reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

o tym co nas gryzie,raduje ...czyli pogaduchy o wszystkim i o niczym!!!

czyli skad sie wziely nasze fasolki w brzuszkach :-)
bo to wiadomo, ze roznie bywa, chodz jak mowia wszystkie dzieci nasze sa, to jedne oczekiwane od dawna, planowane, jedne z randki z nieznajomym inne z zaplodnienia invitro albo z wpadki nawet z wlasnym mezem np po 15 latach malzenstwa:tak:
a jak to bylo z wami:confused: :happy: :-p
 
reklama
ja swojej kruszynki NIE PLANOWALAM
choc przyznam ze od dawna myslalam o wlasnej ratolosli, a moj ukochany od jakiegos czasu zaczal mowic ze jak dla niego to jak najbardziej juz mogloby by byc, ze on nie jest pewiem czy np za 10 lat to on jeszcze bedzie chcial i takie tam...
wzielismy slub 15 lipca, gdy akurat mialam okres :tak: i po niecalych dwoch tygodniach wyjechalismy w gory, i tamze bylo tak bosko, chata w srodku lasu z dala od ludzi, piekna pogoda, i tak nam bylo razem dobrze ze ja wiedzac ze nie chce jeszcze planowac dzici pozwolilam sobie jak to sie mowi PUJSC NA CALOSC czyli bez zabezpieczenia szal pal (to bylo dokladnie 24 lipca), jeszcze przytrzymalam kochanka wiedzac ze robi sie naprawde niebezpiecznie;-) i bylo codownie, to byl niezapomniany urlop...

na drugi dzien gdy stalo sie jesne ze moze byc dzidzius stwierdzilam, ze to byl szal pal ale ja nie jestem gotowa zeby zostac matka i natychmiast jedziemy do apteki. Moj maz ku mojemu zdziwieniu powiedzial ze szanuje moje zdanie choc wg niego, to marnotrastwo nasienia, ze on by pozwolil dzialac naturze i tak mi sie to spodobalo!!! ale ze slowo sie rzeklo kupilismy tzw TABLETKE PO STOSUNKU (w szwecji bez recepty :-)) i polknelam i myslalam, ze po bolu (stosowalam juz kiedys te tabletki i odrazu mialam okres na drugi, trzeci dzien) jednak w glowie zaswitala mi mysl ze w sumie to moze wlasnie nadszedl czas na bycie matka...

I WIECIE CO, TABLETKA NIE ZADZIALALA!!!!!! (lekarka potem mowila ze ma juz niejedna ciezarna po tych tabletkach, choc to ponad 80% skutecznosci)
po kilku tygodniach gdy bylam juz spozniona z okresem z 2 tyg zrobilam test i nie zadzialal najpierw, potem kupilam drugi, maz byl na wyjezdzie, wyslalam mu info sms, odpisal I LOVE YOU... plakac mi sie chce jak sobie to przypominam teraz, kestem tala szczesliwa ze juz niedlugo bedziemy mieli nasza kruszynke na swiecie:happy:

najciekawsze dla mnie jest to ze nie stalo (a moglo oj moglo) sie to wczesniej tylko akurat po slubie jak na porzadna pare przystalo :-p i to przy pierwszej mojej owulacji, Boze alem plodna!

a przypomnialo mi sie jeszcze ze dokladnie w tydzien po zaplodnieniu bedac w polsce poszlam na rutynowa kontrole do ginekologa, babka sie nie zorientowala i wypisala mi, na moja prosbe 6 recept na tabletki antykoncepcyjne wiedzac ze wyjezdzam na dluzej. i wiecie co, jak tych tabletek nie wykupilam, cos mi powiedzialo ze nie potrzebuje... :-D
 
znalazlam stare zdjecie, gdy bylam wtedy w Polsce
to dokladnie 3 tydzien ciazy, czyli 1 tydzien od zaplodnienia!!! :-)
jeszcze nie wiedzialam co sie swieci :laugh2:
 
Anusia-faktycznie :-) może rozyspiemy się teGo sameGo dnia :-)

Młoda Mamusiu :-) ciesze się że jest ci raźniej :-)
 
