Witam,
zakładam nowy wątek, bo nie znalazłam żadnego wątku o podobnym tytule - aby od razu było wiadomo w czym rzecz.
Mam niespełna rocznego synka, którego wychowuję samotnie.
Tatuś jego dążył do tego abym nie donosiła ciąży do końca, z góry zakładał, że dziecka "nie będzie" (np. umrze przy porodzie). Nie szykował wyprawki, nie dawał pieniędzy na wizyty u lekarza, nie chciał kupować najpotrzebniejszych rzeczy dla dziecka. To co zakupiłam sama - nawet nie oglądał (film w tv był ważniejszy). Znęcał się nade mną psychicznie, poniżał, wyzywał.
Dziecko urodziło się w marcu ubiegłego roku. Zostało zarejestrowane z moim nazwiskiem (ojciec jednak widnieje w akcie urodzenia). Nie mieliśmy ślubu, nie byliśmy zaręczeni, nie mieszkaliśmy razem.
Rozstaliśmy się bardzo krótko po narodzinach dziecka, bo pił (całą ciążę też nadużywał alkoholu), próbował mnie uderzyć kilkakrotnie (potrząsał mną, popychał, ściskał i wykręcał ręce - zawsze tak aby nie było śladów). Groził, że zabierze dziecko, bo to jego syn.
Stracił pracę (zwolniony dyscyplinarnie - za złodziejstwo), zabrali mu prawo jazdy - jeździł pijany autem, kilkakrotnie z powodu awantur w swoim rodzinnym domu i rozbojów był zatrzymywany na komisariacie. Leczony psychiatrycznie, przerwał leczenie (próba samobójcza - powiesił się, ale babcia go znalazła i odcięła).
Wyzywa mnie od najgorszych, nachodzi (w nocy) - wchodzi na teren podwórka, zdarzało się, że spał w stajni(mam konie) tylko po to aby "czekać" na mojego "kochanka".
Cięgle mnie zastrasza, szantażuje, nie chce dawać pieniędzy na dziecko.
Powinnam mu ograniczyć władzę rodzicielską albo założyć choćby sprawę o alimenty, ale on ciągle grozi, że się zabije.
Mam dość, jestem skrajnie znerwicowana(trzęsę się do tego stopnia, że dziecku nie mogę trafić łyżeczką do buzi). On bardzo często stoi autem w okolicy i obserwuje mój dom. Boję się sama wychodzić z małym na spacery, boję się chodzić wieczorem oprzątać zwierzaki. Po 10 razy sprawdzam, czy dom jest zamknięty zanim pójdę spać... bo boję się, że wejdzie i zabierze mi synka. W nocy mam lęki, że stoi nade mną... budzą mnie koszmary, zdarza się, że wcale spać nie mogę.
Mieszkam z rodzicami i on tylko przed rodzicami czuje respekt.
Co mam zrobić? chciałabym zacząć żyć normalnie, spokojnie, przestać się bać... ojciec odwiedza dziecko sporadycznie, w sytuacji kiedy z soboty na niedzielę dziecko dostało zapalenia krtani i wezwałam z niedzielę rano lekarza (do domu - sama za to zapłaciłam) miał do mnie pretensje - bo według niego powinnam jechać do szpitala albo iść w poniedziałek do przychodni, skoro lekarz przyjmuje tam za darmo(kazał czekać kolejną noc, gdy dziecko miało duszności).
Kilka razy powiedział, że "to twoje dziecko i twój problem" i że on nie chciał dziecka już od początku.
Gdzie szukać pomocy? gdzie się zgłosić? czy mam szansę wywalczyć zakaz zbliżania się do dziecka jak i do mnie? boje się tego, że podpali mi stajnie... jak ruszę cokolwiek w sądzie:-(
Jednakże jestem już wykończona psychicznie, 'wypalona' - przez nerwy chudnę w oczach, przemęczona tym wszystkim.
Kocham synka i nie chcę już sytuacji, kiedy on odczuwa moje roztrzęsienie bo zaraz widzę po jego maleńkich oczkach, że też się boi :-(
Proszę o pomoc:-(
zakładam nowy wątek, bo nie znalazłam żadnego wątku o podobnym tytule - aby od razu było wiadomo w czym rzecz.
