No właśnie czekam aż mój trzon wróci z pracy
Rozumiem o czym piszesz. Ja sobie wypracowałam pewne mechanizmy, żeby nie kierować się emocjami tylko starać się na chłodno. I w takich sytuacjach mysle, czy to coś zmieni, ze się będę kłócić? Najczęściej nic, ewentualnie zepsuje mi to humor. Więc mam taka zasadę spokój pierwszy. Nie jestem obrażalska, ale potrafie zakończyć jakaś dyskusje w połowie, po to, żeby nie wejść za głęboko, bo wiedząc, ze nie mam problemu z mówieniem, co mysle, mogę powiedzieć za dużo, wiec raczej hamuje się. Co mojego meza wkurza chyba, bo często: o już konczysz, już się obrazilas. Na co mu mowie, ze się nie obraziłam, ale lepiej dla wszystkich tu zgromadzonych będzie, jeśli zakończymy temat tu i uznamy, ze mamy odmienne zdanie w tej materii. I mowie to spokojnie zawsze. Łatwiej mi się tak zyje
nie chce, żeby patrzyl ktoś na mnie jak na winna np. kłótni, bo problem jest taki, ze ja tej winy nie będę odczuwać, czym tym bardziej wszystkich wokol wkurzę.
Jak do tego doszłam? Zaczęłam analizować krok po kroku: czy to o co teraz walczę naprawdę ma sens? Czy to jest istotne? I w 99% odpowiedź była nie, wiec przestałam. Ale gdyby chodziło o zdrowie, życie itd. to wydałabym wszelkie rozkazy, żeby przetrwać i nie patrzyłbym na zdanie nikogo. Ale nie pokłócę się o to, ze nie pamiętał o rocznicy albo musi pracowac albo gary znów stoją w zlewie. Nie mój klimat.