Juz sporo czasu minęło odkąd urodziłam Nikodema, ale chciałam się z Wami podzielić jak to było - rodziłam w Danii. Postaram się w kilku słowach :-)
Tak więc wszystko zaczęło się w nocy 29.08. Obudziłam się bo bolało mnie ... kolano. No nie mam pojęcia dlaczego akurat kolano, ale tak wyszło
stwierdziłam, ze skoro już nie spie, to pójdę tradycyjnie do toalety. No i zauważyłam, że coś się ze mmie powolutku sączy jednak nie byłam pewna czy popuszczam siuski czy to są wody. Brzuch mnie lekko pobolewał, ale to też juz był standard. Na wkładce zauważyłam troszkę krwi i sie przestraszyłam, że pewnie zaczyna się akcja. Bałam się wejść pod prysznic, bo jak tam by mi odeszły wody, to mogłabym tego nie zauważyć, ale stwierdziłam, że jak mam iść dzisiaj rodzić to nie wyjdę bez umycia włosów
Tak więc umyłam je sobie i czekam co się będzie działo dalej. Cały czas ze mnie coś leciało, więc obudziłam męża i mówię, że chyba zaczyna się akcja porodowa zadzwoniliśmy więc do szpitala (tutaj trzeba zadzwonić, że się jedzie) że przyjedziemy sprawdzić, wzięłam w końcu szybki prysznic, ogoliłam nogi, a mąż dopakował torbę. Jak wyszłam z domu to już całkiem ze mnie chlusnęło.
W szpitalu cisza, pusto - nikt nie rodził. Na porodówce byłam tylko ja. Jak mnie połozna przyjmowała to miałam 4 cm rozwarcia, skurcze jeszcze nie były najgorsze więc chciała mnie wysłać do domu (mieszkam 5 min od szpitala), ale ja się zaparałam że nie pójdę, bo boli coraz częściej. Podłączyła mnie więc do KTG i się okazało, że mam silne skurcze co 2 min. Tak więc zostałam. Dostałam jakiś środek na przeczyszczenie i poszłam sobie pod prysznic gdzie moczyłam się prawie godzinę, bo dawało mi to znaczną ulgę. W ogóle nastawiałam się na poród w wannie (wanna była na każdej sali porodowej), ale koniec końców rodziłam we wszystkich możliwych pozycjach tylko nie w wodzie. Po 3 godzinach od przyjazdu do szpitala miałam już pełne rozwarcie i zaczęłam mieć parte. Niestety tutaj cała akcja się zablokowała - nie mogłam wypchnąć młodego, więc męczyłam się kolejne 4 godziny. Koniec końców, mąż mi musiał podawać tlen, podłączyli mnie do kroplówki i KTG, a dziecku wbili w wychodzący czubek główki sondę, która pilnowała jego pulsu. Położna wezwała lekarza, który dał mi ostatnią szansę na samodzielny poród, a jeśli nie dam rady to będzie wyciągał próżniowo. To mnie chyba zmotywowało, bo się udało i nagle Nikuś był z nami. W Danii raczej nie nacinają, ja strasznie popękałam - szycie bolało mnie najbardziej. Rodziłam bez jakichkolwiek znieczuleń (oprócz szycia) - ale to było na moją własną prośbę (co tylko się chce bez problemu można dostać) Oprócz położnej na sali był mój mąż, bez którego sobie po prostu nie wyobrażam tam być. Położna miała dochodzącą pomoc no i w kryzysowej sytuacji jest wzywany lekarz. Nikodem urodził się o 9.47 z wagą 3270 i miarą 51 cm.
Jak mnie szyli to mąż już trzymał w ramionach synka. Wcześniej jeszcze weszła na salę położna z banku komórek macierzystych i pobrała krew pępowinową bo oddawalismy, ale to już się działo poza mną. Po wszystkim przeszłam na łóżko poporodowe i miałam tam leżeć aż do pierwszego siusiu. Położna potem zmierzyła i zważyła małego oraz dała w piętkę witaminę K, a mąż jako pierwszy ubrał Nikosiowi pieluszkę Ponieważ był już ranek, personel przyniósł nam śniadanie z duńską flagą i życzeniami, a położna przyniosła kosz czapeczek (robionych na szydełku przez "koło gospodyń wiejskich" ) , z których mąż wybrał jedną Nikodemowi.
Później zostalismy przeniesieni na oddział poporodowy. Dostaliśmy własny pokój. Rodziłam z soboty na niedziele, a wyszliśmy do domu w środę po południu i cały ten czas mieszkaliśmy w szpitalu we trójkę. Mąż jedynie płacił za wyżywienie. Tak jest gdy się rodzi po raz pierwszy. Ale gdy spodziewasz sie kolejnego dziecka to wypisują już nawet po 2 godzinach chyba że bardzo chcesz zostać.
Ani na moment dziecko nie było od nas brane, mały był zawsze przy nas.
Sama opieka w szpitalu super Przemiłe pielęgniarki, przychodziły na każde zawołanie, wszystko pokazały na każde pytanie odpowiedziały. Często nawet same wpadały zapytać czy czegoś nam nie potrzeba. Razem z mężem jesteśmy wegetarianami i szpital specjalnie dla nas zamówił na nasz pobyt catering wegetariański Bylismy bardzo pozytywnie zaskoczeni W szpitalu Nikodem dostał trochę żółtaczki, która w sumie mu się utrzymała 7 tyg. Nie sprawdzono jednak jaki jest poziom bilirubiny mimo iż był mocno żółty. Sprawdzomo mu ogólne odruchy, a po 2 dniach pobrano krew (nie wiem na co, bo pielęgniarka nie umiała mi odpowiedzieć) i sprawdzono słuch.
Podsumowując: Poród jak najbardziej chwalę, pobyt i opieka w szpitalu super. Ale jest duże ale - otóż razi mnie to, że nikt w szpitalu nie osłuchał Nikusiowi serduszka, płucek ani ogólnie nie przebadał Punktów w Danii dzieciom nie dają, ale to akurat jest nieistotne. Dla własnego spokoju jak bylismy w PL to go przebadaliśmy i sprawdziliśmy tę bilirubinę.
Na szczęście wszystko jest w porządku, ale byłam pełna niepokoju póki się tego nie przekonałam. Tak więc pod względem medycznym duży minus.
Po całym tym doświadczeniu kolejne dziecko planuję urodzić też w Danii. Za rok mamy w planie zacząć starania.
A miało być w kilku słowach To się chyba nie da :-)