Moje Maleństwo też śpi - zresztą ma automatyczną Nianię w postaci 3-letniej Martynki (chrześnica narzeczonego mojej siostry), która jest w nią wpatrzona jak w obrazek i jak tylko się Jaga ruszy to mi głośno Martynka o tym komunikuje
mój poród był dla mnie dość mocnym zaskoczeniem, a w sumie to jego początki.. 22.05. o 4:30 obudziło mnie parcie na siku, więc wstałam i poszłam do wc.. Załatwiłam swoją potrzebę ale jak wstałam i zrobiłam krok do przodu "popuściłam" troszkę.. Zaskoczyło mnie to niezle.. Przebrałam bieliznę, usiadłam raz jeszcze na kibelek, wycisłam resztki siku z siebie, wstałam, umyłam ręce i .. ledwo ruszyłam za drzwi w stronę pokoju - znowu popuściłam, ale bylo to takie kontrolowane przeze mnie, więc... nawet nie podejrzewałam, że mogły by być to wody płodowe. Założyłam podpaskę i poszłam spać. Obudziłam się ponownie ok. 9:00 - poszłam do wc i jakież było moje szczęśliwe zaskoczenie, gdy ujrzałam na podpasce fragment czopu!!! Nareszcie "COŚ" ruszyło!!! No to jak już ruszyło, to ... wypadałoby zadbać o siebie!!! Pofarbowałam sobie włosy;-) (a co!!! trzeba jakoś wyglądać;-)), wykąpałam się, podgoliłam... Przez całe przedpoludnie i popołudnie nie miałam dodatkowych objawów poza tym odrywającym się czopem, ktory miał taką rzadką konsystencję.. Przed 15:00 zaczęłam robić naleśniki, gdy nagle poczułam jakieś bóle.. Ale było to do wytrzymania - zresztą kolejny pojawił się dopiero po 30 minutach. ok. 16:00 położyłam się do łóżka - postanowiłam się zdrzemnąć.. jednak po 20 minutach znowu poczułam kolejne bóle, po 15 minutach znowu... Stwierdziłam, że chyba się zaczęło! Pogoniłam męża do obiadu, następnie pod prysznic. Przed 19:00 byłam już w szpitalu. Badanie gin. wykazało już 4 cm rozwarcie, a skurcze pojawiały się co 8-6 minut.. Jednak jak powiedziałam o tym moim nocnym "popuszczaniu" - położna i lekarka zaczęły podejrzewać, że możliwe iż to wody płodowe zaczęły się sączyć. Męża odprawiono mi na godzinę do domku, a ja w tym czasie miałam zająć się dokumentacją no i zostałam podłączona do KTG. Następnie otrzymałam lewatywkę. W między czasie pojawił się mój M. Prysznic.. No i kolejne KTG, podczas , którego podłączono mi okscytocynę (a było to o 21:50). I zaczął się HORROR!!! Masakra - ból nie do zniesienia!!! Podczas skurczy dosłownie wariowałam z bólu - i lepiej dla innych było aby mnie nie dotykać, nie dmuchać w moim kierunku, w ogole cicho-sza!!! O północy "skakałam" jeszcze na piłce.. Po jakimś czasie miałam kolejne badanie gin - i okazało się, że jest już pełne rozwarcie, wiec.. ZACZELIŚMY!!! Mąż mnie cisnął od tyłu, lekarka naciskała na brzusio - i tym sposobem, trzy "skłony" w dół, ok. 7-9 parć i o 00:30 Jagódka była już z NAMI (w książeczce zdrowia dziecka mam zapisane - II etap porodu - 10 minut)!!! 3650 g, 56 cm i 9 pkt. (była dwukrotnie owinięta pępowiną, przez co calutka była sina) w skali Abgar.
