród i jak narazie ostatni - pierwszy był to pikuś w porównaniu z drugim - fakt drugi trwał znacznie krócej - ale był bardziej bolesny z uwagi na rozmiary synka.
Dużą pomocą był mój mąż, i cieszę się że razem przez to prześliśmy.
2 czerwca o godz 2 w noc obudziły mnie skurcze, były co 10 min i myslałam że to znowu fałszywy alarm, poczekałam do godz 4 - nie przechodziły i były juz co 6 min. O 4:45 stwierdziłam ze to chyba jednak to:-)obudziłam męża i powiedziałam mu ze do pracy to on dzisiaj napewno nie pójdzie, zadzwoniłam do rodziców by przyjechali do Wiktorii i o 5:30 wyruszyliśmy do szpitala - skurcze już wtedy miałam nostop:-)w szpitalu chwilę czekałam na lekarza -w wmiędzy czasie sprawdzili tętno małego i było ok. Lekarz po badaniu stwierdził ze natychmiast mam przebierać się koszulę i polecił zawieść mnie na porodówkę, kategorycznie zabronił mi juz chodzić:-)Okazało się że juz miałam pełne rozwarcie - a położna do mojego męza powiedziała że przy trzecim dziecku to napewno urodze w samochodzieNa porodówce byłam o 7, podłączyli mnie pod ktg, skurcze - 120, ból niesamowity. Nie zrobili mi usg bo juz nie było na to czasu:-)pytali mnie kiedy miałam ostatnie usg i ile mały wazył. Więc mówię że trzy tygodnie wcześniej i waga małego - 3200. Więc ok, duży nie będzieZaczęły sie skurcze parte, z bólu myślałam że pogryzę męża:-)Po 10 min partych stwierdziłam ze ja już nie rodze bo nie dam rady, na co położna że innego wyjścia już nie mam (na marginesie super babka). Po następnych 10 min i wielkim wysiłku o godz. 8.20 mały pojawił się na świecie. Mąż przeciął pępowinę i poszedł z małym obok na salę by go zbadali i pomierzyli. Mi zostało urodzic łożysko i dać się pozszywać. Gdy usłyszałam wagę małego to nie wierzyłam - 4985 - położna powiedziała że byłam dzielna.
No cóż - drugi mój poród i jak narazie ostatni - pierwszy był to pikuś w porównaniu z drugim - fakt drugi trwał znacznie krócej - ale był bardziej bolesny z uwagi na rozmiary synka.
Dużą pomocą był mój mąż, i cieszę się że razem przez to prześliśmy.
Ostatnia edycja:
scorpioniczkaa
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 29 Styczeń 2009
- Postów
- 366
U nas było bardzo zabawnie.
W niedziele rano (06.06.2010) zachciało sie mojemu M. amorów. Zbytnio się nie opierałam. Juz po wszytskim, ledwie M. zdążył ze mnie wyjść odeszły mi wody - była8.15. Zareagowalismy smiechem. Szybko sie wyszykowalismy i pojechalismy do szpitala. Po 2 godzinach zaczęłam mieć słabe skurcze. Potem troche mocneijsze, ale do zniesienia. Po 14 zaczęły sie juz całkiem mocne. Dostałam zzo o 15 - u mnie całkiem za darmo i dawane wszystkim rodzącym. i Tak przeczekałam do 19.00. Przyszła nowa polozna zbadała mnie i stwierdziła, ze rozwarcie jest już prawie pełne. Zaleciła pochodzić, zeby szybciej urodziła. O 19.45 zaczęły sie skurcze parte. Były bolesne jak cholera. Nie pamietam takiego bólu z pierwszego porodu.
o 20.20 Dorian był juz z nami. Miałam 5 szwów zewnetrzynych załozonych. PO porodzie czułam się bardzo dobrze. Nie miałam problemów z chodzeniem czy siadaniem. Po 5 dniach zdjeli mi szwy i nie czuje wogóle , ze rodziłam.
