M_KTOSIU, wspaniala historia...:-)
A my staralismy sie od okolo 8 miesiecy i powiem szczerze ze juz myslalam ze jest ze mna cos nie tak...:-( , bo nie zabezpieczalismy sie wcale i ciagle nic....Poza tym kolezanka z pracy tez starala sie o dzidziusia, tak wiec wspieralysmy sie wzajemnie - jej sie udalo, niestety w czerwcu poronila i zrobilo sie strasznie smutno (to byl poczatek 3 miesiaca... ).
W ogole jakis dziwny byl ten czerwiec, ja w koncu zlpalam jakas angine i wyladowalam na zwolnieniu lekarskim....no i wtedy mialam dostac okres....ale zaczal sie spozniac...Zapalila sie we mnie iskierka nadziei, poniewaz zawsze mialam regularne cykle, wiec pomyslalam, ze moze sie udalo nareszcie. Pobieglam po test ciazowy i wynik byl dla mnie jakis taki niejednoznaczny, poniewaz druga kreska byla taka ledwo zauwazalna...Zaczelam nawet myslec ze tak bardzo chce tego dziecka ze mam urojenia i widze na tym tescie cos czego nie ma. Za 2 dni test powtorzylam (wmawialam sobie ze pewnie bylo jeszcze za wczesnie i moze teraz kreska bedzie wyrazniejsza). Kreska nadal byla blada, ale troszke bardziej widoczna. Kolezanka (ta ktora poronila) poradzila zeby zrobic test Bhcg z krwi - bo to pewniejsze. 21.06 wynik wynosil 23.25 co odpowiada ok 4 tygodniowi ciazy. Bylam wtedy chyba najszczesliwsza osoba na swiecie. A jak moj M sie cieszyl.....:-) Oczywiscie umowilam sie od razu do gin. choc zdawalam sobie sprawe, ze to jeszcze za wczesnie na stwierdzenie przez badanie....Oczywiscie na usg nie bylo jeszcze nic widac. Gin. kazal przyjsc za kilka dni - i niestety nadal nie bylo widac pecherzyka...Ja zaczelam sie denerwowac, ale gin. nie chcial nic mowic, kazal czekac i znowu przyjsc za kilka dni i pare razy powtorzyc to badanie Bhcg (poziom hormonu wzrastal, wiec to mnie pocieszalo). W koncu 5 lipca na usg bylo widac pecherzyk, ale gin. mial mine jakas nie za bardzo, cos krecil nosem ze Bhcg nie rosnie tak szybko jak powinno, ale nic wiecej nie chcial powiedziec, tylko kazal przyjsc znowu za tydzien...Strasznie sie denerwowalam tym wszystkim, bo nie wiedzialam co jest grane, ale bylam pelna nadziei...Niestety nie doczekalam kolejnej wizyty, 10 lipca zaczelam plamic...(na dodatek moj M tego samego dnia rano wyjechal na delegacje na 5 dni...). A ja niewiedzialam co mam robic, postanowilam polozyc sie na chwilke, pomyslalam ze moze plamienie minie w koncu nie bylo mocne....Ale nie mijalo :sick: Zadzwonilam do mojego gin., to bylo okolo 19 - kazal mi natychmiast przyjezdzac...Podczas usg bylo widac tylko zapadajacy sie pecherzyk i rozlewajaco sie w macicy krew...:sick: Usg bylo cale zakrwawione, to juz nie bylo plamienie....:sick: Lekarz powiedzial ze jak chce to moge jechac do szpitala, ale on sadzi ze to byla tak wczesna ciaza ze nie ma takiej koniecznosci, macica sama sie wyczysci....Nie pojechalam do szpitala, wyszlam od lekarza cala zaplakana, ludzie glupio mi sie przygladali na ulicy, a ja szlam i ryczalam, wsiadlam do taksowki i dalej ryczalam....Bylo mi tak strasznie zle, tym bardziej ze nie bylo przy mnie mojego M...Przyjechala do mnie za to kolezanka, niedawno przezyla to samo i wiedziala jak jest mi zle....Nastepny tydzien minal mi na ciaglym placzu, caly czas zastanawialam sie co zrobilam nie tak. To ze lekarz mowil ze we wczesnej ciazy czesto sie tak zdarza, wcale mnie nie przekonywalo. Krwawilam 8 dni...
Po tym zdarzeniu pierwszy raz kochalismy sie z moim M 31.07 - nie zabezpieczylismy sie, pomimo ze wiedzialam ze powinnismy poczekac pare miesiecy z nastepna proba....Po prostu sie uparlam, poza tym stwierdzilam, ze po poronieniu organizm bedzie potrzebowal troche czasu na dojscie do siebie. Dziwilam sie troche bo moj sluz przypominal taki owulacyjny, ale zbytnio nie robilam sobie zadnych nadziei, nie myslalam o tym ze znowu zajde w ciaze...
To byl poczatej naszego urlopu, 3 dni pozniej polecielismy do Tunezji. 08.08 rano zauwazylam na wkladce lekko zarozowiony sluz, myslalam ze dostalam okres, w koncu minal miesiac od poronienia...Ale nic wiecej sie nie pojawilo...Myslalam, ze to pewnie zmiana klimatu, poza tym organizm sie jeszcze nie wyregulowal itd. 2 tyg urlopu sie skonczyly, przylecielismy do Polski. Brak okresu zaczal mnie zastanawiac pod koniec sierpnia. I tak z ciekawosci postanowilam zrobic test ciazowy - nie wierzac zbytnio ze ma to jakikolwiek sens. To byl 28.08 - i test pokazal 2 grube rozowe krechy...Bylismy w szoku. Potem bylo wizyta u gin. - na usg pecherzyk ciazowy pponad 5 razy wiekszy niz wtedy...a w nim fasolka z bijacym serduszkiem!!!!!:-) 2 tygodnie poziom hormonu bHCG urosl do 142917. Maluszek rosl jak na drozdzach :-) Dopiero teraz zdalam sobie sprawe, ze tamta ciaza rozwijala sie zle...
Pomimo tego ze balam sie nastepnego poronienia, wierzylam, ze bedzie dobrze tym razem. I jest!!!!! Rezultat widac na suwaczku!!!
A ja za kazdym razem jak patrze na moj brzuszek i jak czuje kopniaczki mojego synusia mysle sobie o tym ze to prawdziwy cud i najwieksze szczescie jakie mnie moglo w zyciu spotkac....:-)
I jeszcze jedna dobra wiadomosc, kolezanka z pracy tez jest znowu w ciazy, termin na lipiec...:-)