Bardzo ladna historia... az sie usmiechnelam:-)
U mnie az tak romantycznie nie bylo.
Moj M na dzidzie juz byl gotowy, ale ja ciagle mialam obiekcje, ze jeszcze nie, jeszcze sie chcialam wyszalec itd. Fakt, ze mialam 29 lat jednak sklonilo mnie zeby zaczac myslec na powaznie. tabletki odstawilam jakis czas temu, ale caly czas kontrolowalam zeby przypadkiem nie w dni plodne. W koncu raz czy dwa razy peklam i kochalismy sie w dni plodne, ale kazdego nastepnego dnia modlilam sie , zeby sie jednak nie udalo, bo jeszcze za wczesnie i nie jestem gotowa.
Ostatecznie w licpu naszla mnie mysl, ze moze i juz czas i ze chce i ze czas leci i po co czekac no i stalo sie, niestety nie wiemy dokladnie ktorego dnia ( mamy rozne zdania z M). Zanim przyszedl czas na @ juz czulam , ze cos sie we mnie dzieje, a to piersi bolaly, ale tak jakos inaczej. Wiedzialam ,ze nasza fasoleczka zakielkowala, ale postanowilismy poczekac, az do dnia po planowanej @ zeby zrobic test.
Jak ten dzien nadszedl to nie chcialam robic testu bo juz mi sie odmienilo i wcale nie chcialam byc w ciazy, ale trzeba bylo zrobic i sprawdzic. Bylismy razem i czekalismy na dwie kreseczki i sie pojawily. ja w placz, ze to koniec juz mojego swiata, a moj M z usmiechem, ze to super i ze dobrze bedzie.
dzis juz tez sie ciesze, ale nadal mam wrazenie, ze jeszcze tyle mialam zrobic a teraz to juz kibel. Podrozowanie , imprezowanie i wogole spontaniczne zycie bedzie utrudnione.
 
M_KTOSIU, wspaniala historia...:-)

A my staralismy sie od okolo 8 miesiecy i powiem szczerze ze juz myslalam ze jest ze mna cos nie tak...:-( , bo nie zabezpieczalismy sie wcale i ciagle nic....Poza tym kolezanka z pracy tez starala sie o dzidziusia, tak wiec wspieralysmy sie wzajemnie - jej sie udalo, niestety w czerwcu poronila i zrobilo sie strasznie smutno (to byl poczatek 3 miesiaca... ).
W ogole jakis dziwny byl ten czerwiec, ja w koncu zlpalam jakas angine i wyladowalam na zwolnieniu lekarskim....no i wtedy mialam dostac okres....ale zaczal sie spozniac...Zapalila sie we mnie iskierka nadziei, poniewaz zawsze mialam regularne cykle, wiec pomyslalam, ze moze sie udalo nareszcie. Pobieglam po test ciazowy i wynik byl dla mnie jakis taki niejednoznaczny, poniewaz druga kreska byla taka ledwo zauwazalna...Zaczelam nawet myslec ze tak bardzo chce tego dziecka ze mam urojenia i widze na tym tescie cos czego nie ma. Za 2 dni test powtorzylam (wmawialam sobie ze pewnie bylo jeszcze za wczesnie i moze teraz kreska bedzie wyrazniejsza). Kreska nadal byla blada, ale troszke bardziej widoczna. Kolezanka (ta ktora poronila) poradzila zeby zrobic test Bhcg z krwi - bo to pewniejsze. 21.06 wynik wynosil 23.25 co odpowiada ok 4 tygodniowi ciazy. Bylam wtedy chyba najszczesliwsza osoba na swiecie. A jak moj M sie cieszyl.....:-) Oczywiscie umowilam sie od razu do gin. choc zdawalam sobie sprawe, ze to jeszcze za wczesnie na stwierdzenie przez badanie....Oczywiscie na usg nie bylo jeszcze nic widac. Gin. kazal przyjsc za kilka dni - i niestety nadal nie bylo widac pecherzyka...Ja zaczelam sie denerwowac, ale gin. nie chcial nic mowic, kazal czekac i znowu przyjsc za kilka dni i pare razy powtorzyc to badanie Bhcg (poziom hormonu wzrastal, wiec to mnie pocieszalo). W koncu 5 lipca na usg bylo widac pecherzyk, ale gin. mial mine jakas nie za bardzo, cos krecil nosem ze Bhcg nie rosnie tak szybko jak powinno, ale nic wiecej nie chcial powiedziec, tylko kazal przyjsc znowu za tydzien...Strasznie sie denerwowalam tym wszystkim, bo nie wiedzialam co jest grane, ale bylam pelna nadziei...Niestety nie doczekalam kolejnej wizyty, 10 lipca zaczelam plamic...(na dodatek moj M tego samego dnia rano wyjechal na delegacje na 5 dni...). A ja niewiedzialam co mam robic, postanowilam polozyc sie na chwilke, pomyslalam ze moze plamienie minie w koncu nie bylo mocne....Ale nie mijalo :sick: Zadzwonilam do mojego gin., to bylo okolo 19 - kazal mi natychmiast przyjezdzac...Podczas usg bylo widac tylko zapadajacy sie pecherzyk i rozlewajaco sie w macicy krew...:sick: Usg bylo cale zakrwawione, to juz nie bylo plamienie....:sick: Lekarz powiedzial ze jak chce to moge jechac do szpitala, ale on sadzi ze to byla tak wczesna ciaza ze nie ma takiej koniecznosci, macica sama sie wyczysci....Nie pojechalam do szpitala, wyszlam od lekarza cala zaplakana, ludzie glupio mi sie przygladali na ulicy, a ja szlam i ryczalam, wsiadlam do taksowki i dalej ryczalam....Bylo mi tak strasznie zle, tym bardziej ze nie bylo przy mnie mojego M...Przyjechala do mnie za to kolezanka, niedawno przezyla to samo i wiedziala jak jest mi zle....Nastepny tydzien minal mi na ciaglym placzu, caly czas zastanawialam sie co zrobilam nie tak. To ze lekarz mowil ze we wczesnej ciazy czesto sie tak zdarza, wcale mnie nie przekonywalo. Krwawilam 8 dni...