Tylko fałdka na brzuchu i ogromne piersi mi o tym przypominaja. No i oczywiście maleńka kochana istota, która sie pojawiła na swiecie.:-)
W niedziele rano (06.06.2010) zachciało sie mojemu M. amorów. Zbytnio się nie opierałam. Juz po wszytskim, ledwie M. zdążył ze mnie wyjść odeszły mi wody - była8.15. Zareagowalismy smiechem. Szybko sie wyszykowalismy i pojechalismy do szpitala. Po 2 godzinach zaczęłam mieć słabe skurcze. Potem troche mocneijsze, ale do zniesienia. Po 14 zaczęły sie juz całkiem mocne. Dostałam zzo o 15 - u mnie całkiem za darmo i dawane wszystkim rodzącym. i Tak przeczekałam do 19.00. Przyszła nowa polozna zbadała mnie i stwierdziła, ze rozwarcie jest już prawie pełne. Zaleciła pochodzić, zeby szybciej urodziła. O 19.45 zaczęły sie skurcze parte. Były bolesne jak cholera. Nie pamietam takiego bólu z pierwszego porodu.
o 20.20 Dorian był juz z nami. Miałam 5 szwów zewnetrzynych załozonych. PO porodzie czułam się bardzo dobrze. Nie miałam problemów z chodzeniem czy siadaniem. Po 5 dniach zdjeli mi szwy i nie czuje wogóle , ze rodziłam.
Tylko fałdka na brzuchu i ogromne piersi mi o tym przypominaja. No i oczywiście maleńka kochana istota, która sie pojawiła na swiecie.:-)
agast22
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 29 Listopad 2005
- Postów
- 3 663
No to i ja napisze jak było u nas.
Od soboty 5.06 leżałam na oddziale patologii ciąży. W niedziele miałam test oksytocynowy, ktory wcale na mnie nie podziałał, za to Jagodke zdenerwował i podniósł jej tętno do 190. W poniedziałek pierwsza poważna próba wywołania. Dostałam oksytocyne i po dwoch godzinach pojawiły sie skurcze co 2 minuty i rozwarcie na 2 cm. Po kolejnych 4 godzinach skurczow, ktore sie nie nasilały, badanie i diagnoza: nadal 2 cm wiec odłączamy oksy czyli 4 godziny skurczow co 2 min na darmo, wrrr
Wtorek- dzien odpoczynku, nie robili mi zupelnie nic po za KTG, ale za to wieczorem odszedł mi pokaźny czop.
Sroda- druga proba wywołania. 0 10 rano podpieli mi oksytocyne, taką samą dawke jak w poniedzialek tylko ze tym razem zadziałała juz po pół godziny! Znowu skurcze co 2-3 minuty, ale jeszcze takie do zniesienia choc czułam ze stają sie coraz mocniejsze. O 12 wezwali mnie na badanie i podjeli decyzje o przebiciu pęcherza płodowego. (kurde, nie wiedzialam ze sie go przecina nożyczkami!!!) Nie bolało w sumie Okazalo sie ze wod wcale nie bylo tak malo jak pokazywalo usg.
No i po przebiciu tych wod zaczęła sie jazda bez trzymanki. Skurcze z minuty na minute coraz mocniejsze. Dzwonie po męża. Godzine jeszcze leze na patologii i czekam az pzygotują dla nas sale do porodu rodzinnego (sala super, oczywiscie klimatyzowana, z wielką wanną, piłkami, drabinkami i wszystkimi gadzetami). Chwile po 13 sala byla gotowa o 14 wpadł mąż. Skurcze juz takie bolesne ze chce umrzeć. Przychodzi polozna, bada, 2 cm.. Chce znieczulenie ale polozna twierdzi ze lepiej zrobie jak wejde do wanny. Ok wchodze na jakies 40 min. Wychodze, skurcze jeszcze mocniejsze, znowu prosze o znieczulenie. Przychodzi anestezjolog, badają mnie- rozwarcie na 6cm. Super. Robią