ewelinka2106
Fanka BB :)
To moze i ja opisze mój proód.
A wiec zblizał sie juz termin porodu a u mnie ani nie było widac, ani nie słychac zblizającego sie porodu.. Natawiłam sie nawetn na wywoływnie, zeby później nie byc w szoku.
8.08- termin porodu.. cisza.. mały brykał w brzuszku jak zawsze.. byłam pewna tez jeszcze z kilka dni tam posiedzi. Była to niedziela cały dzien przesiedzielismy w domu z M..
wieczorem połozylismy sie spac około 11. wtedy mówie.. "Misiek moze bys cos podziałal" ;D Nie trzeba go było zbytnio namawiac.. Gdy juz było po.. zaczałą jeszcze troszke poprawiac.. Ale zaczeło mnie bilec i mówie ze lepiej nie, chocmy spac. Zaczełam odczuwac delikatne skurcze ale powiedziałam sobie "nie panikuj, idz spac" I tak było, pewna tego ze nic z tego nie bedzie usiłowałam zasnąć..
9.08- godz. 00:30- skurcze coraz mocnejsze, obudziłam M i mówie ze boli coraz bardziej.. Nie chciałam odrazu jechac do szpitala.. Za duzo sie naczytałam ze w szpiatalu jeszcze mozna sie namęczyc godzinami. Wiec mówie M zeby sie przespał a rano pojedziemy.
godz.3.30- boli maskarycznie. Sukrcze co 4 min. Wstaje siku.. a podemna kałuża krwi. Jedziemy do szpitala.
W szpitalu robia KTG, rozwarcie 5cm. Lewatywa i na sale porodową. M był cały czas ze mną. Na piłke to nawet spojrzec nie chciałam. Jakos zle bylam do niej nastawiona. Chodziłam i stekałam.. Wody sie sączyły.. Było gorzej, gorzej.. Dostałam kroplówke przeciwbólową ale ona nic nie pomogła. Modliłam sie..
Byłam tak wykonczona po całej nocy ze miałam dosc. Zasypiałam miedzy skurczami.. A co mnie najbardziej zdziwiło to wymioty.. Przy skurczu wymiotowałam.. nigdy wczesniej od nikogo tego nie słyszamam.. Myśle no koncze sie.. Powiedziała nie dam rady.. Modliłam sie o cesarake.. Az wreszcie ratunek.. ZASTRZYK. Wtedy było juz błogo. Padałam ze zmęczenia ale byłam szczesliwa. Odrazu przyszły bóle parte i przy 3 parte dudak przyszedł na świat była godzina 8.55.
Polozyli mi Go na brzuchu a ja zalana łzami go całowałam. Najcudowniejsza chwila w moim zyciu! M odciął pępowine i bylismy juz we troje najszczesliwsi na swiecie! nic wiecej sie nie liczyło!
Później mały poszedł na obserwacje a ja juz pełna sił i energi oddzwoniłam wszystkich!
moje szczescie: 3550g, 52cm, 10pkt![Smile :) :)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
I moge ciepriec jeszcze raz.. bo to cudowne cierpienie!
I szczezre wam powiem ze wole rodzic niz nosic 9 miesięcy. Ciąze gorzej wspominam niz poród.
I przekonałam sie ze ból porodowy jest naprawde bólem zapomnianym!
Przepraszma ze tak haotycznie i bez szczegółów ale wiecie jak to przy dziecku.
Pisałam z przerwami na jedzenie, przebieranie, zabawe, usypiani
A wiec zblizał sie juz termin porodu a u mnie ani nie było widac, ani nie słychac zblizającego sie porodu.. Natawiłam sie nawetn na wywoływnie, zeby później nie byc w szoku.
8.08- termin porodu.. cisza.. mały brykał w brzuszku jak zawsze.. byłam pewna tez jeszcze z kilka dni tam posiedzi. Była to niedziela cały dzien przesiedzielismy w domu z M..
wieczorem połozylismy sie spac około 11. wtedy mówie.. "Misiek moze bys cos podziałal" ;D Nie trzeba go było zbytnio namawiac.. Gdy juz było po.. zaczałą jeszcze troszke poprawiac.. Ale zaczeło mnie bilec i mówie ze lepiej nie, chocmy spac. Zaczełam odczuwac delikatne skurcze ale powiedziałam sobie "nie panikuj, idz spac" I tak było, pewna tego ze nic z tego nie bedzie usiłowałam zasnąć..
9.08- godz. 00:30- skurcze coraz mocnejsze, obudziłam M i mówie ze boli coraz bardziej.. Nie chciałam odrazu jechac do szpitala.. Za duzo sie naczytałam ze w szpiatalu jeszcze mozna sie namęczyc godzinami. Wiec mówie M zeby sie przespał a rano pojedziemy.
godz.3.30- boli maskarycznie. Sukrcze co 4 min. Wstaje siku.. a podemna kałuża krwi. Jedziemy do szpitala.
W szpitalu robia KTG, rozwarcie 5cm. Lewatywa i na sale porodową. M był cały czas ze mną. Na piłke to nawet spojrzec nie chciałam. Jakos zle bylam do niej nastawiona. Chodziłam i stekałam.. Wody sie sączyły.. Było gorzej, gorzej.. Dostałam kroplówke przeciwbólową ale ona nic nie pomogła. Modliłam sie..
Byłam tak wykonczona po całej nocy ze miałam dosc. Zasypiałam miedzy skurczami.. A co mnie najbardziej zdziwiło to wymioty.. Przy skurczu wymiotowałam.. nigdy wczesniej od nikogo tego nie słyszamam.. Myśle no koncze sie.. Powiedziała nie dam rady.. Modliłam sie o cesarake.. Az wreszcie ratunek.. ZASTRZYK. Wtedy było juz błogo. Padałam ze zmęczenia ale byłam szczesliwa. Odrazu przyszły bóle parte i przy 3 parte dudak przyszedł na świat była godzina 8.55.
Polozyli mi Go na brzuchu a ja zalana łzami go całowałam. Najcudowniejsza chwila w moim zyciu! M odciął pępowine i bylismy juz we troje najszczesliwsi na swiecie! nic wiecej sie nie liczyło!
Później mały poszedł na obserwacje a ja juz pełna sił i energi oddzwoniłam wszystkich!
moje szczescie: 3550g, 52cm, 10pkt
I moge ciepriec jeszcze raz.. bo to cudowne cierpienie!
I szczezre wam powiem ze wole rodzic niz nosic 9 miesięcy. Ciąze gorzej wspominam niz poród.
I przekonałam sie ze ból porodowy jest naprawde bólem zapomnianym!
Przepraszma ze tak haotycznie i bez szczegółów ale wiecie jak to przy dziecku.
Pisałam z przerwami na jedzenie, przebieranie, zabawe, usypiani