Po tym zdarzeniu pierwszy raz kochalismy sie z moim M 31.07 - nie zabezpieczylismy sie, pomimo ze wiedzialam ze powinnismy poczekac pare miesiecy z nastepna proba....Po prostu sie uparlam, poza tym stwierdzilam, ze po poronieniu organizm bedzie potrzebowal troche czasu na dojscie do siebie. Dziwilam sie troche bo moj sluz przypominal taki owulacyjny, ale zbytnio nie robilam sobie zadnych nadziei, nie myslalam o tym ze znowu zajde w ciaze...
To byl poczatej naszego urlopu, 3 dni pozniej polecielismy do Tunezji. 08.08 rano zauwazylam na wkladce lekko zarozowiony sluz, myslalam ze dostalam okres, w koncu minal miesiac od poronienia...Ale nic wiecej sie nie pojawilo...Myslalam, ze to pewnie zmiana klimatu, poza tym organizm sie jeszcze nie wyregulowal itd. 2 tyg urlopu sie skonczyly, przylecielismy do Polski. Brak okresu zaczal mnie zastanawiac pod koniec sierpnia. I tak z ciekawosci postanowilam zrobic test ciazowy - nie wierzac zbytnio ze ma to jakikolwiek sens. To byl 28.08 - i test pokazal 2 grube rozowe krechy...Bylismy w szoku. Potem bylo wizyta u gin. - na usg pecherzyk ciazowy pponad 5 razy wiekszy niz wtedy...a w nim fasolka z bijacym serduszkiem!!!!!:-) 2 tygodnie poziom hormonu bHCG urosl do 142917. Maluszek rosl jak na drozdzach :-) Dopiero teraz zdalam sobie sprawe, ze tamta ciaza rozwijala sie zle...