znieczulenie. Ulga. Po 15 minutach skurcze odrobine słabną i znacznie skraca sie czas ich trwania. Z 11 wdechow i wydechow podczas skurczu robi sie 4-5 wiec troche odpoczywam. Odpinają oksytocyne bo mam juz "swoje" skurcze. Za jakis czas przychodzi polozna zeby zbadac jak rozwarcie. Odchyla przescieradlo i wybiega z sali wołając lekarzy. Okazalo sie ze leze w kałuży krwi. Mysleli ze pękła macica po cc. Sprawdzili blizne- cała, pękło jakieś naczynie tylko. Chwała bogu bo juz myslalam ze męczę sie na darmo. Znowu badanie rozwarcia ale bez zmian, wiec znowu podpinają oksy i ktg i wyrok- zostaje Pani pod ktg do konca porodu!! Fuck! Porod na leżąco- masakra! Po 2 godzinach czyli kolo 17 znieczulenie zaczelo puszczac wiec poprosilam o kolejną dawke. Znowu troche odpoczynku, choc zaczely sie bole z krzyza... Po godzinie bylo juz 8cm. O 19 mamy 9cm i zmienia sie połozna. Postanawia odpiąć mnie wreszcie od ktg, kaze wstac, opierac sie o parapet i klysac biodrami. Po 10 minutach jest 10cm. Wracam na łózko bo słabo mi z powodu duzej utraty krwi. Zaczynami przec, nie boli tylko tak rozpycha. Połozna nasmarowuje krocze i glowke Jagodki jakimis oliwkami. Po 2 partym jest główka (nie nacinali mnie i nie pękłam), po 3 cała Jagodka , ale niestety zgieła rączke i rozdarła nieco mamusie łokciem ;/ Mamy 19.35. Potem oczywiscie łóżysko, szycie itd. Bardzo pomogła mi obecnosc męża, choc nie bardzo mial mi jak pomgac bo wiekszosc czasu lezalam. Wazne bylo dla mnie to ze byl, ze przeciąl pępowine, ze przezylismy to razem. Jagodka wazyla 3820, a miała byc mala z powodu małowodzia, hehe
Wg mnie najwazniejsze przy porodzie jest skupienie, oddychanie i liczenie podczas skurczow. Bylam skoncentrowana tak ze szok, wiedzialam ze jak zaczne wrzeszczec albo płakac to strace nad wszystkim kontrole. To takie moje osobiste spostrzezenie i odczucie.
Generalnie, jak widac wszystko jest do przezycia ale nie mialam pojęcia ze istnieje taki koszmarny ból..
Położna Agnieszka Gadomska ze szpitala sw. Zofii na Zelaznej- złota kobieta!!!
Od soboty 5.06 leżałam na oddziale patologii ciąży. W niedziele miałam test oksytocynowy, ktory wcale na mnie nie podziałał, za to Jagodke zdenerwował i podniósł jej tętno do 190. W poniedziałek pierwsza poważna próba wywołania. Dostałam oksytocyne i po dwoch godzinach pojawiły sie skurcze co 2 minuty i rozwarcie na 2 cm. Po kolejnych 4 godzinach skurczow, ktore sie nie nasilały, badanie i diagnoza: nadal 2 cm wiec odłączamy oksy czyli 4 godziny skurczow co 2 min na darmo, wrrr
Wtorek- dzien odpoczynku, nie robili mi zupelnie nic po za KTG, ale za to wieczorem odszedł mi pokaźny czop.
Sroda- druga proba wywołania. 0 10 rano podpieli mi oksytocyne, taką samą dawke jak w poniedzialek tylko ze tym razem zadziałała juz po pół godziny! Znowu skurcze co 2-3 minuty, ale jeszcze takie do zniesienia choc czułam ze stają sie coraz mocniejsze. O 12 wezwali mnie na badanie i podjeli decyzje o przebiciu pęcherza płodowego. (kurde, nie wiedzialam ze sie go przecina nożyczkami!!!) Nie bolało w sumie Okazalo sie ze wod wcale nie bylo tak malo jak pokazywalo usg.
