U nas stosunki na linii dziecko pies okazały się trudne. Chyba nie ma happy endu.
Moja sunia miała 4 lata jak rodził się syn.
Od początku była bardzo silna, pewna siebie, nadreaktywna. Lubiła zaatakować przechodnia. Po pogryzieniu jej przez psa zaczęła również atakować inne pieski. Niestety, smaczki w dużych emocjach ignorowała, a ja nie jestem fanem szarpania psa, podduszanie czy kolczatek.
Metody awersyjne to nie dla mnie. U nas smaczki i kliker nie zdały egzaminu. Nauczyłam się wyprowadzać psa bezkolizyjnie, w dystansie i po łuku.
Oczywiście smycz, kiedy tylko pojawi się ktoś na horyzoncie.
Kiedy zaszłam w ciążę, zaczęłam oswajać psa ze sprzętami "dzieciowymi". Wózek, łóżeczko, bujaczek. Karmiłam przy tym i dużo chwaliłam. Puszczałam płacz dzieci z YT. Kiedy urodziłam, mąż przynosił suni ubranka dziecka do wąchania. W ich obecności bardzo chwalił psa, bawił się z nim. Niestety, pierwszy kontakt, kiedy przynieśliśmy dziecko do domu, polegał na sztywnym, zjeżonym wgapianiu się w fotelik i próbie ataku przy pierwszym poruszeniu się dziecka. Mąż złapał psa w locie i odizolował w pokoju. Byłam w totalnym szoku. Cała obolała po CC, z malusim dzieckiem i pieskiem próbującym go upolować. Tak to wyglądało. Pies cały sztywny, aż drżący z emocji, bardzo gwałtownie szturmował łóżeczko i fotelik dziecka, kiedy maluch w nim leżał. Poddałam się. Poprosiłam córkę, żeby przejęła całkowitą opiekę nad psem, dopóki nie dojdę do siebie. Tzn. chciałam, żeby karmiła i wyprowadzała psa. W międzyczasie sama trochę go szkoliła. Synek okazał się mega wymagającym i nieodkładalnym egzemplarzem. Byłam przemęczona, niewyspana i zdenerwowana. Pies zamieszkał w pokoju córki, wychodził z nią, mężem i synem. Ja się kiepsko goiłam i miałam ciężki czas. Pies bardzo długo był źle nastawiony do malucha. Zerkał spode łba, sztywniał, jeżył sierść, zadzierał ogon, chodził powoli napięty jak struna. Dopiero z czasem nieco odpuścił. Najwięcej dobrego zrobiło dokarmianie psa. Najpierw w dystansie z potem w coraz mniejszym. Jak synek miał ok pół roku i leżał w foteliku, to ja regularnie rozsypywałam wokół karmę. Oczywiście, przy rozluźnionym psie. Potem synek sam zaczął rzucać psu kulki suchego, a pies ganiał to po pokoju wywołując uśmiech na buzi dziecka. Jak w menu psa pojawiła się parówka dzięki maluchowi, to lody zostały przełamane, a pies pokochał dziecko. Trwało to bardzo długo. Do dziś nie mam zaufania. Niestety, pies ma silny instynkt myśliwski (wszystkie ptaki, gryzonie i koty są jego, jakby mógł) i terytorialny. Ja jestem jednak miękka i uległa. Ciapa. Najlepszym "oswajaczem" okazał się mały, karmiący psa parówkami i kabanosami.
Teraz koegzystują razem. Wielkiej miłości nie ma, ale nikt nikomu krzywdy nie zrobi. Oczywiście, kontakt na linii pies dziecko jest zawsze pod ścisłym nadzorem. Kontroluję samopoczucie psa (mowa ciała). Jak pies ma dość ma swój kennel w innym pokoju. Dziecko nie inicjuje kontaktu. Boi się gwałtowności reakcji psa, szybkości i hałasu, jaki robi. Pies lubi strasznie dużo sobie poszczekać. Synek trzyma dystans. Powiedział: nie lubię psów. Pieski robią mniam w rączkę. Gryzom. Kocham kotki.