Mam niespełna rocznego synka, którego wychowuję samotnie.
Tatuś jego dążył do tego abym nie donosiła ciąży do końca, z góry zakładał, że dziecka "nie będzie" (np. umrze przy porodzie). Nie szykował wyprawki, nie dawał pieniędzy na wizyty u lekarza, nie chciał kupować najpotrzebniejszych rzeczy dla dziecka. To co zakupiłam sama - nawet nie oglądał (film w tv był ważniejszy). Znęcał się nade mną psychicznie, poniżał, wyzywał.
Dziecko urodziło się w marcu ubiegłego roku. Zostało zarejestrowane z moim nazwiskiem (ojciec jednak widnieje w akcie urodzenia). Nie mieliśmy ślubu, nie byliśmy zaręczeni, nie mieszkaliśmy razem.
Rozstaliśmy się bardzo krótko po narodzinach dziecka, bo pił (całą ciążę też nadużywał alkoholu), próbował mnie uderzyć kilkakrotnie (potrząsał mną, popychał, ściskał i wykręcał ręce - zawsze tak aby nie było śladów). Groził, że zabierze dziecko, bo to jego syn.
Stracił pracę (zwolniony dyscyplinarnie - za złodziejstwo), zabrali mu prawo jazdy - jeździł pijany autem, kilkakrotnie z powodu awantur w swoim rodzinnym domu i rozbojów był zatrzymywany na komisariacie. Leczony psychiatrycznie, przerwał leczenie (próba samobójcza - powiesił się, ale babcia go znalazła i odcięła).
Wyzywa mnie od najgorszych, nachodzi (w nocy) - wchodzi na teren podwórka, zdarzało się, że spał w stajni(mam konie) tylko po to aby "czekać" na mojego "kochanka".
Cięgle mnie zastrasza, szantażuje, nie chce dawać pieniędzy na dziecko.
Powinnam mu ograniczyć władzę rodzicielską albo założyć choćby sprawę o alimenty, ale on ciągle grozi, że się zabije.
Mam dość, jestem skrajnie znerwicowana(trzęsę się do tego stopnia, że dziecku nie mogę trafić łyżeczką do buzi). On bardzo często stoi autem w okolicy i obserwuje mój dom. Boję się sama wychodzić z małym na spacery, boję się chodzić wieczorem oprzątać zwierzaki. Po 10 razy sprawdzam, czy dom jest zamknięty zanim pójdę spać... bo boję się, że wejdzie i zabierze mi synka. W nocy mam lęki, że stoi nade mną... budzą mnie koszmary, zdarza się, że wcale spać nie mogę.
Mieszkam z rodzicami i on tylko przed rodzicami czuje respekt.
Co mam zrobić? chciałabym zacząć żyć normalnie, spokojnie, przestać się bać... ojciec odwiedza dziecko sporadycznie, w sytuacji kiedy z soboty na niedzielę dziecko dostało zapalenia krtani i wezwałam z niedzielę rano lekarza (do domu - sama za to zapłaciłam) miał do mnie pretensje - bo według niego powinnam jechać do szpitala albo iść w poniedziałek do przychodni, skoro lekarz przyjmuje tam za darmo(kazał czekać kolejną noc, gdy dziecko miało duszności).
Kilka razy powiedział, że "to twoje dziecko i twój problem" i że on nie chciał dziecka już od początku.
Gdzie szukać pomocy? gdzie się zgłosić? czy mam szansę wywalczyć zakaz zbliżania się do dziecka jak i do mnie? boje się tego, że podpali mi stajnie... jak ruszę cokolwiek w sądzie:-(
Jednakże jestem już wykończona psychicznie, 'wypalona' - przez nerwy chudnę w oczach, przemęczona tym wszystkim.
Kocham synka i nie chcę już sytuacji, kiedy on odczuwa moje roztrzęsienie bo zaraz widzę po jego maleńkich oczkach, że też się boi :-(
Proszę o pomoc:-(