No i po przebiciu tych wod zaczęła sie jazda bez trzymanki. Skurcze z minuty na minute coraz mocniejsze. Dzwonie po męża. Godzine jeszcze leze na patologii i czekam az pzygotują dla nas sale do porodu rodzinnego (sala super, oczywiscie klimatyzowana, z wielką wanną, piłkami, drabinkami i wszystkimi gadzetami). Chwile po 13 sala byla gotowa o 14 wpadł mąż. Skurcze juz takie bolesne ze chce umrzeć. Przychodzi polozna, bada, 2 cm.. Chce znieczulenie ale polozna twierdzi ze lepiej zrobie jak wejde do wanny. Ok wchodze na jakies 40 min. Wychodze, skurcze jeszcze mocniejsze, znowu prosze o znieczulenie. Przychodzi anestezjolog, badają mnie- rozwarcie na 6cm. Super. Robią znieczulenie. Ulga. Po 15 minutach skurcze odrobine słabną i znacznie skraca sie czas ich trwania. Z 11 wdechow i wydechow podczas skurczu robi sie 4-5 wiec troche odpoczywam. Odpinają oksytocyne bo mam juz "swoje" skurcze. Za jakis czas przychodzi polozna zeby zbadac jak rozwarcie. Odchyla przescieradlo i wybiega z sali wołając lekarzy. Okazalo sie ze leze w kałuży krwi. Mysleli ze pękła macica po cc. Sprawdzili blizne- cała, pękło jakieś naczynie tylko. Chwała bogu bo juz myslalam ze męczę sie na darmo. Znowu badanie rozwarcia ale bez zmian, wiec znowu podpinają oksy i ktg i wyrok- zostaje Pani pod ktg do konca porodu!! Fuck! Porod na leżąco- masakra! Po 2 godzinach czyli kolo 17 znieczulenie zaczelo puszczac wiec poprosilam o kolejną dawke. Znowu troche odpoczynku, choc zaczely sie bole z krzyza... Po godzinie bylo juz 8cm. O 19 mamy 9cm i zmienia sie połozna. Postanawia odpiąć mnie wreszcie od ktg, kaze wstac, opierac sie o parapet i klysac biodrami. Po 10 minutach jest 10cm. Wracam na łózko bo słabo mi z powodu duzej utraty krwi. Zaczynami przec, nie boli tylko tak rozpycha. Połozna nasmarowuje krocze i glowke Jagodki jakimis oliwkami. Po 2 partym jest główka (nie nacinali mnie i nie pękłam), po 3 cała Jagodka , ale niestety zgieła rączke i rozdarła nieco mamusie łokciem ;/ Mamy 19.35. Potem oczywiscie łóżysko, szycie itd. Bardzo pomogła mi obecnosc męża, choc nie bardzo mial mi jak pomgac bo wiekszosc czasu lezalam. Wazne bylo dla mnie to ze byl, ze przeciąl pępowine, ze przezylismy to razem. Jagodka wazyla 3820, a miała byc mala z powodu małowodzia, hehe
Wg mnie najwazniejsze przy porodzie jest skupienie, oddychanie i liczenie podczas skurczow. Bylam skoncentrowana tak ze szok, wiedzialam ze jak zaczne wrzeszczec albo płakac to strace nad wszystkim kontrole. To takie moje osobiste spostrzezenie i odczucie.
Generalnie, jak widac wszystko jest do przezycia ale nie mialam pojęcia ze istnieje taki koszmarny ból..
Położna Agnieszka Gadomska ze szpitala sw. Zofii na Zelaznej- złota kobieta!!!
Ostatnia edycja:
więc zaczęło się tak:
w poniedziałek przez cały dzień miałam twardy brzuch (nie zdarzyło mi się to wcześniej) i słabo czułam ruchy maleństwa. zapadła decyzja- jedziemy na IP. tam po zbadaniu wyszły 2 cm rozwarcia i średnie skurcze na ktg. zapadła decyzja że zostaję na obserwacji i zobaczą co będzie się działo. w nocy i w tak do 17 skurcze były bardzo słabe i śmiałam się że do domciu mogą mnie wypisać bo moje dziecko nie chce się urodzić w dzień dziecka jednak stało się inaczej o 18 przyszły skurcze co 10min i rozwarcie się powiększyło. o 21 skurcze były już co 3 min. o 22:20 położna przebiła mi pęcherz płodowy. po odejściu wód poczułam ból :roll: po paru partych Zuza o 23:20 była już z nami. mam parę szwów. powiem wam że dla mnie poród w porównaniu z tym do przechodziłam ponad tydzień po nim to pikuś. szwy ciągnęły, pupa bolała w prawy pośladek coś weszło. od 2 dni dopiero zaczęłam siadać. mam nadzieje że wszystko ładnie się zagoiło.