Pomimo tego ze balam sie nastepnego poronienia, wierzylam, ze bedzie dobrze tym razem. I jest!!!!! Rezultat widac na suwaczku!!!:-D

A ja za kazdym razem jak patrze na moj brzuszek i jak czuje kopniaczki mojego synusia mysle sobie o tym ze to prawdziwy cud i najwieksze szczescie jakie mnie moglo w zyciu spotkac....:-)

I jeszcze jedna dobra wiadomosc, kolezanka z pracy tez jest znowu w ciazy, termin na lipiec...:-)
 
Jak wiecie rok temu dokladnie w Sylwestra stracilam ciaze :zawstydzona/y:- ktora byla zaskoczeniem dla mnie i mojego owczesnego chlopaka !
jednak postanowilismy sie 2 miesiace pozniej pobrac ( 18 lutego bedziemy mieli rocznice).Po slubie lykalam tabletki ale krotko bo po kazdych wymiotowalam.potem nie zabezpieczalismy sie tylko ja liczylam dni plodne.
Dzidziusia jako tako nie planowalismy ale bylismy swiadomi, ze jest istnieje duze ryzyko zajscia w ciaze- ja i moj maz nie zabezpieczalismy sie.(w ogole )
latem jak bylismy na basenie moj maz powiedzial do mnie, ze moze zdecydowalibysmy sie na dzidziusia.
mnie az ciarki przeszly przez skore - ale sie ucieszylam bo zawsze pragnelam miec dzidziusia.
jednak mimo tej rozmowy dalej liczylam dni plodne !
jednak w czerwcu chcialam sprawdzic w kalendarzu czy mozemy sie kochac do konce i zle sie popatrzylam i pomylilam sie o tydzien !!!!!
kolejnej miesiaczki nie dostalam kupilam test i zrobilam sam w domu.
ze szczescia plakalam !!!!!
zadzwonilam do meza ktory byl w pracy i powiedzialam, ze mam niespodzianke dla niego !!!!!!
maz przyjechal w nocy i myslal, ze pewnie cos dobrego zgotowalam !!!!
ja kazalam mu zamknac oczy i dalam do reki test ciazowy !!!!!
jak moje kochanie zobaczylo 2 kreseczki plakal ze szczesia i powiedzial, ze jest najszczesliwszym czlowiekiem na ziemi !!!!!!!
 
aneta23 wzruszajaca historia z happy endem :-) przerazilam sie na poczatku...
ja jak poszlam pierwszy raz do jin to byl 8 tydzien i myslalam ze mnie zbadaja krew, beda potwierdzac czy naprawde to ciaze, a ta mnie na lezanke, skaner i juz mowi prosze popatrzec na monitor, plod 8 milimetrow, o widzi pani jak miga to jego serduszko... to byl jeden z najszczesliwszych dni mojego zycia, i tylko matki potrafia to pojac...:laugh2:
gratulacje dla kolezanki!!!
koral jak to milo sie czyta, to byly takie piekne chwile nie, te kreseczki na tescie, szczegolnie teraz jak nam ciezko na koncowce dobrze jest sobie to przypomniec!!! no i fajnie ze sie o ten tydzien pomylilas wtedy hehe
 
reklama
Moja druga ciąża była zaplanowana w zasadzie co do dnia:) Chcieliśmy aby między naszymi dziećmi było właśnie jakieś 5 lat różnicy. W czerwcu dwutygodniowy urlop w Bułgarii, czas na to żeby jeszcze się wyszaleć, pobawić, napić jakiegoś drinusia... a potem do roboty. Tabletki odstawiłam już w styczniu, ale chciałam dać mojemu organizmowi pare miesięcy na przyzwyczajenie się do sytuacji. Przyszedł lipiec i już bez żadnego skrępowania zaczęliśmy się "przytulać". Przed spodziewaną miesiączką już czułam, że mam pełniejsze i bardziej wrażliwe piersi (tak jak przy pierwszej ciąży), byłam prawie pewna, że sie udało. Zrobiłam test i... jedna krecha... Przyszło wielkie rozczarowanie, chociaż to dopiero początek ja byłam starsznie rozczarowana. Teraz dopiero wyobrażam sobie co czuja dziewczyny, które starają się o dzidziusia kilka lat.
Za dwa dni powtórka i kolejny test. Nadal jedna krecha, ale testu jakoś nie wyrzuciłam tylko schowałam do torebki. Po kilku godzinach zerkam jeszcze raz, a tu taka słabiuteńka druga kreseczka...
Na drugi dzień biegiem do lekarza po skierowanie na test z krwi i po trzeci test do apteki. Tym razem obydwa wyszły pozytywnie:) I tak oto 5 sierpnia 2006 roku byłam pewna, że nosze pod serduszkiem moje drugie dzieciątko.
 
Do góry