Kolejną traumą, po okscytocynie było szycie krocza - zostałam delikatnie nacięta, no i zostałam obdarzona 3 szwami:-(
Jesteśmy przeszczęśliwi i z porodu, i z personelu szpitala, a przede wszystkim z Naszej Cudownej CÓRECZKI:-):-):-)
Gdyby nie M - nie wiem jakbym to wszystko przeżyła i jakby się całość potoczyła Kocham Go za to jeszcze mocniej (a myślałam, że jest to raczej nie możliwe..).
mój poród był dla mnie dość mocnym zaskoczeniem, a w sumie to jego początki.. 22.05. o 4:30 obudziło mnie parcie na siku, więc wstałam i poszłam do wc.. Załatwiłam swoją potrzebę ale jak wstałam i zrobiłam krok do przodu "popuściłam" troszkę.. Zaskoczyło mnie to niezle.. Przebrałam bieliznę, usiadłam raz jeszcze na kibelek, wycisłam resztki siku z siebie, wstałam, umyłam ręce i .. ledwo ruszyłam za drzwi w stronę pokoju - znowu popuściłam, ale bylo to takie kontrolowane przeze mnie, więc... nawet nie podejrzewałam, że mogły by być to wody płodowe. Założyłam podpaskę i poszłam spać. Obudziłam się ponownie ok. 9:00 - poszłam do wc i jakież było moje szczęśliwe zaskoczenie, gdy ujrzałam na podpasce fragment czopu!!! Nareszcie "COŚ" ruszyło!!! No to jak już ruszyło, to ... wypadałoby zadbać o siebie!!! Pofarbowałam sobie włosy;-) (a co!!! trzeba jakoś wyglądać;-)), wykąpałam się, podgoliłam... Przez całe przedpoludnie i popołudnie nie miałam dodatkowych objawów poza tym odrywającym się czopem, ktory miał taką rzadką konsystencję.. Przed 15:00 zaczęłam robić naleśniki, gdy nagle poczułam jakieś bóle.. Ale było to do wytrzymania - zresztą kolejny pojawił się dopiero po 30 minutach. ok. 16:00 położyłam się do łóżka - postanowiłam się zdrzemnąć.. jednak po 20 minutach znowu poczułam kolejne bóle, po 15 minutach znowu... Stwierdziłam, że chyba się zaczęło! Pogoniłam męża do obiadu, następnie pod prysznic. Przed 19:00 byłam już w szpitalu. Badanie gin. wykazało już 4 cm rozwarcie, a skurcze pojawiały się co 8-6 minut.. Jednak jak powiedziałam o tym moim nocnym "popuszczaniu" - położna i lekarka zaczęły podejrzewać, że możliwe iż to wody płodowe zaczęły się sączyć. Męża odprawiono mi na godzinę do domku, a ja w tym czasie miałam zająć się dokumentacją no i zostałam podłączona do KTG. Następnie otrzymałam lewatywkę. W między czasie pojawił się mój M. Prysznic.. No i kolejne KTG, podczas , którego podłączono mi okscytocynę (a było to o 21:50). I zaczął się HORROR!!! Masakra - ból nie do zniesienia!!! Podczas skurczy dosłownie wariowałam z bólu - i lepiej dla innych było aby mnie nie dotykać, nie dmuchać w moim kierunku, w ogole cicho-sza!!! O północy "skakałam" jeszcze na piłce.. Po jakimś czasie miałam kolejne badanie gin - i okazało się, że jest już pełne rozwarcie, wiec.. ZACZELIŚMY!!! Mąż mnie cisnął od tyłu, lekarka naciskała na brzusio - i tym sposobem, trzy "skłony" w dół, ok. 7-9 parć i o 00:30 Jagódka była już z NAMI (w książeczce zdrowia dziecka mam zapisane - II etap porodu - 10 minut)!!! 3650 g, 56 cm i 9 pkt. (była dwukrotnie owinięta pępowiną, przez co calutka była sina) w skali Abgar.
Kolejną traumą, po okscytocynie było szycie krocza - zostałam delikatnie nacięta, no i zostałam obdarzona 3 szwami:-(
Jesteśmy przeszczęśliwi i z porodu, i z personelu szpitala, a przede wszystkim z Naszej Cudownej CÓRECZKI:-):-):-)
Gdyby nie M - nie wiem jakbym to wszystko przeżyła i jakby się całość potoczyła Kocham Go za to jeszcze mocniej (a myślałam, że jest to raczej nie możliwe..).