powiem wam że obecność męża bezcenna ( wcześniej nie chciał być przy porodzie- bo przecież lekarze są od tego :roll: :roll: ) bez niego bym odleciała przy partych i nie wiem jak by to się skończyło.
w poniedziałek przez cały dzień miałam twardy brzuch (nie zdarzyło mi się to wcześniej) i słabo czułam ruchy maleństwa. zapadła decyzja- jedziemy na IP. tam po zbadaniu wyszły 2 cm rozwarcia i średnie skurcze na ktg. zapadła decyzja że zostaję na obserwacji i zobaczą co będzie się działo. w nocy i w tak do 17 skurcze były bardzo słabe i śmiałam się że do domciu mogą mnie wypisać bo moje dziecko nie chce się urodzić w dzień dziecka jednak stało się inaczej o 18 przyszły skurcze co 10min i rozwarcie się powiększyło. o 21 skurcze były już co 3 min. o 22:20 położna przebiła mi pęcherz płodowy. po odejściu wód poczułam ból :roll: po paru partych Zuza o 23:20 była już z nami. mam parę szwów. powiem wam że dla mnie poród w porównaniu z tym do przechodziłam ponad tydzień po nim to pikuś. szwy ciągnęły, pupa bolała w prawy pośladek coś weszło. od 2 dni dopiero zaczęłam siadać. mam nadzieje że wszystko ładnie się zagoiło.
powiem wam że obecność męża bezcenna ( wcześniej nie chciał być przy porodzie- bo przecież lekarze są od tego :roll: :roll: ) bez niego bym odleciała przy partych i nie wiem jak by to się skończyło.
reklama
askut
Fanka BB :)
No to moja kolej. mam chwilkę bo mała śpi. W niedzielę 31.05 rano poczułam jakby cos poleciało mi po nogach. Zadzwoniłąm do gina i mówi żelepiej podjechać do szpitala i sprawdzić. W szpitalu stwierdzili, że to nie wody no i mogłam pojechać do domu. Czułam się jednak niewyraźnie, bolał mnie krzyż, ogólnie taka zmeczona i senna jakaś byłam. Wieczorem położyliśmy się spać, ale o 21.30 zaczęły pojawiać się jakieś nieregularne skurcze. Przed 12 w nocy skurcze pojawiły sie regularnie co 10-12 minut bołało trochę. Poszłam wziąć prysznic, skurcze nie przechodziły. Stwierdziłam jednak, że jeszcze nie ma co jechać do szpitala, bo rozwarcie będzie małe i będę się tam tylko denerwowwać. Pojechaliśmy ok.3.30, chociaż ja chciałam jechać jeszcze póxniej, ale mąż nalegał by jechać. tak więc o 4 byłam przyjęta do szpitala ze skurczami co 5 minut. Akurat mój lekarz miał dyżur, no i rozwarcie było na 3cm. Podłączyli mnie pod ktg, później poszłam wziąć prysznic i po 2 godz. rozwarcie powiększyło się do 5cm. Skurcze zaczęły strasznie boleć. Mąż podawał wodę, połozna masowała krzyż, bo niestety miałam bole krzyżowe. Dostałam dolargan, bo znieczulenie zewnątrzoponowego tam nie podawali, niestety nie pomógł na długo. Następnie przebili mi pęcherz i zaczęło jeszcze bardziej boleć. Skurcze parte też nie były przyjemne, jednak nie miałąm tyle siły by wyprzeć małą i musieli użyć vacum bo małej tętno zaczęło spadać. Jak położyli Zuzkę mi na brzuchu to już było ok, aczkolwiek na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie drugi raz porodu naturalnego, prosiłam kilka razy o cesarkę, ale lekarze i położne byli niewzruszeni. Straciłam dużo krwi i musiałam mieć przetaczaną. Ciśnienie jakie miałam po porodzie to 60 na 30. dobrze, że już to minęło. Zuzia ma już dwa tygodnie i jest super.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 6 tys
- Wyświetleń
- 330 tys
- Odpowiedzi
- 15
- Wyświetleń
- 12 tys
- Odpowiedzi
- 3 tys
- Wyświetleń
- 187 tys
- Odpowiedzi
- 7
- Wyświetleń
- 1 tys
- Odpowiedzi
- 4 tys
- Wyświetleń
- 132 tys
Podziel się: